Może jestem mało obiektywny, skoro Robin z Sherwood zaczarował mnie już wtedy, kiedy po raz pierwszy puszczali go w polskiej telewizji. Ciężko się więc mierzyć z czymś, co równych sobie nie ma. Ale nawet oglądając ten serial w oderwaniu od wszystkiego, jest to bolesne przeżycie. Nie chcę też specjalnie krytykować tych, którzy jak tu widzę ten serial zachwalają. Nie wydaje mi się więc, by się na moją głowę posypały gromy. Ot taki głos krytyki. Mi ten Robin Hood po prostu nie leży zupełnie...
Ile widziałeś odcinków? Bo jeżeli zaliczyłeś jedynie pilot i może drugi epizod, to się z Tobą zgadzam. Mój werdykt brzmiał: KASZANA. Ale skoro miałem reszte epów na HDD, to postanowiłem dać temu szansę i tym razem zostałem wchłonięty.
Pierwsze odcinki prezentują bardzo niski poziom aktorstwa, przynajmniej w moim odczuciu. Natomiast kolejne to jakby uczenie się na błędach i poprawienie tego i owego. Budżet serialu na pewno nie może się równać z produkcjami z najwyższej półki, ale producenci dają radę i z każdym odcinkiem podnoszą poziom serii.
Jeśli widziałeś cały sezon i nie spodobało Ci się, to nie próbuję Cię nastawić pozytywnie do tego. Każdy ma swoje zdanie.
Niestety widziałem prawie wszystkie odcinki 1 sezonu. Zwykle jak już zaczynam, to nawet z niesmakiem i cierpieniem na gębie oglądam do końca.
Wiem jednak na pewno, że drugiej serii oglądać nie chce, bo odczucie wciąż bolesne...
Ja za to jestem innego zdania: po co próbować robić film/serial na temat w którym osiągnięto już perfekcję (mówię oczywiście o "robin of sherwood")? Przeciez to jest z gory skazane na porażkę... klimatu "tamtego" robina nie da się podrobić czy powtórzyć, nie da się też wymyśleć lepszego. Pytam więc: po co? :)
nie bądź taki madry bo się nie wychowasz
A ja wole RH 2006 i to bardziej do mnie trafia!!!
Przyznam się szczerze, że kiedy zobaczyłem pierwszy odcinek, to miałem wątpliwości, czy to oby na poważnie. Koleś biega po lesie w ortalionowej kurtce i udaje kogoś, kto był kilka lat w Ziemi Świętej. Bez urazy, ale jak mordę strzelił wyglądało to na parodię. Niestety okazało się, że to jednak na poważnie. Widziałem chyba ze 4 odcinki i cóż... rachunek proszę. U mnie 3 na 10.
aleś ta się przyczepili. Zaczynam oglądać 5 odcinek i jakoś nadal nie jestem zrażony. Powiem wręcz, że przyjemnie się ogląda.
No cóż, "Nowe przygody Robin Hooda" też się pewnie niektórym podobały. Zwłaszcza dzięki Lady Marion, która biegała po lesie ubrana jak ladacznica ;]
"po co próbować robić film/serial na temat w którym osiągnięto już perfekcję"
Bo mechanizm pop-kultury wymaga, by każde pokolenie, podobnie jak ma swojego Bonda, miało swojego Robina. Wskrzeszanie łucznika z Sherwood musi odbywać się regularnie co 10-15 lat.
Ja, z wyżej omawianej serii spróbowałem, zdaje się, piątego odcinka. Wytrzymałem dwadzieścia minut i poddałem się. Nie wrócę już do niej nigdy ! (2/10)
Nie chcesz, nie oglądaj, ale nie narzekaj. Potrafię zrozumieć wszystkich /podejrzewam młodszych/ widzów, którym się to podoba.
Ja jestem po trzydziestce więc należę do pokolenia "Robina z Sherwood", ale nie będę do końca życia zmuszał innych do bezgranicznego składania mu hołdu.
P.S.
Moja matka z rozrzewnieniem wspomina Robina z Greenem, ewentualnie Flynnem. W latach 80-tych,Pread i Connery byli dla niej bluźniercami. Ale po latach, ku mojemu zaskoczeniu, polubiła ich /jak i serial/. Co do tego nowego, to chyba raczej nie ma szans.