Muszę powiedzieć, że dawno oglądając film/serial nie waliła mi tak pikawa, jak przy 3 ostatnich minutach Sopranos! Powiem krótko Scena śmierci Johna - świetna - haftający Murzyn, koła samochodu zbliżające się do głowy białego. Potem jeszcze scena z uncle Jun. Yarrr, świetna - nie spodziewałem się że Tony o go odwiedzi. Facet jest już jak roślina.
I teraz finał.
Kilka epizodów wcześniej była scena na łodce, którą Chase przpomniałnam w zeszłym odcinku. Bobby powiedział coś na kształt: "Prawdopodobnie kiedy to się dzije, pewnie nic nawet nie czujesz - po prostu wszystko staje się czarne". I sądzę, że tak właśnie mamy rozumieć zakończenie.
Koniec... stało się, "a życie toczyło się dalej".