Trochę szkoda to mówić, ale serial cierpi na bardzo popularną dzisiaj dolegliwość - po prostu jest wymyślany na bieżąco. Autorzy piszą zagadkę, budują tajemnicę nie mając w głowie pomysłu na jej rozwiązanie. Potem starają się wszystko posklejać do kupy, ale to nie ma prawa się udać - wątków powymyślanych i porozjeżdżanych we wszelkie strony nie da się skleić spójnym zakończeniem na poczekaniu. Ja jako widz obserwuję to co się dzieje na ekranie i staram się odgadnąć jakie jest rozwiązanie zagadki, a tak naprawdę jestem oszukiwany przez twórców, bo zagadka nie ma rozwiązania, sama w sobie jest serialem. Widz liczy na to, że w finale przeżyje wielkie wow, że pomyśli sobie - no tak, tak właśnie było, wszystko na to wskazywało, jak mogłem się nie domyślić, teraz wszystko ma sens. A w zamian za to dostaje co? Mierny finał który nijak się ma do całej historii. Widz gdyby na starcie wiedział że cała zagadka nie ma sensu, że nie zostanie rozwiązana a wszystko co się dzieje ma tylko go zaciekawić jak puste pudełko - po prostu by nie oglądał.
Dokładnie tak. Też jestem zawiedziona.. Tyle wątków niedokończonych, tyle pytań.. Finał porażka.
I to jest właśnie dobry chwyt na kupienie widza. Co do serialu, ja odnoszę wrażenie, a raczej po prostu wiem, że Marlene od początku była bardzo zafascynowana wątkiem bliźniaczek Alison i Courtney, co chciała w swojej pracy zrealizować. W przypadku tej książki i serialu, kompletne odwzorowanie jest niemożliwe. A to dlatego, że książka mogłaby zdradzać szczegóły serialu. Marlene na początku ściśle, w większym stopniu - bazowała. Wszystko pachniało tym książkowym klimatem - wątek Mony jako "A" i seria innych, poruszonych kwestii. Dla mnie serial skończył się na 4 sezonie. Potem zrobił się z tego straszny bałagan i nawał wielu sprzecznych informacji. Domyśliłam się, że serial jest już robiony ze względu na korzyści majątkowe, które zawdzięcza się dużej oglądalności. Gdy serial zyskał na szerokiej popularności, to Marlene za wszelką cenę starała się zamienić postacie bliźniaczek blondynek, kombinując i eksperymentując z Cece, nieznanymi członkami rodziny i Alex ze Spencer. Myślę, że nie chciała, aby widzowie zorientowali się poprzez bycie na bieżąco z książką, kto jest tajemniczym prześladowcą. Wcale się jej z tego powodu nie dziwię - serial byłby do bólu przewidywalny w świetle zdradzającej fabułę serialu książki. Jednak to nie usprawiedliwia braku profesjonalizmu i odpowiedniego przewidzenia przebiegu scenariusza od początku do końca, przy tym bez urażenia logiki widza. A szkoda, bo wątek z Radley, gdy trafiła tam Spencer był naprawdę ciekawy i już wtedy można było stworzyć o wiele spójniejszy przebieg zdarzeń. Było dużo ciekawych pomysłów na serial. Można było Charlesa ustawić jako Wrena- to by wyjaśniało jego dziwne zachowanie w Radley, podczas hospitalizacji Mony i Spencer. Jako czarną wdowę - Melissę, która mimo upływu lat po śmierci Iana wciąż w sobie dusiła żal do siostry i jej przyjaciółek. Można było zakręcić się w wątku NAT klubu, zabójstwem Shany, które zostało po prostu zlane(dziwi mnie brak jakiejkolwiek odpowiedzi na ten wątek, kiedy Ezra był złapany w ostatnich odcinkach, myślałam, że chodziło o jego przyznanie się do winy za jej zabójstwo, aby chronić Arię, a tu jakaś sprawa wyciągnięta sprzed kilku lat), przyjaciół Caleba z Ravenswood z wizytacją u niego, jak i połączenie tych seriali byłoby również ciekawe, zwłaszcza, że Pani Grunwald to świetna, tajemnicza postać, a okazała się zwykłą starszą panią, która gadała od rzeczy. Cieszę się, że widzowie są konsekwentni i obiektywnie oceniają zakończenie, jak i całokształt serialu, pomimo przywiązania.