jestem ogromną fanką seriali z gatunku true crime. niezwykle często wymienia się Staircase jako jeden z rzekomo najlepszych seriali tego gatunku i czytałam przedtem mnóstwo opinii jaki świetny jest ten serial, że to arcydzieło itd. w końcu sama obejrzałam i myślę "co za bzdura?"
przede wszystkim ten serial jest strasznie stronniczy. twórcy nie pokazują wszystkich faktów, wręcz skupiają się głównie na udowodnieniu że Peterson jest niewinny.
montaż jest tragiczny. po co rozwlekać aż na 13 odcinków skoro spokojnie można było zamknąć tą całą historię w 6, góra 7 odcinkach? ciekawe zresztą, że babka odpowiedzialna właśnie za montaż Sophie Burnet była w związku z Michaelem Petersonem przez 13 lat od 2002 do 2017 roku.
nie tylko beznadziejny montaż i nachalny subiektywizm mnie zniechęcały do dalszego oglądania, ale też adwokat który bronił Petersona, David Rudolff. odrzucający typ.
Sam temat jest niezwykle ciekawy, a dokument dobry, ale pod warunkiem, że oglądasz go ze świadomością, iż powstał na zlecenie Petersona, żeby naprawić swój wizerunek i przedstawić go masowej publice jako niewinnego, wrażliwego i kochającego męża oraz ojca. Dlatego właśnie jest stronniczy, a sam oskarżony pajacuje i płacze na pokaz, mimo że jego wina jest oczywista dla każdego człowieka, który ma mózg. Pominę kwestię ptaka, przez którego niby ta kobieta spadła ze schodów i - uwaga - była cała zmasakrowana, bo przecież po upadku z dwóch schodków tak się właśnie wygląda, prawda. Romans Petersona bodajże z producentką tego "dzieła" również sporo wyjaśnia. Desperacka próba ratowania wizerunku tego pana pisarza była obrzydliwa i to, że typ już od dawna siedzi w domku jest skandaliczne.
historia jest owszem ciekawa, ale nie zgodzę się z tym że ten dokument jest dobry nawet już pomijając fakt, że został wykonany na zlecenie Petersona jako próba ratowania swojego wizerunku. jeszcze nie spotkałam się z serialem który mając tak intrygującą historię zrobił z niej coś równie nudnego.
nie sposób jednak się nie zgodzić co do tego jak Peterson pajacował, płakał na pokaz i jego oczywistej winy.
rozumiem na czym polega praca obrońcy, ale próba wmówienia że ta klatka schodowa nie była miejscem zbrodni a miejscem tragicznego wypadku jest obrazą ludzkiej inteligencji. tak absolutnie nie wygląda miejsce w którym ktoś "po prostu spadł" ze schodów.
Z częścią się zgodzę, ale dodam swoje 3 grosze:
- jego wartość i przyjemność oglądania polega właśnie na odkuchennej a co za tym idzie subiektywnej narracji, ale tego chyba każdy kto ma mózg jest świadomy,
- założeniem nie była faktografia, a ukazanie procesu, no i wiadomo ocieplenie jego wizerunku co w sumie się nie specjalnie udało, bo gość nie specjalnie zabiega o współczucie widza, wręcz ma taką postawę co ma być to będzie, a jestem jaki jestem,
- nie podoba mi się publiczne orzekanie o winie, nie twierdzę, że jest niewinny, ale jak to się pojawia w serialu idea wymiaru sprawiedliwości to udowodnić komuś niewinność, to nie oskarżony ma udowadniać, że nie jest wielbłądem, a oskarżyciel znaleźć tyle cech aby nie było wątpliwości, że to wielbłąd, posiadanie 4 kopyt nie czyni zwierzęcia jeszcze wielbłądem.
Zgadzam się w całej rozciągłości. Ten dokument nie jest nawet dobry a co dopiero najlepszy. Nie wiem jak ktokolwiek mógł stwierdzić coś takiego? I co innego z gatunku true crime oglądał? Bo to jeszcze jakoś broni się w pierwszej połowie, ale końcówka to jakaś masakra. Chaotyczne, subiektywne do bólu a przemilczanych spraw jest tyle, że co chwilę powtarzałem "o czym oni gadają". I jeśli Schody powstały, by podreperować PR oskarżonego to coś im bardzo nie wyszło. Z początku nawet byłem skłonny uwierzyć, ale potem to wszystko stało się takie śliskie i jednostronne...