i niestety ten mini-serial nie umywa się do trylogii z Romy Scheider. Przede wszystkim jest nakręcony zbyt współcześnie (seks w ogrodzie, serio?), nie ma tego uroku, który aż się wylewa z telewizora w wersji z lat 50. Historycznie są błędy w obu wersjach, mniejsze lub większe. Jedyny plus to aktorka, która odważyła się zagrać Elżbietę. Bardzo ciekawa uroda, niezła gra, ale czy to scenariusz tak był napisany, że ta postać nie wzbudziła we mnie wielkiej sympatii. Podobnie jak Franciszek, który mnie kompletnie tu nie przekonuje. Nie ma bliskiego związku Elżbiety z rodzinnym domem ani wyraźnie zarysowanego konfliktu z Zofią. Elżbieta jest smutna, zacięta, wiecznie zła i zwyczajnie niemiła. Poza tym nie czuć tu tego przepychu dworu austriackiego, suknie nie robią wielkiego wrażenia, wnętrza też, bale się nie umywają do tych z "Sissi". Scena w operze włoskiej - moim zdaniem - też o wiele słabsza. Na pewno na moja ocenę ma duży wpływa to, że wersja z lat 50 podoba mi się o wiele bardziej. No ale twórcy musieli się z tym liczyć.
Co to tej wersji wydała mi się ona bardziej realna i rzeczywista, zwłaszcza porównują do produkcji z 50-tych która była dla mnie zbyt cukierkowa .
Co do gry aktorskiej mam podobnie zdanie ;) - Dla mnie wersja z lat 50-tych jest zagrana zbyt teatralnie .
Ale właśnie może dlatego jest zagrana lepiej? Nie dość, że aktorzy byli lepsi warsztatowo, to jeszcze cała scenografia, kostiumy, muzyka, genialnie pokazany przepych cesarstwa to wszystko sprawiało, że wersja z lat 50. jest o wiele bardziej autentyczna, lepiej oddaje klimat tamtych czasów, lepiej się ogląda.
Osobiście właśnie przez tą teatralność w każdym geście, mimice nie ogląda mi się lepiej, no ale jak to się mówi są gusta i guściki .
Dokładnie, i dlatego ja zdecydowanie wolę starą wersję i tak już zostanie :-).