To nie jest typowy serial medyczny, moim zdaniem ta etykietka do niego nie pasuje, chociaż bohaterem jest lekarz. Ja go widzę jako serial o zabawie w Boga, o tym, co się dzieje, gdy człowiek uzna, że może decydować o losie innych ludzi. Nawet tych „złych”. Poaczatkowo pacjenci są jak karykatury z komiksów, przerysowani, bohater (i widz) jest pewien swoich racji. No bo jak sie takiej gnidy nie pozbyć? Ale już przy drugim pacjencie mamy rysę - bo jest żona, matka, która tego „złego” kocha. Tu jeszcze można zagłuszyć sumienie, ale czy dalej będzie tak samo. Z drugiej strony mamy Justynę - „młodego boga”, która bawi się jakby jutra miało nie być , i podobnie jak tatuś ma za nic życie innych. Póki co - ja jestem na tak.