SPOILERY dla osób, które nie oglądają odcinków na bieżąco.
Pytanie jak w temacie.
Co myślicie o tej postaci? Lubicie ją, a może wręcz przeciwnie? Jest dość znacząca w serialu.
Bardzo ważna dla Krasussa. Ich realcja na początku wydawała się dość silna. Później
skrzywdzona przez jego syna ucieka do obozu rebeliantów. Dokonuje zemsty, zabijając
Tyberiusza. A teraz... Znów jest przy Krasussie...
Jak myślicie, co dalej będzie z Kore? Jej wątek zostanie jakoś rozwiązany? Został nam jeden
odcinek... Czasu antenowego, jak na lekarstwo..
Postać na pewno ważna, pojawiała się w każdym odcinku. Jej osoba jest powiązana z Krassusem, Tyberiuszem i Cezarem, w dodatku zabiła jednego z nich. O tyle znacząca, że jej obecność bądź jej brak, miały duży wpływ na Krassusa i w konsekwencji na decyzje, które podejmował. Mi zupełnie nie przeszkadza, dosyć intrygująca postać. Akceptująca swój los, traktowana lepiej od innych, jednak wciąż niewolnik. Myślę, że jej wątek, jak każdej ważnej postaci, będzie odpowiednio zakończony, prawdopodobnie jej tragiczną śmiercią.
Troszkę straciłem sympatii do Kory kiedy zabiła Tyberiusza i słowach które wypowiedziała - "wyrównać rachunki" - Niby Tyberiusz zgwałcił ją mimo, że była dla niego jak matka i pragnął dalej to uskuteczniać. Lecz śmierć za gwałt? chyba niezbyt sprawiedliwe uregulowanie rachunków. Przynajmniej niesprawiedliwe w rękach takiej dobrej postaci jak Kore. Tyberiusz był złą postacią wiadomo, ale właśnie takie postaci nadają kolorytu całemu serialowi i zabijanie ich przedwcześnie odejmuję cały smaczek. Swoją drogą chciałem też zobaczyć konfrontację Tyberiusza z Markusem, kiedy ten ostatni dowiedziałby się o uczynkach swojego syna względem Kory. Co się stanie dalej z Kore? sądząc po ostatnim zdaniu wypowiedzianym przez Markusa najprawdopodobniej będzie traktowana przez niego bardziej zaborczo i przedmiotowo jak typowy niewolnik. Znając wnikliwość Markusa pewnie domyśli się co zaszło pomiędzy nią a jego synem. Obstawiam że konsekwencją tego będzie mylne odczytanie rzeczywistości lub też po prostu chęć zemsty za jej ucieczkę i posądzenie Kory o romans z Tyberiuszem. Dziwie się, że we wcześniejszych odcinkach nie przypuszczał że coś było nie tak miedzy nimi... przynajmniej z zachowania Kory można było to odczytać (smutne spojrzenie, łzy, drżenie w głosie w trakcie rozmowy po powrocie Markusa z udanego odbicia miasta). Oczywiście Tyberiusz stał się wyrachowany i zimny po śmierci swojego najbliższego kolegi, a też relacje z ojcem były znikome toteż tutaj nie dopatrywałbym się braku spostrzegawczości ze strony Imperatora. Podsumowując całość wydaje mi się że Kore ostatecznie zginie z rąk Markusa
PS. to był jeden z najciekawszych wątków a został przedstawiony bardzo minimalistycznie...
Też przeczuwam, że można ona zostać zabita z rąk Marka. Tylko czy prawda o gwałcie wyjdzie na jaw...
Nawet jeśli prawda zostanie odkryta to końcowe rozstrzygniecie sytuacji nie będzie aż tak ciekawe i emocjonujące jak mogło by być za życia Tyberiusza.
"śmierć za gwałt? chyba niezbyt sprawiedliwe uregulowanie rachunków" czy tak samo odebrałeś wysłanie Tybka na śmierć przez zgwałconego przez niego Cezara? Że przesadził, skoro został "tylko" zgwałcony?
Myślę, że z punktu widzenia zgwałconej osoby śmierć oprawcy może być bardzo satysfakcjonująca.
Ciekawy problem i dobre spostrzeżenia. Z przyjemnością odpowiem i wyjaśnię mój punkt widzenia. Oczywiście, że samą niesprawiedliwość odebrałem tak samo w obydwóch przypadkach. Śmierć oprawcy nigdy nie będzie adekwatną karą w kontekście gwałtu na ofierze. Różnica polega jednak na tym, że Cezara nie można nazwać z grubsza pozytywnym bohaterem. Z resztą jak każdego Rzymianina. Nie licząc jednego wyjątku - Laety. Stąd postępowanie Juliusza względem Tyberiusza nie było do usprawiedliwienia, lecz było z całą pewnością do przewidzenia - dlatego, że obaj chcieli tego samego tytułu co skłaniało ich do niezdrowej typowo Rzymskiej rywalizacji, która jak dobrze wiemy opiera się w dużej mierze na; podstępnych nikczemnych intrygach, tajnych planach i spiskowaniu - co na ogół kończy się czyjąś śmiercią. Natomiast Kore była dla mnie ucieleśnieniem dobroci, niewinności, spokoju, skromności... Po kimś takim jak Ona nie spodziewałem się podjęcia, aż tak drastycznych kroków na, które się niestety zdobyła. Przesadzona zemsta na pewno jest dla niej satysfakcjonująca jak to sama trafnie zauważyłaś, ale gdzie miejsce na wyrzuty sumienia? czy znajdują się one na samym końcu jej hierarchii wartości? Tym bardziej że Tyberiusz do czasu gwałtu był bliską osobą nie tylko i wyłącznie dla niej. Był synem jej ukochanego... Nawet jeśli prawda by się nie wydała kto zabił Tyberiusza. To jak mogła by żyć u boku Krassusa mając krew na swoich rękach? No cóż... W skrócie jej wizerunek w moich oczach sporo stracił... Postawa która prezentuje jest szokująca, rozczarowująca i zasmucająca...
Rozumiem o co ci chodzi, jednak mam inne spojrzenie, być moze ze wzgledu na mój kobiecy punkt widzenia :)
Ja widzę Kore jako niewolnicę najbogatszego człowieka Rzymu, cieszącą sie specjalnymi względami pana domu, jego dzieci, a nawet żony. To nie jest niewolnica Batiatusa, czy jakiegoś farmera, zmuszana do ciężkiej pracy, oddawana dla przyjemności byle komu, niepewna jutra. jestem pewna, że ona nigdy nie spotkala się z przemocą i złym traktowaniem, bedąc pod ochroną Marka. Odpłacila to swoim oddaniem, miłością i posłuszeństwem.
I wszystko to runęło w momencie gwałtu dokonanego przez chłopca, którego sama wychowała i kochała. Nie dosć, ze to byl prawdopodobnie pierwszy w jej życiu atak na jej osobę, to jeszcze dokonany przez kogoś najbliższego. Czyli do przemocy seksualnej doszła też ZDRADA. O ile z tym wszystkim jeszcze Kore BYĆ MOŻE by sobie poradziła, o tyle z późniejszym aroganckim i napastliwym zachowaniem Tybka, ojcowskim, faworyzującym podejściem Marka do niego, już nie potrafiła sobie dać rady. Wydaje mi sie, ze dopiero wtedy otworzyły sie jej oczy na jej rzeczywisty status, na to co straciła i wtedy właśnie odezwala się w niej chęć zemsty na osobie, która w tak straszny sposób zdradziła ją i zabrała jej to wszystko: jej pozycję, bezpieczeństwo, miłość którą dzieliła z Markiem, ale również.. jej uczucia do Tybka.
O ile dla ciebie Kore jest rozczarowująca, u mnie dużo zyskała. Okazała siłę i osobistą godność - już nie jest niewolnicą płaczącą po napastowaniu Juliusza. Przypomniała mi trochę Nasira, który czuł, jakby Sparty odebrał mu jego dotychczasowe życie, pozycję i podjął stosowne kroki, żeby się na nim zemścić :) Charakter Nasira rozkwitł w rebelii i wyciągnął go na szczyty hierarchii - kto wie, czy gdyby Kore nie została wśród rebeliantów, czy z czasem nie okazałaby się równie silna i przydatna powstaniu ;P
"Ja widzę Kore jako niewolnicę najbogatszego człowieka Rzymu, cieszącą sie specjalnymi względami pana domu, jego dzieci, a nawet żony. To nie jest niewolnica Batiatusa, czy jakiegoś farmera, zmuszana do ciężkiej pracy, oddawana dla przyjemności byle komu, niepewna jutra. jestem pewna, że ona nigdy nie spotkała się z przemocą i złym traktowaniem, będąc pod ochroną Marka. Odpłaciła to swoim oddaniem, miłością i posłuszeństwem." - Miałbym wątpliwości co do specjalnych względów Kore, którymi rzekomo została obdarzona przez żonę Marcusa. W pierwszych odcinkach było wyraźnie widać jak żona Marcusa wydaje jej szorstkie polecenia i rzuca na nią przenikliwy wzrok oraz rozmawia w dwuznaczny sposób z Marcusem w jej obecności, aby poczuła się zmieszana. Zupełnie tak jakby dobrze wiedziała o ich romansie i chciała dać jej wyraz swojej dezaprobaty. Nie wydaje mi się żeby wpływało to korzystnie na samopoczucie Kore. Cezar dobierając się do niej udowodnił z kolei, że całkowicie bezpieczna się czuć nie może. Na szczęście uratował ją wtedy Marcus. Choć trzeba podkreślić że był to czysty przypadek. Jednak nie czepiając się bardziej szczegółów to zgadzamy się w ogólnej kwestii, odnośnie dość szklarniowych warunków jej życia w porównaniu z innymi niewolnikami. Za co mogła być wdzięczna jeśli nie wyłącznie to przede wszystkim Marcusowi, któremu pewnie oficjalnie było niezręcznie afiszować się ze swoją wielkodusznością dla niewolnicy.
"I wszystko to runęło w momencie gwałtu dokonanego przez chłopca, którego sama wychowała i kochała. Nie dosć, ze to byl prawdopodobnie pierwszy w jej życiu atak na jej osobę, to jeszcze dokonany przez kogoś najbliższego. Czyli do przemocy seksualnej doszła też ZDRADA. O ile z tym wszystkim jeszcze Kore BYĆ MOŻE by sobie poradziła, o tyle z późniejszym aroganckim i napastliwym zachowaniem Tybka, ojcowskim, faworyzującym podejściem Marka do niego, już nie potrafiła sobie dać rady." Ty mówisz że wszystko runęło w momencie gwałtu, a dla mnie było to bardzo przykre zdarzenie o którym Marcus powinien dowiedzieć się z jej ust niezwłocznie po swoim powrocie do domu. W pełni rozumiałem to, że się wstydziła, że miała wątpliwości czy Marcus jej uwierzy, jak na nią zacznie spoglądać po stosunku z jego własnym synem, czy nie będzie czuć do niej odrazy. Wychodzę z założenia, że skoro się kochali to nie powinni mieć przed sobą tajemnic, a jedyną słuszną drogą w takim przypadku jest chęć podjęcia rozmowy, nawet tej najtrudniejszej, a nie zamykanie się w sobie, ucieczka, czy też najgorsze z możliwych - dosłownie - "wyeliminowanie" problemu, w miejscu którego potencjalnie rodzi się jeszcze większy. Bo przecież faktu, że Tyberiusz został zabity przez Kore, nie da się wybaczyć z perspektywy Marcusa. Poza tym Marcus był do niej otwarty i dzielił się z nią problemami z synem. Na tej podstawie twierdzę, że również byłby w stanie zrozumieć, jej kłopoty z Tyberiuszem. Faworyzowanie syna - masz pewnie na myśli niefrasobliwe wypowiedziane słowa przez Marcusa - "Nie ma takiej rzeczy, której ojciec nie wybaczył by synowi" - Miały one na celu uspokoić Kore i przekonać ją do tego, że wszystko jest już dobrze w relacjach ojciec - syn. Niestety zostały one użyte przez Marcusa w nieodpowiednim czasie i paradoksalnie wywołały jeszcze większą panikę i niepewność u Kore, gdyż przyjęła je zbyt dosłownie odnosząc je wyłącznie do gwałtu Tyberiusza. Jednak przez to zrządzenie losu stworzyła się najlepsza okazja na wyjawienie całej prawy, gdyby wtedy razem ze szczerymi łzami powiedziała Marcusowi co się stało, jestem prawie pewny że uwierzyłby jej. Sama Kore pokazałaby wtedy hard ducha, że mimo trudnej sytuacji potrafi stawić czoła rzeczywistości. A nie tak jak już wspomniana przeze mnie wyżej; ucieczka od problemu - ewakuacja do obozu rebeliantów, następnie okazanie totalnej bezsilności czyli dosłowne "wyeliminowanie" problemu - zabicie Tuberiusza i w konsekwencji pojawienie się jeszcze większego problemu - patrzenie w oczy Marcusowi i pocieszanie go po stracie przez Kore, która dobrze wie o tym, że przez to staje się wyrafinowaną morderczynią. Zupełnie nie różniąc się w swoich poczynaniach od Ilidyi czy Lukrecji z poprzednich wersji. Napisałaś, że Kore straciła godność. To prawda. Miała szansę odzyskać jej namiastkę w obozie rebeliantów obcinając ogonek Tyberiuszowi, było by to lepsze wyjście od tego całego zabijania. Może zbytnio się wczuwam i powinienem spojrzeć na to z chłodnym dystansem, wykazując mniej empatii. Ale przeglądając inne tematy obiło mi się o oko, że chyba też emocjonalnie podchodzisz do postaci które lubisz (Nasir), często do niego nawiązujesz :)
Tertulla nie lubi Kore i jest to pokazane w serialu. Na pewno wie o jej specjalnym statusie w łóżku Marka. Ale ona sama jest na świeczniku i do tego - nie oszukujmy się - jest również własnością Marka i nigdy nie pozwoliłaby sobie na okazanie wobec jego ulubienicy jawnej niechęci. Zna Mareczka i wie, że taka konfrontacja źle by się dla niej skończyła.
My nie możemy patrzeć na Krssusów jak na Batiatusów. To dwie zupełnie inne ligi. To co mogła robić, pozwolić sobie Lukrecja, nie mogła zrobić Tertulla.
Cezar udowodnił Kore tyle, że właśnie dowiedziała się że żyje pod kloszem. Julek pokazał jak wygląda prawdziwe życie niewolników, bo jest dla niego tylko chodzącą rzeczą. Nie sądzę, żeby ktokolwiek wcześniej na coś takiego się odważył, bo ludzie zdawali sobie sprawę, że owszem, jest chodzącym wyposażeniem domu, ale wyposażeniem domu KRASSUSA.
Dlatego Kore tak niefrasobliwie weszła do łaźni, bo w życiu nie spodziewałaby się takiego zachowania gościa Wielkiego Marka. Ponownie - to nie jest dom Batiatusa, gdzie dziewicze niewolnice daje się na brutalny seks, żonę jednego niewolnika innemu, bo jakiś zbok sobie tego zażyczy. Wyobraź sobie taką sytuację w domu Krassusa, z gościa zostałyby strzępy :)
Cały twój drugi akapit podsumuję jednym: ja w ogóle nie rozumiem zachowania Kore w kwestii zatajenia gwałtu dokonanego przez Tybka. To znaczy rozumiem co wymyślili twórcy, żeby to wytłumaczyć, ale jest to logika i tłumaczenie z dupy, jako zabieg mający na celu umieszczenie Kore wśród rebeliantów, nie ważne jak głupi, liczy się rezultat. To nie jest pierwszy karkołomny zabieg w tym sezonie, mający coś tam na celu, ale którego droga do tego celu pozostawia wiele do życzenia.
"Napisałaś, że Kore straciła godność" hm napisałam "Okazała siłę i osobistą godność" ;)
Ok, skoro mój emocjonalny stosunek do Nasira aż tak bije po oczach (mimo tego, że piszę o faktach w jego przypadku, stronniczość wskazywałaby na naginanie rzeczywistości, ale ok) - to może porównam Kore do Miry? Nieważne, że nie pasuje ze wszystkim, bo nie miała aż tak wysokiego statusu u boku dominusa jak Kore i Nasir (była wykorzystywana do zaspokajania chuci gladiatorów i opasłych wieprzów w ramach podziękowań), ale w sumie na upartego mogę ją uznać za podobną Kore, bo odzyskała osobistą godność w rebelii, była blisko przywódcy, wykazała siłę i była bardzo przydatna rebelii.
Jest dokładnie tak jak piszesz! Czyli wyciągając esencję z tego; Kore zawdzięcza wszystko swojemu ukochanemu Marcusowi. A ja dodam jeszcze krótko od siebie, że w ramach podziękowań zabiła mu syna.
O widzisz o to mi chodziło. Że w końcówce zrobili z niej kompletną idiotkę, która postępuje nielogicznie i wbrew jakimkolwiek zasadom moralnym. O ile nie doszukiwałem się nigdy w tym serialu realizmu historycznego, tak w wymiarze psychologicznym lubię dobrze poukładane historie i rażą mnie takie na siłę sklecane wątki, które perfidnie krzywdzą bohaterów. Tylko po to się dostała do obozu buntowników, żeby zabić zboczka (zachowując się bardzo egoistycznie, tak jakby w ogóle zapomniała że Marcus istnieje), Chwile później cudownie ją olśniło, że kocha Marcusa i wróci z powrotem do niego tak jak gdyby nic nigdy się nie stało. Bez sensu. Jakby nie można tego było inaczej rozegrać. No chyba, że ona nigdy nie kochała Krassusa i zależało jej wyłącznie na prowadzeniu spokojnego żywota oraz wysokim statusie społecznym wśród niewolników najbogatszego domu w Rzymie.
Bije po oczach, bo w jednym z tematów napisałaś że byłaś rozczarowana jego zachowaniem. Bodaj chodziło o to, że był dość powściągliwy w okazywaniu radości dla Argona po jego oswobodzeniu z ukrzyżowania. (Więc de facto nic tam nie trzeba było analizować z naginaniem rzeczywistości - bo otwarcie sama przyznałaś że jego postawa Ci nie spodobała), a mniemam że jeśli zwróciłaś na to uwagę na tyle żeby o tym pisać to musisz lubić samą postać :), no chyba że się mylę :P. A co do motywu z Mirą to szczerze mówiąc oglądałem dość dawno tę serię. A nie chciałbym czegoś pomylić. Więc na temat Miry wolałbym się nie wypowiadać bo mogę wyjść na idiotę jak Kore :)