Sztuką w sztuce jest głównie to, by zachować umiar - sprawnie biegać sobie od popu do klasyki, nie robiąc ani z jednej strony, ani z drugiej wielkiego halo. Bo gdy się w wielkie halo popadnie, to można bardzo łatwo wjechać w rejstry albo śmieszności albo ckliwości albo naiwności. Według mnie ten serial, niestety, w pewnym momencie wpadł w taką właśnie pułapkę. Coś, co miało być złożone i nieoczywiste (stąd też i zawirowania w chronologii, których nie uważam samych w sobie za błąd), ostatecznie okazało się dość banalną przypowiastką, na której końcu czeka nas tłuściustka kropka pt "kochajmy się/sztuka wszystko wyleczy/ludzie są dobrzy, o ile z nią obcują/ co cię nie zabije, to cię uczyni wspaniałym ojcem/córką itd". Wszystko to zaś jawnie pokazuje, że opiewana w serialu otwartość jest otwartością tylko o tyle, o ile jest się otwartym na "kogoś z nas, artystów" oraz na "tych, których znamy". Ci, którzy dla bohaterów są nieznani albo nie umieją w aktorstwo czy inne śpiewy, zostają w ogóle pominięci w historii (patrz np. zwierzęta albo... pasażerowie samolotu, z których ż a d e n nie doczekał się wzmianki o sobie w całym serialu, co by przypadkiem nie zaburzył słodkiego smaku produktu). Ostatecznie, po dość obiecującym początku, otrzymujemy niemalże biblijną (choć to raczej wersja biblii dla dzieci) przypowieść o tym, że odbity na powielaczu komiks potrafi uratować świat, a sztuka to obsesyjne recytowanie szekspira i życie w taborze podobnym sekcie. Jakby tego było mało, relacje między niektórymi postaciami nie zostały pokazane w zbyt rozbudowany sposób, a co mogło by wiele wnieść (ot, np Kirsten/Alex czy Clark/Elisabeth). Owszem, było w tym serialu wiele fajnych momentów, ciekawa jest sama konstrukcja narracyjna, pokazywanie danej sceny z różnych punktów widzenia itp., niestety dziecko (np. urocza mała Kirsten - najlepsza rola!) zostało wylane z kąpielą. Szkoda. Cóż. Na pewno nie jest to produkcja zła, nawet jestem w stanie zrozumieć, że ktoś miał potrzebę niejako sprzeciwić się typowym klimatom post-apo i pokazać pewne pozytywy trudnych sytuacji, ale cóż... Wyszło, jak wyszło, czyli dość ckliwie i poprawnościowo, z tym, że poprawność toto taka no, dla "art"wybrańców", a dodatkowo dość naiwna. Tak, czy tak, obejrzeć warto, czas totalnie stracony to nie był.