Picard wywołuje miłe wspomnienia u mnie jako fana ST, jest co prawda chwilami powolny i melancholijny, ale w końcu ci którzy oglądali TNG w latach 80/90-tych też nie są już młodzieniaszkami:) Dla innych, podejrzewam (z domowych obserwacji) - jest niestrawny.
Ogólnie na plus, w odróżnieniu od Star Trek Discovery nie ma netflixowego moralizatorstwa na każdym kroku, a jest kilka fajnych zwrotów akcji, oraz parę postaci które wyłaniają się z odmętów pamięci z przyjemnym zaskoczeniem.
Ubawiłem się tym, że od razu sięgnięto po stary trick - jeżeli oglądalność siada, wsadzamy Borga. Sześcian Borga pojawia się bodaj na końcu pierwszego odcinka, co zapewnia że nie da się na nim zakończyć. Później nieco (jak na Borga) rozczarowuje, niestety.
Boję się sięgnąć po drugi sezon, myślałem że to jednak zamknięta formuła i nie da się tego uciągnąć na poziomie - cóż, zobaczymy.