Musze przyznać, że jest to rewelacyjny serial i godny następca TNG. Wszystko to dzięki świetnemu pomysłowi i bardzo ciekawym postaciom z Quarkiem, Odo i Garakiem na czele (chociaż Dr Bashir i Jadzia też byli świetni). Niestety Avery Brooks, grający kapitana Sisko nie sprostał zadaniu. Baa, wypadł fatalnie i nawet młodziutki Cirroc Lofton (Jake) bije go na głowę jeśli chodzi o kunszt aktorski. Chyba producenci serialu chcieli być poprawni politycznie i wrzucić Murzyna na najwyższy stołek (zresztą był też jeden odcinek, w którym zbawcą ludzkości był inny Afroamerykanin, a także odcinek gdzie przypomniano segregację rasową w latach 50 ubiegłego wieku). Pomimo tych zgrzytów serial miał bardzo ciekawe i zróżnicowane odcinki. Od bardzo poważnych, przez zabawiające się konwencją (odcinek-hołd ST z Kirkiem), do takich, w których można boki zrywać (Magnificent Ferengi, anyone :D). Mimo niewątpliwych zalet bardziej jednak spodobał mi się poprzednik (TNG), choć pewnie dlatego, że Picarda i Daty nie da się przebić.