Ep. I - Shatterday
Egoistycznie podchodzący do życia japiszon przypadkowo wybiera pewnego wieczoru numer do własnego mieszkania. Ku jego zdumieniu, po drugiej stronie słyszy własny głos...
Nieźle pomyślany odcinek, oparty na niezawodnym koncepcie z doppelgangerem. W roli głównej: młody Bruce Willis, a za kamerą Wes Craven. Wprawdzie po osobie reżysera można by spodziewać się większej dawki grozy, ale klimat i tak jest solidny.
Ep. XLVII - The Leprechaun Artist
Trzech nastolatków spotyka na swej drodze mitycznego leprechauna. Zgodnie z tradycją, obiecuje on spełnić ich trzy życzenia...
Jak nietrudno przewidzieć, żadna z zachcianek nie spełni się w zamierzonym kształcie, stąd też przewidywany finałowy morał jest więcej niż oczywisty. A przy tym tak oklepany i banalny, że twórcy odcinka powinni się wstydzić.
Ep. XLVIII - Dead run
Szukający pracy mężczyzna znajduje zatrudnienie jako kierowca TIR-a. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie rodzaj "ładunku", jaki ma przewozić...
Pomysł na fabułę jest naprawdę dobry, wykonanie pozostawia odrobinę do życzenia. Nastrój jest dosyć mroczny, niepokojący, skutecznie wciąga widza i nie pozwala oderwać się od ekranu. Niestety, gdzieś w drugiej połowie historia nieco zmienia tor, co mnie osobiście rozczarowało. Wciąż jednak jest to bardzo intrygująca nowela, która przy okazji stawia kilka ryzykownych pytań.
Ep. XLIX - Button, button
Borykające się z problemami finansowymi małżeństwo otrzymuje pewnego dnia tajemniczą przesyłkę. Wewnątrz paczki znajduje się dziwne urządzenie z przyciskiem. Wkrótce w ich domu zjawia się mężczyzna, który wyjaśnia przeznaczenie małego przyrządu...
Odcinek na podstawie opowiadania Roberta Mathesona. Udowadnia, że podstawa to oryginalny pomysł. No i efekt zaskoczenia. "Button, button" skutecznie intryguje i trzyma w napięciu, a finałowa puenta, mimo że całkiem oczywista - w pełni zdaje egzamin. Jedyne, co mi przeszkadzało, to nieco zbyt histeryczny styl gry pary głównych aktorów.
Ep. L - Profile in Silver
Podróżujący w czasie historyk zgłębia temat prezydentury Johna Kennedy'ego. Jego obecność podczas słynnego przejazdu ulicami Dallas okaże się być brzemienna w skutki...
Pomysł całkiem fajny, choć miejscami służy on twórcom do szerzenia taniej propagandy. Finałowa "przewrotka" niestety nie przekonuje i wydaje się być mocno przekombinowana.
Ep. LI - Need to Know
Mieszkańcy małego miasteczka kolejno popadają w obłęd. Na miejsce przybywa wysłannik z Waszyngtonu, żeby zbadać zagadkową sprawę...
Intrygująca historia, która potrafi nieco zmylić swoją beztroską tonacją (jako ścieżka dźwiękowa - utwory country). Świetny pomysł z "przerażającą prawdą" i satysfakcjonujące zakończenie. W roli głównej - Frances McDormand.
Ep. LII - Red Snow
Pułkownik KGB (w tej roli George Dzundza) zostaje wysłany do położonej na Syberii wioski, aby zbadać sprawę śmierci lokalnych członków partii. Na miejscu odkrywa, jak bardzo zwyczaje i tryb życia mieszkańców różnią się od codzienności panującej w Moskwie...
Całkiem sugestywna atmosfera i - przede wszystkim - kapitalne miejsce akcji. Nie przeszkadza też, że główna tajemnica zawarta w opowieści jest bardzo łatwa do przewidzenia. Drażni za to ignoranckie podejście twórców do rzeczywistości, której najwyraźniej nie rozumieją: fakt, że wszyscy aktorzy posługują się językiem angielskim (oczywiście, z udawanym akcentem) dobrze podsumowuje to, w jaki sposób przedstawiona została tutaj sowiecka Rosja.
Ep. LIII - Take My Life... Please!
Bohaterem odcinka jest komik, który ukradł młodszemu koledze po fachu sceniczny numer. Okradziony zakrada się pewnego dnia do samochodu oszusta i grożąc mu bronią powoduje wypadek, w którym oboje giną. Jak jednak często mawiają, śmierć to dopiero początek...
Ze szczyptą czarnego humoru. Ciekawa, ukazana w krzywym zwierciadle, wizja piekła, w którym wszystkie nasze grzeszki i przewinienia wyciągane są na wierzch... w nieskończoność.
Ep. LIV - Devil's Alphabet
Kilku studentów Cambridge'u formuje grupę, którą nazywają "Stowarzyszeniem Diabelskiego Alfabetu". Przed ukończeniem studiów składają sobie wzajem przysięgę, że będą spotykać się co roku, nawet jeśli... będą martwi...
Początek zapowiada ciekawą historyjkę z dreszczykiem, a umiejscowienie akcji w wiktoriańskiej Anglii tylko dodaje całości klimatu. Niestety, przebieg akcji okazuje się być nadto mechaniczny, aby utrzymać widza w napięciu, a zakończenie rozczarowuje.
Ep. LV - The Library
Ellen, początkująca pisarka, znajduje sobie dorywczą zajęcie jako asystentka w bibliotece. Już pierwszego dnia pracy odkrywa, że bynajmniej nie będzie miała do czynienia ze zwyczajnym księgozbiorem...
Chaos deterministyczny w wydaniu podobnie spłyconym, jak to miało miejsce w przypadku "Efektu motyla". W rolach głównych: Frances Conroy i Lori Petty.
Ep. LVI - Grace Note
Rosemary marzy o karierze śpiewaczki operowej, jednak nadmiar obowiązków zabiera jej czas, który winna poświęcać na lekcje śpiewu. Wszystko zmieni się w momencie, gdy jej śmiertelnie chora siostra wypowie pewne znamienne życzenie...
Może się nie znam, ale wydaje mi się, że w wieku trzydziestu paru lat nieco już za późno na naukę śpiewu operowego. Mniejsza jednak ze szczegółami: ten epizod to po prostu kolejny łzawy smęt zdolny wywołać u widza odruch wymiotny.
Ep. LVII - Shadow Play
Skazany na śmierć za popełnienie morderstwa pierwszego stopnia mężczyzna stara się wmówić prokuratorowi, że cały proces i jego skazanie to tylko powtarzający się w nieskończoność sen...
Rozumiem, co twórcy tego odcinka mieli na myśli, jednak ta zabawa w "całe życie to matrix" wypada dosyć nonsensownie. Napięcie także jest znikome, jako, że od początku wiemy, w jaki sposób cała sprawa się skończy. Pewnym pocieszeniem jest udział Petera Coyote'a w roli głównej.
Ep. LVIII - A Day in Beaumont
Podróżujący samochodem małżonkowie są świadkami lądowania statku kosmicznego. Powiadamiają o zajściu mieszkańców pobliskiego miasteczka, ci jednak wydają się być usłyszaną rewelacją niespecjalnie poruszeni...
Bardzo przyjemna nowela łącząca science-fiction i grozę. Opowiedziana z pewnym dystansem, o czym świadczyć może chociażby "oldskulowy" wygląd obcych. Niby nic wielkiego, ale zapada w pamięć.
Ep. LIX - The Last Defender of Camelot
Starszy mężczyzna zostaje napadnięty na ulicy przez grupkę wyrostków. Bez trudu udaje mu się ich poskromić, pozwala jednak jednemu z nich zaprowadzić się do kryjówki mitycznej wiedźmy Morgan le Fay. Tak oto legendarny Lancelot stanie do decydującego pojedynku ze swym niegdysiejszym mentorem, potężnym Merlinem...
Nowelka oparta na opowiadaniu Rogera Zelazny'ego. Całkiem wdzięczna i bezproblemowa w odbiorze. W szczególności warto odnotować charakterystyczny klimat a la "eighties" oraz udział Jenny Agutter i Johna Camerona Mitchella.