Odcinek finałowy moim zdaniem przyniósł wyjaśnienie tego karkołomnego pomysłu. Otóż główny bohater , wychowany bez ojca i wypierający jego postać z pamięci, umieszcza jakąś cząstkę nieobecnego rodzica w mężczyznach mających wpływ na jego życie.
Lepiej byłoby chyba Downeyowego księdza/ojca pokazac na początku, raz że można nie dotrwać z nudów do ostatniego odcinka, dwa, serial raczej by nie stracił a mocniej zaintrygował a i ta karykaturalna gra Downeya mniej by irytowała
Niemal całość serialu to retrospekcje, bo tak go scenariuszowo wymyślono. Dlatego nie mamy jedności akcji, a część wspomnień okazuje się nie do końca prawdziwych. Główny bohater zmaga się cały czas z wyparciem części siebie. Widz dostaje łamigłówkę, która z natury rzeczy jest statyczna. Można taki zabieg formalny polubić, lub nie. W mojej ocenie, przy traktowaniu serialu jako całości, miało to sens.