W ostatnim jak dotąd sezonie SOA Jax przechodzi wielką metamorfozę. Nie wiem, czy aż za
bardzo nie zostało to pokazane, bo widać to w każdym ruchu, geście, słowie - szczególnie
słowie. Tembr głosu mu się obniżył, teraz cedzi każde słowo jak superhero o niezbitej
pewności siebie. Pewności siebie nigdy mu nie brakowało, ale teraz jego dominacja jest
strasznie wyraźna. Traktuje niemal wszystkich z góry, nawet w relacjach z Tarą widać to jakoś.
Tara swoją drogą też się "dochamiła" w trakcie serialu i nie pozostaje mu dłużna.
Wiem że Juice to łajza i głupek, jest "słaby", przylepia się do silniejszych od siebie (Clay), zrobił
coś strasznego, ale mimo wszystko to jak Jax groził mu śmiercią było dość okrutne... Chociaż z
drugiej strony wielokrotnie powtarzane jak mantra zdanie, że grozi mu zostanie drugim Clayem
jest w jakimś sensie prawdziwe... Dowodząc grupą, jakby nie było, zbirów nie ma miejsca na
okazywanie jakiejkolwiek słabości, wahania. Byłem pewien, że sprzeda Tiga, jednak odzyskał
moją sympatię po tej niesamowicie przebiegłej intrydze. Tak przebiegłej, że na granicy
realności - wiele rzeczy mogło się posypać niezależnie od przebiegłości Jaxa, wszystko jednak
idealnie się ułożyło.
Jax kręci na boku, morduje kogo popadnie, nie szanuje swoich kumpli, nie słucha niczyich rad
z niezbitą pewnością cedząc słówka nad pamiętnikiem dla potomnych. Dobrze, że nie jest
postacią krystaliczną, ale ta jego przemiana nie wiem, czy nie jest odrobinę zbyt szybka...
UWAGA SPOILER
Myślę, że wspomnianą przez Ciebie przemianę da się uzasadnić jednym wydarzeniem, a mianowicie śmiercią Ope`a. Pamiętaj, że na oczach Jaxa został brutalnie zamordowany (bo inaczej nie można tego określić) jego najbliższy przyjaciel. Coś takiego musi się odcisnąć na psychice. Plus oczywiście fakt, że Jax ma do czynienia z coraz mocniejszymi graczami, tu się nie da grać "miękko". Podobnie w przypadku Tary. Oglądanie jej "dochamienia" sprawia mi dużą przykrość, ale znowu to logiczna konsekwencja sytuacji w jakiej się znalazła. Szczerze mówiąc na początku naiwnie liczyłam, że im się "jakoś uda" i "odjadą w stronę zachodzącego słońca", ale po piątym sezonie nie widzę takiej szansy. Przynajmniej nie dla Jaxa. Zresztą w połowie ostatniego sezonu przestałam mu nawet kibicować, im bardziej staje się podobny do Claya, tym mniej mam dla niego sympatii, choć oczywiście rozumiem jego położenie. Na tym etapie liczę jedynie, że Tarze i dzieciom uda się jakoś z tego wyplątać a Gemma dostanie za swoje. Co do samego klubu, średnio widzę ich przyszłość. Na hollywoodzki happy end raczej nie ma co liczyć.
Wszystko prawda.. tak a propos.. nie chcę oczywiście dyskredytować wielkiej przyjaźni Opa i Jaxa, ale jakoś podczas serialu nie można było aż tak odczuć. Ciągle były tylko powtarzane slogany "jesteś moim najlepszym przyjacielem", a nie szły za tym jakieś istotne czyny.. np. Ope był po stronie Claya w konflikcie z Jaxem. Oddalali się od siebie, bardziej jak byli najlepsi kumple. Nie chce przez to powiedzieć, że Jax miał olać jego śmierć, taka dygresja tylko. Nawet jakby się sprzeczali cały serial, to w domyśle byli przyjaciółmi od kołyski i nie podważam tego.
Niewątpliwie to miało wpływ na Jaxa, co zresztą sam powtarzał parę razy. Ale czy mu po prostu przy okazji nie odwaliło lekko? Mała sodówa, wreszcie zasiadam u szczytu stołu i walę młotkiem? ;) Dla mnie stracił niemal całą ludzką twarz, do drugiego Claya mu braku już tylko jakiegoś wrednego morderstwa, np. sprzedania Tiga.
Wiadomo, Tig wjechał bezsensownie (czy do końca? przez niedomówienia i kolejną spychologię na pobliskie gangi wewnętrznych utarczek klubu, działał dla swego kumpla w tzw. "dobrej wierze", jeśli tu jakieś dobro można zobaczyć ;p) w córkę ważniaka, zawinił ale stracił już wiele. Jego sprzedaż przypieczętowałaby Clayowatość i zimne wyrachowanie Jaxa, jednak nie jest z nim tak źle jeszcze może ;)
Tak, chyba rzeczywiście sodówka mu odbiła. Każda władza korumpuje, a wielka władza ... Myślę, że Jax przekroczył już granicę, która oddzielała go od Claya. Zresztą nie wiemy, jaki Clay był na początku, kiedy dopiero przejmował władzę w klubie. Nie za bardzo widzę możliwość (w sensie psychologicznym) aby Jax "ocalił niewinność", że tak to ujmę ;)). Może sobie wypisywać różne teksty w pamiętniku, ale to już chyba tylko dla zachowania twarzy przed sobą samym. Jaki Jax jest, widzowie sami widzą ;)).
Co do Ope`a jest coś na rzeczy. Rzeczywiście różnie między nimi bywało, ale wszelkie różnice nikną w obliczu śmierci, i to jeszcze w takich okolicznościach. Poza tym weź pod uwagę śmierć Donny, Jax zdawał sobie sprawę jak to wpłynęło na Ope`a i myślę, że wiele był skłonny przyjacielowi wybaczyć. Poza tym Ope poniekąd poświęcił się dla klubu, choć moim zdaniem, było to zakamuflowane samobójstwo, gość nie był w stanie odnaleźć się po śmierci żony, zwłaszcza kiedy poznał wszystkie okoliczności towarzyszące.
Tak, próbował coś z Lylą wykombinować, ale nie szło mu w ogóle... poświęcił się dla SOA i dla Jaxa, bo jeżeli dobrze pamiętam, to strażnik spytał, kto wybiera (tego kto ma wyjechać w czarnym worku), Jax krzyknął JA i wysunął się do przodu, tak jakby to on chciał być tym wybranym do śmiertelnej walki. Wtedy Opie się rzucił na strażnika. Samobójstwo/poświęcenie Opiego jest jednak mimo wszystko kontrowersyjne (i dobrze) - osierocił dwójkę dzieci zwalając je na głowę Lyli..
Dobrze pamiętasz :). Co do Lyli, to żal mi laski, bo w sumie porządna z niej kobieta ;). W ogóle jeśli chodzi o tzw. "kwestie rodzinne" to panowie z SoA raczej się nie spisali. Klub był zawsze na pierwszym miejscu, także dla Ope`a. Może Chibs jest tu wyjątkiem, z tego co pamiętam, został zmuszony do opuszczenia Irlandii i pozostawienia rodziny. Reszta wybrała klub ze wszystkimi związanymi z tym konsekwencjami. Także Jax.
Poświęcenie Otto też mnie wprawia w zdumienie... Siedział facet w więzieniu, dostał 6 (?) lat na początku, zamienił to przez kolejne akcje "dla dobra" SAMCRO na dożywocie, potem na karę śmierci. Co kieruje takim człowiekiem? Skrajne poświęcenie dla swojego "plemienia". Może dlatego, że nie jestem zbytnim patriotą nie potrafię tego do końca zrozumieć. Wiadomo, jest zżyty z tymi ludźmi, nie chce sypać itp. ale on robił więcej nawet niż milczał (pomordował kogo trzeba w wiezieniu) skazując siebie na śmierć. Parę lat to i tak dużo, ale mógłby jak Opie wrócić do swojego ukochanego klubu, pomagając mu bezgranicznie poświęcił własne życie dla chłopaków.. żeby mogli dalej w spokoju mordować się nawzajem, spiskować i okradać. Został ślepy i z niczym, W zamian klub "nie upilnował" jego żony a przed śmiercią Bobby ją radośnie pieprzył.
Oddać życie za SAMCRO - dobry wybór :D
..ale offtop ;p
Fakt, poświęcenie Otto można już tylko tłumaczyć chęcią Suttera do przeżycia ekstremalnych wrażeń na ekranie :D. Jak gość będzie się w takim tempie pozbywać części ciała, to nie będzie na kim przeprowadzić egzekucji ;). A na tak na poważnie, dla mnie facet kompletnie "odleciał", być może rozpaczliwie trzyma się myśli, że warto było, że nie poniósł takich ofiar właściwie "po nic". Jeśli uzna klub i jego dobro za wartość najwyższą, wtedy wszystko co go spotkało ma jakiś sens. Jest "po coś". Oczywiście z punktu widzenia zewnętrznego obserwatora sprawy mają się nieco inaczej. W ogóle kiedy zabrałam się (z pewną ostrożnością ;)) za pierwszy sezon, to miałam wrażenie, że to będzie taka apoteoza braterstwa "wyjętych z pod prawa" gości. Z czasem okazało się, że wewnątrz klubu (jak zresztą w każdym zamkniętym układzie) jest mnóstwo wewnętrznych tarć, sympatii i antypatii a wspomniane braterstwo powoli staje się pustym frazesem. Jest Clay i Jax, a cała reszta miota się pomiędzy nimi, usiłując dostosować się jakoś do zmieniającej się sytuacji. Gdyby Jax miał odrobinę instynktu samozachowawczego to by się wyślizgał nieco wcześniej. Ale on chciał być facetem i przed odejściem zarobić trochę kasy na "odprawę". No a efekt znamy. A tak na marginesie, zastanawiam się jaką właściwie drogę mogli by obrać ci goście gdyby zdecydowali się opuścić klub. Zwłaszcza stara gwardia. Taki Jax czy Jiuce mogli by od biedy prowadzić warsztat samochodowy mieć rodziny i wieść żywot przeciętnych przedstawicieli working class. Ale taki Tig na przykład? Albo Chibs? Jakoś ich w tej roli nie widzę ;)
Też myślałem, że będzie to taki rodzaj "pochwały" przestępczego życia, jednak jest odwrotnie.. serial jest jakby przestrogą. Clay powiedział coś w stylu "gonię za gównem, którego nawet nie chcę", czy coś w tym rodzaju.. Klub wciągnął swoich członków jak bagno.
Tig to typowy bandzior :D Ale jakoś go lubię mimo wszystko.
A wracając do Jaxa, to sprzedał jeszcze ideał swojego klubu - obrona Charming przed developerami. Kręci interesy z Halem, postępuje zupełnie wbrew strategii Claya. W ramach legalizacji działalności klubu, ale jednak też nie fair wobec swojego klubu, bo zdaje się nikt o tym jeszcze nie wie...
Mnie dla odmiany Tig przeraża, choć muszę przyznać, że po tej akcji z jego córką trochę mu "odpuściłam" (niewiele ;)). Co do Jaxa, gościa po prostu to wszystko przerosło. Klub, Tara ... Kto wie jakby się to wszystko potoczyło gdyby nie znalazł zapisków ojca. Fakt, Jax zmienia reguły gry, ale tego chyba wymaga sytuacja. Szczerze mówiąc, Sutter go nie oszczędza ;)), ledwo znajdzie rozwiązanie jednego problemu a pojawiają się dwa następne, jeszcze gorsze. Biedak usiłuje pogodzić rzeczy nie do pogodzenia. To prawda, klub wciąga min. dlatego, że goście nie zostawiają sobie żadnej alternatywy - "wszystko albo nic". A wydawało się, że będzie tak fajnie, easy riders na motorach, coś sobie tam kołują na boku, ale generalnie olewają "American dream" i żyją na luzie. Nic bardziej błędnego. Na miejscu potencjalnych harleyowców dwa razy bym się zastanowiła zanim bym wsiadła na motor ;)). A tak na marginesie, osobą której chyba najbardziej zależy na spoistości klubu jest Gemma, to jedyna z kobiet Sonsów, dla której klub naprawdę ma znaczenie. Nie znoszę babsztyla (choć postać dobrze napisana i świetnie zagrana) i mam wrażenie, że wiele rzeczy inaczej by się potoczyło gdyby ta .... nie mieszała. Zwłaszcza w życiu Jaxa. Ale fabularnie to jedna z tych postaci, bez których nie wyobrażam sobie Sonsów.
"Myślę, że Jax przekroczył już granicę, która oddzielała go od Claya."
Moim zdaniem jeszcze nie przekroczył,
"Zresztą nie wiemy, jaki Clay był na początku, kiedy dopiero przejmował władzę w klubie. "
Wiemy, wiemy... Kiedy Clay przejmował wladze w klubie zdążył juz zamordowac swojego najlepszego przyjaciela, a wczesniej zdradzic go sypiajac z jego żoną i uknuć z nia morderczą intrygę.
No tak, wejście Clay miał mocne, ale w samym klubie chyba nie było najgorzej, w końcu przetrwali kilkanaście lat bez jakichś większych wtop. Psuć się zaczęło dopiero kiedy Jax zaczął przeżywać "dylematy" związane z lekturą zapisków ojca. Zresztą Clay chyba nie był najgorszym ojczymem, na początku serialu ich stosunki były co najmniej poprawne (co oczywiście w niczym nie zmienia faktu, że Clay to morderca jego ojca).
Co do granicy, dla mnie momentem przełomowym było to, co zrobił Wendy. Siedziałam ze przysłowiową szczęką na kolanach i trudno było mi uwierzyć, że to Jax, którego "znałam" i któremu kibicowałam. Wiele mogłam usprawiedliwić, ale to było czyste, "laboratoryjne" k......stwo. Od tego momentu kompletnie go olałam i teraz liczę jedynie, że Tarze uda się jakoś wywinąć.
"Co do granicy, dla mnie momentem przełomowym było to, co zrobił Wendy. Siedziałam ze przysłowiową szczęką na kolanach i trudno było mi uwierzyć, że to Jax, którego "znałam" i któremu kibicowałam. Wiele mogłam usprawiedliwić, ale to było czyste, "laboratoryjne" k......stwo. "
Było, przyznaje... Ale z drugiej strony, to ze Wendy w ogole zaczeła wojne z Jaxem, to była z jej strony, czysta laboratoryjna głupota. Co ona sobie do cholery myslała: ze moze sobie pogrywac z takimi bandziorami, zgrywac nagle twardą s..cz i wyjsc z tego bez konsekwencji? Przeciez doskonale zdawała sobie sprawe ze ma do czynienia z bezwglednymi kryminalistami, a Jax w obronie syna i generalnie swojej rodziny, jest zdolny do wszystkiego. Jej głupota w tamtym odcinku, rozwaliło mnie do tego stopnia ze, to co zrobił jej Jax jakos zostało usprawiedliwione w mojej głowie myslą "nie było innego wyjscia zeby sie jej pozbyc". Poza tym, mam wrazenie ze w perspektywie czasu miala szanse sie dogadac z rodzinka Tellerow i miec jakis tam kontakt z synem - dlatego ten jej ruch z takim agresywnym grożeniem pójściem do sądu, był dla mnie totalnie idiotyczny.
Faktycznie rozważne to nie było, co nie zmienia mojej oceny całej sytuacji. Myślę, że Wendy została poniekąd "sprowokowana" prośbą Tary, nie wiem czy pamiętasz ich rozmowę, kiedy Tara prosi Wendy, żeby ta zaopiekowała się dziećmi jeśli Tarze coś się stanie. Biorąc ich wcześniejsze relacje pod uwagę, musiało to dać Wendy do myślenia. Oczywiście, przeliczyła się, choć mam jednocześnie wrażenie, że znając Jaxa po prostu nie spodziewała się czegoś takiego. Ja się nie spodziewałam :(. Wprawdzie widziałam co się dzieje z Jaxem po śmierci Ope`a, a także z kim ma do czynienia i jak musi prowadzić swoje interesy ale... Wendy to inna bajka. To była kwintesencja podłości. Nie pamiętam kto mu w tej akcji towarzyszył (chyba Tig), ale pamiętam, że nawet ów towarzysz był delikatnie rzecz ujmując "zdumiony" pomysłem Jaxa. Co innego bandziory, co innego "cywile". Nie wiem czy znasz serial The Wire, ale tam jedna z najbardziej charyzmatycznych postaci niejaki Omar znakomicie wyjaśnia różnicę pomiędzy tymi co są "w grze" i ludźmi z poza. No i zestawem zasad, który do obu grup się stosuje. Nie spoilując dalej dodam tylko, że w przypadku Jaxa granice te zostały przekroczone i nie da się już tego cofnąć. Cokolwiek złego przydarzy się teraz Wendy (mam na myśli powrót do nałogu i wszystkie związane z tym konsekwencje) spoczywa to na jego barkach. To była w sumie całkowicie bezbronna kobieta a nie bandzior, gotowy zabić każdego kto go potrąci na ulicy. Dlatego, moim zdaniem, granica została przekroczona a dalej może być już tylko gorzej.
Prawda jest taka, ze on juz nie ma innego wyjscia. Musi taki być, zeby przetrwac. Okazanie chwili słabosci w tych realiach, w których on zyje oznacza smierc. Moim zdaniem i tak dosc pózno do tego doszedł.
Fakt, choć były momenty kiedy wydawało się, że może się z tego wyplątać. Ale gdy pojawili się goście z CIA ...Za wysokie progi dla biednych motocyklistów z Charming. Pogrywać to mogli najwyżej z podobnymi gangami, no może jeszcze z gośćmi z IRA (choć tu ryzyko było większe). Do tego śledztwo federalne plus wewnętrzne rozgrywki. Gość nie miał żadnych szans.