Sześć stóp pod ziemią to na dzień dzisiejszy najlepszy serial, jaki kiedykolwiek widziałem. Po obejrzeniu blisko 100 seriali tylko Rodzina Soprano może równać się z tą produkcją. Twin Peaks, czy The Wire, The X Files zostają daleko w tyle.
Niesamowity scenariusz i pomysły, genialny dobór aktorów (Rachel, Peter i Frances miotą!), refleksyjny klimat przesycony czarnym humorem, muzyka, przesłanie. Poniżej znajduje się moja prywatna lista najlepszych epizodów serialu. Jeżeli wy tez macie jakieś swoje faworyty, to wpisujcie.
oczywiste SPOILERY!
1. 5x12 - Everyone's Waiting
Najmocniejszy punkt całej serii. Odcinek finałowy przynosi nareszcie ulgę wszystkim bohaterom po ostatnio przebytych trudach. Jako jedyny rozpoczyna się od narodzin, a nie od śmierci. Najbardziej chyba wzruszający epizod (z pokaźną dawką humoru) - wizje poszczególnych osób z duchem Nate'a, Nathaniel nawiedzający Brendę podczas snu, David pokonujący swoje demony i Claire żegnająca się z rodziną - prawdziwy majstersztyk.
Najwięcej jednak mówi się o ostatnich 15 minutach. Jest to niekończący się wybuch emocji, podczas którego wielu będzie płakać na filmie po raz pierwszy w życiu. Najcudowniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałem na zarówno małym, jak i wielkim ekranie. Czysta poezja i wspaniałe zwieńczenie serialu, które uważane jest przez wielu krytyków za jedne z najlepszych, jeśli nie najlepsze zakończenie w całej historii telewizji.
(10/10)
2. 2x13 - The Last Time
Rico wykupuje 25% udziałów firmy, Claire idzie na rozmowę wstępną do LAC-Arts, Brenda wybiera się na terapię, Taylor przeprowadza się do swoich dziadków, Ruth rzuca pracę u Nikolai'a. Jednak najważniejszą postacią jest tu Nate, który wraz z matką jedzie do szpitala na zabieg. Wszystko wywraca się dosłownie do góry nogami. Zarówno aktorzy i scenarzyści dali z siebie wszystko. Porażający finałowy odcinek najlepszego moim zdaniem sezonu SFU. Surrealistyczne sceny z Claire, rozmowa Brendy z byłym chłopakiem, Ruth, Claire i David wzajemnie wspierający się w szpitalu. To wszystko buduje napięcie przed ostatnią sceną - Nate'a zawieszonego między życiem a śmiercią, jednocześnie kończącą sezon pozostawiając nas w niepewności co do dalszych losów i paczką chusteczek w dłoni. Delikatne, ciche, a zarazem niesamowicie depresyjne arcydzieło.
(9.9/10)
3. 5x10 - All Alone
Odcinek rozpoczynający się bezpośrednio po śmierci Nate'a w 5x9 - Ecotone. Genialnie zagrany przez całą ekipę epizod (wyróżnienie szczególne dla Rachel Griffiths, Lauren Ambrose i Frances Conroy). Ból, który postacie odczuwają jest niemal namacalny. Scena zielonego pogrzebu, Brenda zszokowana i niewiedząca do końca co ma robić i czuć, otępiała wręcz Ruth, wspominająca brata Claire, Brenda zostawiająca Maye u Ruth i płacząca w ramię Billy'ego - po prostu WOW.
(9.8/10)
4. 2x08 - It's the Most Wonderful Time of the Year
Powiem tyle: żona zmarłego motocyklisty prowadząca rozmowę z Natem, który dzieli się informacją o chorobie z Brendą, Nate pędzący na motorze do "(Don't Fear) The Reaper", modlitwa Keitha - jedne z najlepszych scen serialu.
(9.6/10)
5. 2x12 - I'll Take You
Ruth dowiaduje się o chorobie Nate'a. Ten z kolei dowiaduje się o wyczynach Brendy. Scena kłótni, która później następuje jest wg mnie najlepszą wymiana zdań w historii tego serialu. Mistrzowski odcinek choćby z tego względu. Przygotowuje nas i wprowadza powoli do finału sezonu.
(9.5/10)
6. 4x01 - Falling Into Place
Bardzo depresyjny odcinek skupiający się głównie na cierpieniu Nate'a po śmierci żony. Ostatnie 5 minut, czyli pogrzeb Lisy pod drzewem na odludziu i krzyczący z bólu Nate powoduje ciarki na plecach. Najlepsze otworzenie jakiegokolwiek sezonu, jakie widziałem.
(9.5/10)
7. 5x09 - Ecotone
Kontynuacja poprzedniego odcinka. David, Brenda i Claire dowiadują się o tym, że Nate został przewieziony do szpitala. Ruth, która wybrała się na wycieczkę pod namiot jest poza zasięgiem. Bardzo smutna jest ostatnia scena Brendy ze swoim mężem, która bez wątpienia była jednym z powodów jej późniejszego zachowania w odcinkach finałowych. Ostatnie 5 minut wbija w fotel i kończy się prawdopodobnie największym zaskoczeniem w całej historii serialu. Powalające aktorstwo.
(9.4/10)
8. 3x13 - I'm Sorry, I'm Lost
Ruth bierze ślub z Georgem i Nate dowiadujący się o śmierci Lisy - bardzo dobre pół godziny + genialne ostatnie 15 minut - Nate odchodzi od zmysłów, kończy pobity pod drzwiami mieszkania Brendy. Niezwykle poruszające.
(9.3/10)
9. 1x01 - Pilot
Najlepszy odcinek pilotażowy jaki widziałem. Świetne przedstawienie postaci, oraz humor.
(9.2/10)
10.1x09 - Life's Too Short
Brenda z Natem jeżdżący po innych zakładach pogrzebowych, aby nauczyć się czegoś od konkurencji, czyli humor rewelacja.
(9.1/10)
2x05 - The Invisible Woman
Samotna kobieta umiera w swoim apartamencie, Ruth nie potrafi zrozumieć jej izolacji. Coś świetnego.
(9.1/10)
1x12 - A Private Life
David mówi Ruth o swoim homoseksualizmie. Jeden z najlepszych odcinków pierwszej serii.
(9/10)
2x01 - In the Game
Nate na haju przy stole z rodziną - czyli moim zdaniem najbardziej humorystyczny odcinek serialu.
(9/10)
5x11 - Static
Claire nie może sie uporać ze śmiercią brata, przypadkiem rozbija karawan. Brenda zaczyna rodzić podczas kłótni z Ruth (mistrzowska scena swoją drogą). Czuć zarówno smutek po odejściu Nate'a, jak i ogromne napięcie przed wielkiem finałem. Rewelacyjny odcinek.
(9/10)
3x11 - Death Works Overtime
Po zaginieciu Lisy Nate nie wie do końca co ma ze sobą robić. Coś pieknego.
(9/10)
A wasze ulubione odcinki?
IMPONUJĄCE ZESTAWIENIE!
W tej chwili nawet nie wiem, co by jeszcze dodać. Pamiętam bardziej pojedyncze sceny, niż całe odcinki, np. kobiety śpiewające "Calling All Angels" wokół zmarłej przyjaciółki; wyczyny Bettiny i Ruth (jedna z najpiękniejszych żeńskich przyjaźni na ekranie); numery muzyczne i sny, jak np. Claire śpiewająca o rajstopach lub David z dzieckiem, krwawiąca kochanka Federico, Lisa w stroju kwiatka śpiewająca piosenkę; niezwykle bolesna ostatnia rozmowa Brendy z Natem; wspomniany przez ciebie pogrzeb Lisy; niepojęta scena z egzotycznym ptakiem w domu; rozmowa Davida z ojcem przy oknie po zamachu; i tyle różnych śmierci... Można tak wymieniać bez końca. Teraz, gdy powtarzam sobie serial może zwrócę uwagę na jakieś szczególne odcinki.
Sezon 3, jak dotąd najlepszy (8/10), a i 4 się dobrze zapowiada (dopiero 3 odc.) Staram się unikać spojlerów, ale atakują z każdej strony;)
Jestem pewien, że gdybyś oglądał serial 2 raz, to zauważyłbyś ogromną różnicę poziomu 1 i 2 sezonu z 3 i 4. Na korzysć 2 pierwszych :)
Musiałeś na początku po prostu wdrążyć się w serial, poznać bohaterów, zżyć się z nimi.
Może masz rację. Sam nie wiem czy kiedyś jeszcze wrócę do pierwszych sezonów. W sumie to do bohaterów już się przyzwyczaiłem po kilku odcinkach z pierwszej serii. Nie ma co dyskutować za dużo.. Jak dla mnie serial jest coraz lepszy. Obecnie oglądam 4 sezon i z każdym odcinkiem jest coraz lepiej (może za wyjątkiem That's my dog; patrz niżej). I już się boję (choć jeszcze mam przed sobą 5 sezon), że niedługo serial się skończy.. No ale tak zawsze jest. Po "Rodzinie.." tak samo było.
Właśnie przypomniałem sobie o dwóch odcinkach, które już za pierwszym oglądaniem mnie zachwyciły:
1x05 - AN OPEN BOOK: świetnie zarysowane relacje między Claire i Ruth (w opozycji do ich koszmarnych kuzynek); niezapomniane spotkanie Nate'a z całą rodzinką Brendy; David ujawnia się przed Natem i jeszcze ten pogrzeb gwiazdki porno. :) Reżyseria: Kathy Bates
2x07 - BACK TO THE GARDEN: jeden z najpiękniejszych odcinków z niesamowitym, wzruszającym zakończeniem, gdy Ruth stoi sama w kuchni nucąc "Woodstock" Joni Mitchell. No i jeszcze mamy tu Sarah, komiczną scenę z Federico nakrywającym swego kuzyna w dwuznacznej sytuacji, intrygującą pani Rabin (Molly Parker czyli Alma Gareth z Deadwood) itd.
bardzo dobry temat!
podobnie jak Snoopy bardziej w pamięć zapadły mi poszczególne sceny niż odcinki jako całość i również powtarzam serial więc pewnie zwrócę więcej uwagi na poszczególne epizody :)
a odcinek który jako pierwszy przyszedł mi do głowy to: 4x06 TERROR STARTS AT HOME dla mnie dość psychodeliczny, a duża w tym zasługa Claire i jej znajomych :D
z pewnością coś tu jeszcze dopisze :)
To prawda, bardzo dobry odcinek. Skupiony raczej na Claire. Jednak 4 sezon bł moim zdaniem najsłabszy ze wszystkich i dlatego też ma w sobie wiele najsłabszych odcinków (jeśli tak je można nazwać, bo to i tak cholernie dobra telewizja bijąca 90% wszystkich seriali).
A najgorszy odcinek? Jak dla mnie That's my dog z 4 sezonu z sekwencją porwaniem Davida. W ogóle mnie to nie przekonało. Odrzuciło mnie to strasznie, nie pasowało to w ogóle od tego serialu przez moment. Stawał się przez jakiś czas coraz mniej realistyczny i obniżał loty (później w 5 sezonie wszystko wróciło na najwyższy poziom). Jednak następstwa tego wydarzenia później ukazane w psychice i zmianie Davida daje na DUŻY plus serii.
Troszkę sie zamotałem w jednym zdaniu :D
Miało być: - W ogóle mnie to nie przekonało. Odrzuciło mnie strasznie od tego serialu przez moment, nie pasowało w ogóle .
Odcinek That's my dog był szokujący, gdyż w niczym nie przypominał pozostałych. I dlatego też wszyscy go pamiętają :). Ja traktuję go jako taki mały eksperyment twórców i dlatego mi nie przeszkadza. To też było bardzo odważne, by tak radykalnie odejść od linii całej serii. Poza tym - jak napisałeś - to wydarzenie było bardzo ważne dla samego Davida i jego drogi dojrzewania, czego najlepszym wyrazem była w/w jedna z najpiękniejszych scen serialu jego rozmowy z ojcem. Całość zacytowałem tutaj: http://www.filmweb.pl/topic/489681/Czego+nauczy%C5%82+mnie+ten+serial.html
Straszny odcinek, takiego napięcia i niepozytywnego niepokoju jeszcze wcale nie czułem od początku. Mam nadzieję, że się to nie powtórzy..
'back to the garden'.. kocham ten epizod i ten utwór. zbyt wiele jest w tym serialu momentów wyjątkowych, żeby je wszystkie wymienic. w każdym odcinku jest co najmniej kilka scen, które są piękne.
Kolejny dobry odcinek:
1x09 - Life's Too Short - śmierć brata Gabe'a (jedna z najbardziej poruszających i pamiętnych z całego serialu); Brenda i Nate objeżdżają domy pogrzebowe udając klientów; David szaleje z nowym chłopakiem w klubach; Ruth na biwaku pod wpływem "aspiryny"... Świetne sceny i dialogi!
Bardzo podobał mi się odcinek 3x07 Timing and space (śmierć i pogrzeb ojca Brendy) - taki spokojny i refleksyjny, ze świetnymi dialogami (np. zażenowana Ruth: I have to go upstairs. My... hair... feels funny. :D).
5x01
Podobał mi się ślub Brendy z Nate, gdzie własny ślyub stał się koszmarem. Piękne scenerie
1. Everyone's Waiting <10/10>
2. Ecotone <9,5/10>
3. All Alone <9,5/10>
4. I'm Sorry, I'm Lost <9/10>
5. The Last Time <9/10>
6. I'll Take You <9/10>
7. It's the Most Wonderful Time of the Year <8,5/10>
8. Life's too short <8,5/10>
9. Static <8,5/10>
10. Pilot <8,5/10>
Kończę już powoli oglądać po raz drugi 3 sezon i oto ogłaszam wszem i wobec, że za drugim seansem ten sezon podobał mi się nawet bardziej niż dwa poprzednie! To niesamowite: za pierwszym razem podobał mi się najmniej (denerwowała mnie Lisa oraz nikła obecność Brendy) a teraz wbija mnie w fotel i wyciska łzy. Jakże on jest przemyślany w każdym szczególe. Dopiero przy drugim seansie można w pełni zdać sobie z tego sprawę. Absolutnie genialny! I jeszcze jedno - Lisa jest jednak piękną postacią. Fakt, trochę popierdzielona, ale w tym serialu kto taki nie jest? Żal mi jej teraz strasznie. Już się boję jak przeżyję seans pierwszego odcinka 4 sezonu.
Ech a ja się miałam za fankę serialu, niegodna:P
Nie pamiętam tytułów odcinków ani nawet całych odcinków, oglądałam serial wtedy gdy leciał na hbo i później na tvn, trzeba zrobić powtórkę:D Co do Lisy to też mnie ona drażniła, zwłaszcza przypomina mi się scena gdy Nate z Claire pojechali do niej do Seattle (w odc gdy C. dowiaduje się o chorobie N.), gdy Claire przeczytała napis nad toaletą ("Litości...") oraz z tym swoim wrodzonym cynizmem patrzyła na Lisę mówiącą do mrówek:D
Fakt, tam każdy chyba był na swój sposób popierdzielony (Nate najnormalniejszy...?), straszna była matka Brendy, atakująca ciąglę tą swoją przebrzmiałą już nimfomanią :-0 brr
ogólnie dobrze było też pokazane to, jak Claire i inni dostrzegali jacy popaprani są ludzie w dzisiejszych czasach, np to 'artystyczne' towarzystwo Claire albo w/w motyw z pogrzebem gwiazdki porno, jak ją wciągali nosem:D:D:D duużo świetnych motywów mi się przypomina:D
Mam w pamięci wiele imponujących fragmentów, ale moim ulubionym odcinkiem jest zdecydowanie opening sezonu 2 [in the game] .
Oprócz przekomicznej kolacji (Nate, you're high :D), rozwaliła mnie wizja Nate'a: life and death in business together.., coś pięknego .
"5x12 - Everyone's Waiting
Najmocniejszy punkt całej serii..."
Przeczytałam Twoją opinię dotyczącą końcówki serialu jeszcze w trakcie jego oglądania. Przyznam szczerze, że nie mogłam doczekać się końca, tego niesamowitego, tego najlepszego i... zawiodłam się bardzo. Jak dla mnie to serial mógłby się skończyć w momencie pochowania Nate'a. Dwa ostatnie odcinki to takie dopowiadanie wszystkiego, żeby nie było absolutnie żadnych niedomówień. Wyjaśniono wszystkie kwestie, nie pozostawiając oglądającemu możliwości dopowiedzenia sobie czegokolwiek - wszystko zostało powiedziane. Mnie końcówka serialu bardzo zasmuciła i chętnie bym kiedyś go jeszcze obejrzała, ale nie całość i na pewno bez ostatnich 2 odcików. Ja bym dała temu odcinkowi max 3/10 i tylko za dobrą grę aktorską, która zresztą chyba była cały czas na tym samym poziomie.
Pierwsza nie-megapozytwna opinia dotycząca finału SFU, jaką widzę. Ostatnie odcinki były najmocniejszym punktem serii wg mnie. Śmierć, pogrzeb, opłakiwanie i dochodzenie do siebie.
Nie wyobrażam sobie trafniejszego finału. Czy to, że końcówka Cię zasmuciła (mimo, że był to happy-end mimo wszystko), uważasz za wadę?
Co do niedomówień: kilka ich zostało, niektóre specjalnie zawiązane był w finałowym epizodzie. Za to rozwiązanie zagadki śmierci Lisy mogli sobie podarować (4ty sezon), bo lekko Santą Barbarą pachnie.
"Czy to, że końcówka Cię zasmuciła (mimo, że był to happy-end mimo wszystko), uważasz za wadę?"
Zasmuciła mnie podwójnie. Była bardzo smutna moim zdaniem (jakże dziwny jest fakt, że coś, co ja odbieram za megasmutne, dla Ciebie jest mimo wszystko happy endem ;) ), a dodatkowo zasmuciło mnie to, że taka końcówka została wymyślona - moim zdaniem mimo wszystko bez niedomówień. Jedno co trzeba przyznać, to że zakończenie pozostaje w pamięci, tyle że u części osób (większości - jak się okazuje) jako coś pozytywnego, u mniejszości (jak ja) jako zawód.
Próbowałam się zastanawiać, dlaczego zakońćzenie nie przypadło mi do gustu. Sądzę, że przebrnęłam przez wszystkie sezony tylko dlatego, że postaci były bardzo różne, charakterystyczne i nietuzinkowe - polubiłam je. A należę do osób, które nie lubią, gdy umiera ktoś lubiany, nawet jeśli to filmowa fikcja. Nie wiem po co Twórcy serialu "zaserwowali" nam jakby zbiorową śmierć wszystkich, dla których się to oglądało. Chyba tylko po to, by wywołać dyskusję, jak ta ;)
Ja też jestem zwolennikiem niedomówień, ale przecież nie może to oznaczać, że niedomówienia wszędzie się sprawdzają i zawsze są korzystne - byłoby to wielkim ograniczeniem. Czasami dobrze jest pewne rzeczy jednak dopowiedzieć. Uważam, że w serialu, którego jedną z charakterystyk było ukazanie życia jako drogi ku śmierci, takie właśnie zakończenie jest najbardziej logiczne i najodpowiedniejsze. Do tego cholernie wzruszające i po prostu piękne - naprawdę niezapomniane. Prawdziwy majstersztyk.
Happy end, bo wszyscy żyli długo (prócz Keitha) i szczęśliwie. Wiem, że umarli, ale wszyscy umierają.
Końcówka jest najbardziej szczęśliwym momentem dla wszystkich postaci wg mnie.
Ja właśnie wczoraj przypomniałem sobie ten odcinek (finał 4. serii) i z tego, co pamiętam nie wyjaśniono śmierci Lisy. Tzn nie wiadomo jak to do końca się potoczyło.
Mi bardzo w pamieci zapadlo zakonczenie odcinka 4x03. Ta symbolika gdy wszyscy pala jakies swoje stare rzeczy na wielkim ognisku... Oczywiscie muzyka Radiohead swoje robi. Serial nad serialami.
Na scenie końcowej serialu (serial oglądałam w niemieckiej telewizji co tydzień po jednym odcinku i tak przez wiele lat) płakałam tak, jak gdyby zmarł ktoś mi bliski.
Jako że nie pamiętam już tak do końca co było w jakim odcinku, wymienię kilka scen/wątków, które wywarły na mnie ogromne wrażenie:
1. Kłotnia pomiędzy Nate'm a Brendą, kiedy ten się dowiaduje o jej zdradzie z dwoma młodocianymi z sąsiedztwa. Najbardziej podobał mi się tekst Brendy "Nie rzucaj we mnie pierścionkiem zaręczynowym. To taki banał"
2. Wypad nad morze Nate'a, Davida i Nathaniela- scena bezpośrednio przed sceną śmierci Nate'a
3. Sceny z Billy'm, który ponownie przestał zażywać pigułki, aby podbudować swoje życie erotyczne z Claire. Jeremy Sisto był tak autentyczny w roli psychola, że za każdym razem, kiedy widziałam go w innej roli, nie dowierzałam do końca temu, że jest normalny.
4. Scena, kiedy duch Nate'a wreszcie akceptuje Willę. Nathaniel wreszcie poznaje Brendę.
5. Billy starający się usunąć Brendzie tatuaż..
6. Scena rozsypywania prochów ojca Brendy i Billy'ego na balkonie Margaret.
7. Rozmowa Brendy z Lisą na ślubie Brendy z Nate'm.
8. Kłotnia pomiędzy Claire a Russelem w galerii, podczas której ten wyznaje jej miłość, ona jednak odchodzi z Billy'm.
9. Brenda podczas różnych rozmów ze swoją koleżanką prostytutką.
10. George biegający po bunkrze i w końcu wywożony do wariatkowa w kaftanie bezpieczeństwa.
11. Poronienie Brendy
i może dla urozmaicenia tematu: JAKIEJ POSTACI NAJBARDZIEJ NIE TRAWILIŚCIE?
Ja nienawidziłam od samego początku Maggie. Nie dość, że była nudna jak flaki z olejem, to jeszcze rozbiła małżeństwo Nate'a i Brendy. No i ten placek, który zaniosła Brendzie po śmierci Nate'a. To co Brenda jej wtedy nawrzucała, to i tak był pikuś do tego, co jej się wtedy należało. Maggie przychodząc tam i widząc załamaną Brendę z wielkim brzuchem, powinna się zapaść sześć metrów pod ziemię.
Wow! Jestem pod wrażeniem tego zestawienia... Kilkanaście minut temu obejrzałem odcinek finałowy i muszę się przyznać, że po prostu się poryczałem. ABSOLUTNIE niezwykły serial, znakomicie zagrany, świetnie zmontowany, genialne wyreżyserowany. Spodobał mi się od pierwszego odcinka i pomimo, że oglądałem go na raty nie nudził mi się ani na moment. To niezwykłe jak wiele o życiu może nam powiedzieć film, którego główni bohaterowie to przedsiębiorcy pogrzebowi! Idea pokazywania śmierci na początku każdego odcinka (z wyjątkami) najpierw mnie nieco przygnębiła a potem pomyślałem... dlaczego nie!? W końcu takie jest życie, taka jest śmierć. Nierozłącznie ze sobą związane... Polecam, jeśli nie widzieliście, półgodzinny film na temat fenomenu "Six feet under" (na ostatniej płycie DVD) - mówią tam między innymi o tym, że serial ten uświadomił wielu ludziom, że śmierć jest czymś naturalnym, że musimy pogodzić się z jej przyjściem, że życie jest ulotne i krótkie i należy się nim dzielić! Dodatkowa siła "Sześć stóp pod ziemią" polega także na tym, że każda z postaci jest wyrazista, świetnie zarysowana i znakomicie zagrana! Czapki z głów. Najlepszy serial jaki w życiu widziałem!
kończę powtórnie oglądać 2 sezon i bardzo intensywnie odebrałam 8 odcinek tegoż sezonu: "To najwspanialszy czas w roku" - wtajemniczeni wiedzą jak bardzo ironiczny tytuł :D
dalej SPOILER
minął rok od śmierci Nathaniel'a i każdy, komu był bliski wspomina ostatnie spotkanie z nim (refleksje te intensyfikują ulotność chwili). U Ruth powoduje to łzy, Rico delikatnie się uśmiecha, a dzieciaki wspominają ojca z melancholią, aż trudno uwierzyć, że u Fisherów już minął rok, a z drugiej strony w życiu każdego z nich wydarzyło się OGROMNIE dużo. Dodatkowo świetny - nietypowy pogrzeb harleyowca, gdzie Jacka Daniels leje się strumieniami. I dwukrotnie przewijający się magiczny kawałek "(Don't Fear) The Reaper" a na koniec radosna przejażdżka Nate'a, który cieszy się ostatnimi beztroskimi chwilami nie zdając sobie sprawy z tego , że już zaraz pojawi się kolejna niespodzianka w jego życiu (ale to już kolejne odcinki ;) ) Odcinek mocny!
piosenka o rajstopach rules, poryczałam się ze śmiechu, nie jestem w stanie wymienić scen, ktore mi się podobały, każda z nich stanowi spójną całość, było ich tyle, ze nie jestem w stanie ich wymienić po prostu genialne, śmiałam się na tym serialu tyle samo razy co płakałam, czasem śmiałam się przez łzy, coś pięknego...
A Lauren Ambrose ma naprawdę niezły głos, prawda? Podobno ma wytrenowany głos i jest nawet śpiewaczką operową.
potwierdzam oglądałam kilka jej występów na you tube, śpiewa w klubach np. standardy jazzowe, polecam
Nie mogę wybrać ulubionych odcinków bo dopiero wczoraj skończyłam oglądać cały serial. I nie mogę jeszcze tego „ogarnąć” i poddać kalkulacji i wybrać najlepsze.
Nie wiem dlaczego nie podobał wam się odcinek z porwaniem Davida jak dla mnie był naprawdę świetny. Jego siła tkwi właśnie w jego inności. Jest taki surrealistyczny. Bałam się strasznie na tym odcinku, prawie jak na kryminale byłam pewna, że czeka nas pogrzeb głównego bohatera. Poza tym doskonale pokazuje jak można psychicznie upokorzyć człowieka, i jakie to ma następstwa. Dlatego nawet nie podobał mi się tak bardzo ten odcinek jak następny, w którym David ma ataki paniki i oczywiście gdyby nie to porwanie nie było by też wręcz genialnej sceny rozmowy Claire z Davidem. Jedna z moich ulubionych scen. Zagrana genialnie tyle w niej emocji i przemyśleń na temat człowieczeństwa w ekstremalnej sytuacji. Pokazuje relacje między rodzeństwem Fisherów, wsparcie jakie okazała mu Claire (wprowadziła się do niego) i Nate’a. Dzięki temu Nate wrócił do interesu.
Dziękuję Ci za ten temat, wypisałeś najlepsze odcinki, do których na pewno będę wracała. Właśnie skończyłam oglądać, nadal nie potrafię się pozbierać po finałowym odcinku. Mistrzostwo. Bardzo się cieszę, że zaczęłam SFU i każdemu z czystym sumieniem mogę go polecić.
Ja właśnie drugi raz oglądam całość. Jestem świeżo po obejrzeniu s05e09. Na jutro zostawiłem sobie 3 ostatnie odcinki... Niesamowity serial!
Dla mnie bardzo szczególnym, osobistym odcinkiem jest 2x05, czyli:
''Samotna kobieta umiera w swoim apartamencie, Ruth nie potrafi zrozumieć jej izolacji. Coś świetnego.''
Może dlatego, że mówi o moich obawach - samotności i anonimowości.