Na początku serial jest emocjonujący i ciekawy, potem słabiej, pojawia się wujek, czy ciocia i dorabia się kolejną historię no i tak wkoło. Trochę monotonnie później się robi. Aktorzy zaczynają być męczący. Justin ogólnie nic nie potrafi poza jedną rzeczą, która też czasem mu nie wychodzi, ale złapał byka za rogi i ma hajs. Randal ma ewidentne problemy z samym sobą i można odnieść wrażenie, że robi wszystko poza poświęceniem czasu rodzinie. Ciągle szuka korzeni, które są ważniejsze od własnych dzieci. No i Kate, która nie robi nic poza obwinianiem się za zło całego świata, jest otyła i dlatego najgorsza. Jedzie do gościa, który zostawił ją 25 lat temu żeby mu wygarnąć co o nim myśli, co za głupota:). Jeśli tacy są Amerykanie to współczuję i faktycznie każdy tam potrzebuje psychiatry.