"Tajemnica twierdzy szyfrów" to bez wątpienia największy zawód telewizyjny ubiegłego roku. Szumne zapowiedzi, podniosły tylko moje oczekiwania. Niestety dałem się nabrać, gdyż serial ten prezentuje wręcz żenujący poziom. Za scenariusz odpowiada pan Bogusław Wołoszański i to widać! Niestety w niezbyt pozytywnym sensie... Widzimy, że człowiek ten o pisaniu scenariuszy wie niewiele. Stąd też w filmie mnóstwo bzdur i - co najgorsze - dłużyzn. Serial jest niesamowicie nudny i rozciągany na siłę, byle "dociągnąć" do tych trzynastu odcinków. Bez problemu dałoby radę zmieścić fabułę tego serialu w dwugodzinnym filmie. Żeby przybliżyć Państwu głupotę fabuły opiszę krótko pierwszą scenę filmu: szpieg Małaszyński ucieka przed ścigającymi go Niemcami. Pada mnóstwo strzałów ale nasz polski bohater paść nie ma zamiaru. Unika kul niemal jak Neo w "Matrixie". Hitlerowcy mają psy, ale mimo wszystko ich nie spuszczają (czyżby Małaszyński nie lubił psów?). Nasz heros wskakuje do wody, Niemcy odchodzą. Hmm... Wszystko w tym filmie wydaje się być sztuczne - od szpiega Małaszyńskiego po Niemca Żaka. Efekty specjalne również są z niskiej półki... Spodziewałem się po "Tajemnicy twierdzy szyfrów", że będzie genialnym serialem. Niestety, dostałem nudny, sztuczny i niezbyt efektowny gniot. Można by go było polecić jako lek na bezsenność ale niestety, nawet do tego się nie nadaje - jest zbyt frustrujący...
Nie takie głupoty. Żak w sumie jest dobry, bo to DOBRY aktor, ale jak w jednym czasie na Polsacie idą Miodowe lata (Karol Krawczyk, kierowca przecinaka), Halo Hans (Jabłuszenko), a przede wszystkimi Ranczo (Ksiądz/Wójt) to nawet najleepiej zagrany gestapowiec sadysta budzi uśmiech. Uwaga o dłużyznach też słuszna. Banialuki typu "zabili go uciekł" w takich filmach są OK. A jak było w Stawce...?
No dokładnie, argyreus, Jorg musiał zwiać Niemcom w pierwszym odcinku, no bo jak inaczej? Osobiście łatwo było mi przełknąć Żaka jako esesmana, bowiem, wierz mi lub nie, ale nie widziałem ani jednego odcinka wymienionych przez Ciebie seriali.
Dłużyzny... No dobra, chwilami, ale bez przesady, w skali odcinka były zjadliwe. Gorzej, jak ktoś zaaplikował sobie kilka pod rząd, sporadycznie akcja nieco grzęzła.
Cóż, jedna scena wg mnie to niewypał - kiedy Jorg dla ratownia Kerstin zaczyna potyczkę z NKWD. Nie pojmę, co chciał przez to osiągnąć. Nie mógł ich wystrzelać wszystkich. Sprowadził zgubę na towarzysza. A ona tak się poderwała na równe nogi i pobiegła, i że niby co? Uciekła? W życiu! No głupia ta scena i tyle.
Ale generalnie w związku z tym serialem moja główna myśl na tym forum jest taka, że nie można nazywać go porażką stulecia, a taka jest tendencja, jak czytam posty. A to po prostu bzdura. "Wiedźmin", no, to jest porażka stulecia naszej rodzimej kinematografii :)