Jak dlamnie najlepszy odcinek 6 seasonu.Jedynie co mi sie niepodoba to to ze zjawy z PZ beda tylko jak ta laska (chwilowymi rywalami CK)Spodziewalem sie ze to jakies "more powerful" rywale.Odcinek naprawde dobry 8/10!
A jak sie nazywa ten utwór na końcu odcinka bo jest zajefajny.
Jak ktoś wie to niech napisze.
Odcinek mi się podobał. Szczególnie relacje Lois-Oliver. Co to tej pani z PH, taka smallvillowska Poison Ivy, lecz walka jej i Kenta stanowczo za krótka. Generalnie podczas seansu nie odczułem aby powiewało nudą. Na końcu dość przygnebiająca scena: Kent samotny, podczas gdy każdy już znalazł swoją drugą cześć. No i nareszcie muzyka w smallville-- jednak klimat radykalnie się wtedy zmienia. Lex świetnie prezentował się w swoim przebraniu -- wielki zdobywca. Podobała mi się ich rozmowa w szklarni -- widać zmierzają do swojego przeznaczenia.
Oto utwory grane w odcinku:
The All-American Rejects --"It Ends Tonight"
James Carrington - "Ache"
dla mnie też zdecydowanie najlepszy odcinek 6 sezonu jak narazie;] praktycznie wszystko było świetne...no... poza tym, że własnie walka Clarka z ta babką była naprawdę śmiesznie krótka, szczególnie, że wydawała sie znacznie potężniejsza niż przeciwnicy z jakimi do tej pory miał do czynienia (nie licząc Zoda, profesorka i tamtej dwójki z początku 5 sezonu), co do reszty: bomba, Chloe w końcu znalazła sobie chłopa! myślałam, że nigdy nie doczekam tej chwili;P Lois i Oliver - rzekłabym perfect couple;), są tak świetni razem, że na chwilę zapomniałam, że mam kibicować Clarkiemu i Lois;P Lana mdła jak zwykle, ale za to piękna niesamowicie w tym odcinku...:)w ogole to jestem zwolenniczką jej związku z Lexem, wiec ciesze sie, że poszli o krok dalej:) co do zakończenia... cóż Clarkie dostał za swoje;P przez tyle lat gardził uczuciem Chloe, nie potrafił stworzyć związku z Laną (tylko i wyłacznie jego wina:P), a dla Lois jest zbyt wielkim ciapakiem, przynajmniej narazie...;P