Najciekawsze w "Smallville" jest to, że widzowie wiedzą wszystko o Clarku Kencie i o tym, co czeka go w przyszłości. Clark Kent na ekranie natomiast nie ma pojęcia o tym jaka czeka go przyszłość, o tym, że jego przeznaczeniem bedzie stać się superbohaterem, czy że jego najlepszy przyjaciel stanie się [oczywiście za sprawą swojego zepsutego do szpiku kości tatulka, Lionela L.] pewnego dnia jego śmiertelnym i najzacieklejszym wrogiem. I na dodatek, że po sielskim (no, prawie - nie licząc tych różnych mutantów i kosmitów ;)) dzieciństwie oraz wczesnej młodości w malowniczym i przytulnym Smallville, u boku ukochanej Lany, przyjdzie mu wyjechać [w ... odcinku] do wielkiej metropolii,gdzie pozna drugą miłość swojego życia [Lois] i spędzi tam resztę swojego już w pełni dorosłego - bo już w pełni samodzielnego - życia. I że przyjdzie mu spędzić te wszystkie lata na walkach z najrózniejszymi szumowinami z najdalszych części kosmosu i Ziemi - bo jako człowiek (o.k. - Kryptonijczyk) dorosły musi się w końcu nauczyć brać pełną odpowiedzialność za swoje czyny... tyle, że w jego przypadku będzie to odpowiedzialność nie tyle za losy Metropolis ale wręcz całego świata...