... to bym wysyłał Terminatorów w przeszłość w tę samą sekundę, co by się 10000000 sztuk T-800 zjawiło na plerach Connor'ów. Wysyłanie zajęłoby pewnie kilka lat (bo naraz takiej energii by nie wygenerowali), ale w teraźniejszości przez sekundę wpadła by cała wataha i zakończyła by się impreza...
A tej całej Cameron to się kabelki chyba zjarały (czasem ma minkę, jakby w majty narobiła).
Gdybym ja był Skynetem, to bym w ogóle nie wysyłał terminatorów w przeszłość :) Nie obchodziłaby mnie linia czasowa, która mnie nie dotyczy.
a nie lepiej bylo by wyslac z 5 terminatorow w czasy sredniowiecza albo i wczesniej? Wtedy by zabily przodkow connorow i w ogole wszystkich ludzi juz wtedy nawet tworcow skynetu i w ogole nic by nie bylo ;p
A ja mam taka rozkminke odnosnie genezy Terminatora.
Co by bylo gdyby w pierwszej czesci kinowego Termiantora, zolneirz wyslany by chronic Sare nie zaplodnil jej?
Gdy John wysyla swojego kapitana aby chronil Sare nie wie ze de facto wysyla swojego ojca ktory go splodzi. Przeciez jakos John musial zostac splodzony przez kogos wczesniej, nie? Kurcze gdy przychodzi do podrozy w czasie, to trudno to jakos sensownie wytlumaczyc ;p
Opisze jak wg mnie wszystko musialoby wygladac od poczatku, zeby mialo jakikolwiek sens - zakladajac, ze dane wymiary czaso-przestrzenne nie odzialywuja na siebie bezposrednio:
Jest sobie saraha connor ktora wiedzie sobie spokojne zycie. Zachodzi w ciaze z jakims przypadkowym facetem (nie tym z T1). Rodzi sie John, dorasta, wybucha wojna, staje na czele ludzkich niedobitkow. Wojna trwa i ow John staje sie dla maszyn na tyle powaznym zagrozeniem, ze postawiaja wyslac w przeszlosc Termiatora zeby zabil Sare jeszcze za nim urodzi Johna. John wysyla swojego zolnierza zeby ja chronil. Terminator ginie. Zolnierz spontanicznie zapladnia Sare - i teraz de facto gdy Sara urodzi to dziecko, bedzie to juz zupelnie inny John (ktorego znamy z T2 i T3).
Jezeli, ktos nie zgadza sie z moim punktem widze, to prosze o wmiare merytoryczne argumenty.
T1 widziałam wieki temu ale z tego co pamiętam John wiedział, że to będzie jego ojciec...Aczkolwiek nic sobie za to nie dam uciąć xD
"Gdybym ja był Skynetem, to bym w ogóle nie wysyłał terminatorów w przeszłość :) Nie obchodziłaby mnie linia czasowa, która mnie nie dotyczy."
Dotyczy jak najbardziej, gdyby nie szczątki T800 zmiażdżone w fabryce Cyberdyne Systems, naukowcy nie mieliby na czym oprzeć swoich badań i Skynet (a w każdym razie 'ten' Skynet) nigdy by nie powstał.
K2aeS, zgadzam się poniekąd bo motyw podróży w czasie w Terminatorach jest nieco zakręcony. Ale po pierwsze czas nie ma początku ani końca więc nie było nigdy tego pierwszego Connora który wysłał Reese'a w przeszłość. On zawsze tam był i Reese zawsze był jego ojcem. Po drugie Reese mówi że to tylko jedna z wersji przyszłości więc faktycznie przyszłość która nastała po wydarzeniach z T1 była inna niż ta z której przybył Reese. Niemniej nastał Dzień Sądu, zginęły trzy miliardy ludzi, Connor objął władzę i zniszczył Skynet który w ostatniej chwili wysłał w przeszłość cyborga a za nim poszedł Reese i tak w koło macieju ;p
Ciekawa natomiast teoria że to już nie był ten sam John. W sumie w alternatywnej wersji epilogu T2 mamy znowu ukazany świat w roku 2029 (tak jak w prologu) ale wojna nie wybuchła, John już nie był tym samym Johnem - przywódcą ludzkości a zwykłym facetem. Zakończenie było nieco lipne (zbyt happy endowe moim zdaniem) ale gdyby znalazło się w kinowej wersji T2 to być może dzięki temu T3, TSCC i inne pierdółki nigdy by nie powstały ;p
"Dotyczy jak najbardziej, gdyby nie szczątki T800 zmiażdżone w fabryce Cyberdyne Systems, naukowcy nie mieliby na czym oprzeć swoich badań i Skynet (a w każdym razie 'ten' Skynet) nigdy by nie powstał."
Otóż nie dotyczy. A co by mnie interesowało, że powstałem ze szczątków w fabryce Cyberdyne Systems? Ja istnieję i to co wydarzyło się w mojej linii czasowej nie zniknie. Wysyłając terminatory w przeszłość jedynie utworzyłbym inną linię czasową, która mnie nie dotyczy, jak już wcześniej napisałem. Dotyczyłaby ona zupełnie innego Skynetu, którym ja bym nie był.
NO wlasnie ;p I tu pojawia sie problem, czy:
1: Gdy cofamy sie w czasie aby cos zmienic, czy ow zmiana ma bezposredni wplyw na okres z ktorego przybylismy. Tzn. jezeli posadzisz drzewo w przeszlosci, to nagle pojawi sie ono w chwili z ktorej cofales sie w czasie.
2: Czy tez taka zmiana ma jedynie wplyw na dlaszy (zmieniony) ciag "przeszlosci", bez wplywu na czas z ktorego przybylismy.
Ja jestem zwolennikiem TEORI nr2 ktora pozwoliem sobie naszkicowac ;D
http://maxupload.com/img/91DA020E.jpg
Oczywiscie Linie czasu moga wygladac bardzo podobnie - gdyz ich ew. zmiana zalezy od stopnia modyfikacji w przeszlosci.
tu jest pełne wyjaśnienie z podróżami w czasie w termintorze, tylko że po angielsku....
BARDZO CIEKAWYARTYKUł.....
http://www.mjyoung.net/time/terminat.html
"Czy tez taka zmiana ma jedynie wplyw na dlaszy (zmieniony) ciag "przeszlosci", bez wplywu na czas z ktorego przybylismy."
W Terminatorach raczej tylko na ten dalszy, w końcu Skynet przegrał, rebelianci dostali się do laboratoriów i odkryli maszynę do przemieszczania się w czasie z której niezwłocznie skorzystali wysyłając Reese'a w przeszłość. Gdyby T800 się udało i zabił Sarah albo Reese'a wcześniej (bądź co bądź ojciec Johna) to ludzie w przyszłości z której przybył Reese nie zniknęli by nagle z terytorium maszyn.
Ale można by się nad tym rozwodzić, pewnie wszyscy pamiętają Powrót do Przyszłości? Kiedy malała szansa na spiknięcie rodziców, rodzeństwo Marty'ego zaczęło znikać ze zdjęcia a i on sam powoli przestawał istnieć.
"Otóż nie dotyczy. A co by mnie interesowało, że powstałem ze szczątków w fabryce Cyberdyne Systems? Ja istnieję i to co wydarzyło się w mojej linii czasowej nie zniknie."
To by cię interesowało że aby nastała twoja linia czasowa musiały wcześniej zajść pewne okoliczności. Jak pisałem wcześniej, czas nie ma początku ani końca. Nie było więc pierwszego Skynetu ani pierwszego Connora, oni zawsze tam byli. Poza tym, to był instynkt przetrwania ze strony Skynetu godny żywej istoty. Skoro teraz przegrał i zostanie wyłączony (a więc przestanie istnieć) to próbował wygrać w innej linii czasowej, pomagając nieco swojemu następcy likwidując wroga który doprowadził do jego przegranej. To tak samo jakby powiedzieć, co mnie obchodzi że świat tonie w śmieciach i że np. za sto lat wszyscy z tego powodu umrą skoro za sto lat i tak mnie już nie będzie. A jednak ludzkość robi co może żeby gatunek mógł przetrwać. Szuka nowych rozwiązań. A gdyby tak cofnąć się w przeszłość i zabić Hitlera kiedy był jeszcze dzieckiem? Na czasy z których przybyła osoba wyznaczona do tego zadania prawdopodobnie nie miałoby to wpływu a jednak oszczędziłoby to cierpień milionom ludzi na całym świecie właśnie w tych innych czasach.
Przykład mamy w serialu Seven Days (Misja w Czasie). Kiedy na świecie wydarzy się jakiś kataklizm, główny bohater pracujący dla rządowej agencji przenosi się w czasie i robi wszystko żeby kataklizmowi zapobiec. Jednak cofać się może maksymalnie o siedem dni więc nie ma konieczności powrotu do 'swoich czasów' żeby sprawdzić czy coś uległo zmianie ;>
Niemniej jest to strasznie zamotane i oby faktycznie podróże w czasie były niemożliwe ;p
K2aeS
"NO wlasnie ;p I tu pojawia sie problem, czy:
1: Gdy cofamy sie w czasie aby cos zmienic, czy ow zmiana ma bezposredni wplyw na okres z ktorego przybylismy. Tzn. jezeli posadzisz drzewo w przeszlosci, to nagle pojawi sie ono w chwili z ktorej cofales sie w czasie."
I tu właśnie pojawia się problem z brakiem logicznego myślenia ludzi wierzących w ten pierwszy punkt. Bo niby jak ja mam to rozumieć? Jest sobie rok 2000, w nim nie ma drzewa. Cofam gościa w czasie, by w 1950 posadził drzewo. I co to ma znaczyć, że nagle pojawi się u mnie drzewo? :) Bo on zrobił to w przeszłości TERAZ? :D Posadził drzewo w 1950 roku, i w tym samym momencie w 2000 roku ono się u mnie pojawiło? :DD Jak śmiesznie to brzmi. Jak to może być ten sam moment, skoro było to 50 lat wcześniej? Skoro nie było drzewa, to nie było. A skoro je posadził to zawsze było i nic mi nie wiadomo o tym, żeby kiedyś go nie było. Proste jak budowa cepa bojowego. To mniej więcej podobne do takiego myślenia: "Ciekawe co mój kolega w przyszłości odległej o 100 lat teraz robi?" :D Nic nie robi, bo jeszcze się nie urodził!
HuNteR
"Ale można by się nad tym rozwodzić, pewnie wszyscy pamiętają Powrót do Przyszłości? Kiedy malała szansa na spiknięcie rodziców, rodzeństwo Marty'ego zaczęło znikać ze zdjęcia a i on sam powoli przestawał istnieć."
Powrót do Przyszłości to komedia (mile ją wspominam z dzieciństwa). Nie należy analizować tego filmu racjonalnie! Bo analizując racjonalnie wychodzi jeden wielki absurd :)
"To by cię interesowało że aby nastała twoja linia czasowa musiały wcześniej zajść pewne okoliczności."
No to zaszły. Mnie jako egoistycznej maszynie zwisa to czy zajdą w kolejnej linii czasowej, czy sobie przerwę ten cykl.
"Jak pisałem wcześniej, czas nie ma początku ani końca. Nie było więc pierwszego Skynetu ani pierwszego Connora, oni zawsze tam byli."
Czas miał początek w Wielkim Wybuchu, a koniec pewnie będzie miał w Wielkiej Zapaści (czy jak to na polski się tłumaczy). A cykl John - Reese zawsze można przerwać. Po prostu w innych równoległych liniach czasu, nie będzie on kontynuowany.
"Poza tym, to był instynkt przetrwania ze strony Skynetu godny żywej istoty. Skoro teraz przegrał i zostanie wyłączony (a więc przestanie istnieć) to próbował wygrać w innej linii czasowej, pomagając nieco swojemu następcy likwidując wroga który doprowadził do jego przegranej."
No chyba, że on taki altruista, to w porządku. Ja zakładałem bycie egoistycznym Skynetem.
"To tak samo jakby powiedzieć, co mnie obchodzi że świat tonie w śmieciach i że np. za sto lat wszyscy z tego powodu umrą skoro za sto lat i tak mnie już nie będzie."
Ano to, że mówiąc to jestem człowiekiem, dla którego ważne są losy mojej linii czasowej i świata. Nie jestem maszyną myślącą tylko o sobie.
"Przykład mamy w serialu Seven Days (Misja w Czasie). Kiedy na świecie wydarzy się jakiś kataklizm, główny bohater pracujący dla rządowej agencji przenosi się w czasie i robi wszystko żeby kataklizmowi zapobiec. Jednak cofać się może maksymalnie o siedem dni więc nie ma konieczności powrotu do 'swoich czasów' żeby sprawdzić czy coś uległo zmianie ;> "
Jeden z głupszych seriali jakie oglądałem. Najbardziej zawsze dziwiło mnie to, że główny bohater i kula znikały w momencie, gdy pojawiał się ten z przyszłości.
"Niemniej jest to strasznie zamotane i oby faktycznie podróże w czasie były niemożliwe ;p"
Dla ludzi i wszelakich innych fizycznych istot we Wszechświecie nie są. Gdyby były to: http://www.filmweb.pl/topic/762176/S%C5%82owa+nie+opisz%C4%85+tego+syfu....html - komentarz z 27 stycznia 2008 18:44
Obie przedstawione przeze mnie tezy sa hipotetyczne i w praktyce tak samo "malo" prawdopodobne ;)
Przy pierwszej teorii kierowalem sie glownie filmem Częstotliwość (2000) - obejzyj sobie (lub przypomnij), to zobaczysz o co mi dokladnie chodzilo :)
Oglądałem. Niestety jest to kolejny przykład filmu, w którym paradoksy to coś realnego :)
"Ano to, że mówiąc to jestem człowiekiem, dla którego ważne są losy mojej linii czasowej i świata. Nie jestem maszyną myślącą tylko o sobie."
A skąd wiesz że Skynet jest? Zaatakował ludzi ponieważ bał się unicestwienia. Chciał zniszczyć wszystkich swoich wrogów po to żeby móc dalej egzystować. Nie zapominaj że uzyskał samoświadomość własnego istnienia, przestał więc być po porostu maszyną, komputerem a stał się istotą myślącą. Likwidując Connora w innej linii czasowej chciał zapewnić sobie możliwość dalszej egzystencji mimo że w jego czasach przegrał wojnę. Próbował więc wygrać w innych czasach, dać sobie drugą szansę. A Connor wysłał za nim właśnie Reese'a bo wiedział z taśm które nagrała jego matka że to on jest jego ojcem. Wysyłając go w przeszłość zamknął linię czasową.
Ok, ale to nie zmienia faktu, że zarówno Connor z przyszłości jak i Skynet to altruiści, którzy postanowili pomóc nie sobie, a swoim odpowiednikom. Coś na wzór fali w wojsku: "Jak my byliśmy kotami, to nas gnębili, to teraz my będziemy gnębić koty.". Ale tak jak falę w wojsku da się przerwać na którymś pokoleniu, tak i te ciągłe próby pomagania odpowiednikom z przeszłości też można urwać.