Ja wiem, że serial nie jest wybitny, że jest mnóstwo pytań bez odpowiedzi, czasami po prostu zastanawia głupota bohaterów. Nie będę mówić nic o wkurzającej matce Clarke, Jasperze, który nie ma pojęcia co ze sobą zrobić, ani innych głupotkach serialu. Ale jakoś to wszystko się w taką całość składa, że nie potrafię się od tego oderwać. A kiedy skończyłam trzeci sezon, to poczułam się tak jak zazwyczaj po bardzo dobrej książce, taka rozwalona od środka i z głębokim bólem w sercu. Czy to jest normalne? Bo ten serial się nieco stoczył, to prawda, ale nie przeszkadza mi to w mimowolnym uwielbianiu go.