Serial naprawdę super, choć oglądałam go na raty i niektóre wątki mi uciekały (tym bardziej że "nie nasze" imiona i nazwiska. Problem mam ze zrozumieniem czasoprzestrzeni. Jak to się stało że Gon Lee uratował sam siebie? Czy wcześniej umarł jako dziecko i okrył to jak pętla czasu się znów zapętliła? W końcu jako dorosły Gon Lee musiał wiedzieć o tym co się stanie małemu Gon Lee i przybył mu na ratunek w dniu zamachu? Da się w ogóle to zamieszanie z czasem jakoś wyjaśnić tak żebym się połapała co kiedy kto i gdzie ?
To trochę jak z Terminatorem - tam wysyłają obrońcę, żeby udaremnić zamach, ale bez tego obrońcy nie byłoby przywódcy. Tutaj podobnie - przeżywa, bo sam siebie ratuje, ratuje bo przeżywa. Natomiast ciekawsze jest, że jak wyrusza z Jo Yeongiem, to już nie ma jego wcześniejszej wersji, bo tym razem "za dużo zmienili"... A już później to nie rozumiem, jak trafił z powrotem do siebie? Przecież nie mógł wrócić tam, skąd w sumie nie mógł wyruszyć, bo jako dziecko nie otrzymał połówki fletu. :D
Hah, dokładnie, na wcześniejsze nieścisłości można było przymknąć oko, nie były ostatecznie aż takie wielkie, ale jakim cudem wrócili do swojego świata, skoro przez zmiany "nowy" Lee Gon nigdy nie wyruszył w tę podróż w przeszłość?
Myślałam że rozwiążą to albo tak, że któreś z głównej pary zginie, albo spróbują jakoś żyć w tym miejscu "pomiędzy", albo w świecie pani komisarz, albo w jakimś zupełnie innym - ale Królestwo Korei po prostu kompletnie nie miało sensu.