PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=716921}
7,0 9,1 tys. ocen
7,0 10 1 9070
6,2 8 krytyków
The Last Man on Earth
powrót do forum serialu The Last Man on Earth

Szkoda, że całkiem fajny pomysł i potencjał został totalnie zmarnowany. Początek był wciągający: zabawne metody Phila na walkę z nudą, motyw z Castaway i gadaniem do tuzina piłek. Jego coraz większe problemy psychiczne spowodowane długotrwałą samotnością, niemożliwością interakcji z innym człowiekiem. Spodobało mi się, pomyślałem, że będzie to serial na pół serio z delikatnym, inteligentnym dowcipem wtedy gdy trzeba - takie The Walking Dead bez zombie, za to z humorem. Niestety wszystko szlag trafił wraz z pojawieniem się kolejnych bohaterów.

Wszystko zaczęło się sprowadzać do bzykania. Ten chce bzyknąć tamtą, ta chce przelecieć tamtego, ten nie może się pogodzić z tym ,że nie może z tą, więc próbuje z kolejnymi. I tak w kółko od kilku dobrych odcinków. Nie lubię seriali, nawet tych komediowych, w których postaci nie mają żadnego rysu psychologicznego. Ich działania, motywy i charakter w każdym odcinku jest inny, brak im ciągłości w postępowaniu. Może po kolei:

Phil - gdy był sam to wyglądał na gościa, który poogarniał sobie 'sprawy przetrwania', samodzielny, z dystansem do całej sytuacji ze zniknięciem ludzi, pogodzony ze swoim losem, choć jak pisałem, lekko świrujący z braku kontaktu z innymi. Natomiast później mamy do czynienia z kolesiem, którego jedynym celem w życiu jest przelecenie blondi. Na każdym kroku kłamie, robi z siebie pajaca, pręży muskuły których nie ma i momentami naprawdę nie da się wytrzymać jego bełkotu. Ciężko jest śledzić serial, w którym nie lubi się głównej postaci i nie kibicuje się jej ani trochę. Niektóre seriale to już z seryjnego mordercy robią wporzo kolesia, którego się lubi (Dexter), więc 'sztuką' jest spieprzyć taką postać jak Phil. Swoją drogą niby inteligentny koleś a nie wie, że wystarczy po prostu mówić prawdę i być sobą (tak przez dwa odcinki), zamiast robić z siebie pajaca by blondi wskoczyła z nim do wyra. Tak jak udało się to Toddowi bez zbędnych wysiłków.

Carol - oglądam serial bez napisów i lektora, więc może mi coś umknęło. Ale zdaje się, że Carol wyszła za Phila bo jest wierząca i w grę wchodzi tylko pożycie małżeńskie. Skąd więc nagła zmiana i wskoczenie do łóżka z czarnym Philem jak gdyby nigdy nic? To co, już nie jest wierząca? Ani czarny Phil jej jakoś szczególnie nie podrywał (choć może bardziej niż pozostałe samice :) ) ani nie zarysowała się u niej żadna zmiana światopoglądowa. Ot tak bez żadnego wytłumaczenia postać już nie potrzebuje małżeństwa do uprawiania seksu.

Melissa - w tym wypadku może nie tyle niekonsekwentna w działaniu co po prostu żenująca postać. Najbardziej mi działa na nerwy. Typowa babska kokietka. Najpierw facetowi, który nie widział kobiety przez 2 lata mówi, że jest wiecznie napalona a potem zdziwienie i pretensje, że ten do niej świruje. Z Toddem podobnie - placuszek w kształcie serca, wyznanie miłości przez grubcia zostaje przez nia odrzucone (spoko, ma w końcu do tego prawo) ale potem pretensje i krzywy wyraz twarzy, że jest zwykły placuszek a nie w kształcie serca. Zmanipulowanie Todda tak, że wyszło iż to on z nią zerwał, a jak. W zamyśle miała chyba to być pozytywna postać, ale wyszło to słabo.

Todd - Do ostatniej sceny w 12. odcinku nie miałem większych zarzutów. Ot przemiły grubcio, pozytywnie nastawiony do życia, oddający organy rodzinie gdy trzeba, zakompleksiony, niepewny siebie i przeszczęśliwy, że mógł się bzykać z blondi. Aż siada na kanapie obok Phila i wyraża chęć współudziału w morderstwie czarnego Phila. Jeśli oni faktycznie będą chcieli go zabić to będzie na tyle, jeśli chodzi o oglądanie tego serialu.

Lesby - za krótko są na ekranie, żeby coś powiedzieć. Ale wygląda na to, że starsza jest żeńską wersją Phila. Dlatego jak jeszcze w pierwszym sezonie się nie bzykną to będę zdziwiony.

czarny Phil - jedyna postać, która póki co wzbudza moją sympatię. Samiec alfa ale szanujący fakt, że to on dołączył do grupy. Nie próbujący na siłę przejąć pałeczki lidera, a gdy to ma miejsce to robi to inteligentnie i z klasą. Ujął mnie też autentycznym pochwaleniem Phila za jego 'pole'. No i złota rączka a to w czasie apokalipsy z pewnością się przyda.

Pewnie dooglądam pierwszy sezon do końca, ale musi być inna oś niż pogoń za bzykaniem i napinaniem się głównego bohatera. Lecz obawiam się, że po prostu nie jestem fanem stylu i humoru jaki serwuje nam Will Forte. Nie bawią mnie jego żarty sytuacyjne i słowne. Nie kupuje jego postapokaliptycznego świata pokazanego w krzywym zwierciadle. Za mało śmieszne, żeby być komedią, za mało poważne by być serią o przetrwaniu.

P.S. Czy tylko ja mam wrażenie, że barwa głosu Willa Forte jest identyczna do tej jaką ma Thoper Grace (Eric Forman z Różowych Lat 70.)?