Właśnie zacząłem oglądać pierwszy odcinek. Pomyślałem, że na pewno Rick zmienił się od czasu kiedy Negan go przeorał psychicznie. Na pewno! No i się myliłem. Teraz już myślę, że to nie jest jedynie pomysł na postać twórców TWD, ale bardziej samego Andrew Lincolna, który potrafi grać, jednak robi to w sposób dziwny, sztuczny, przesadzony. No i ten idiota tytułowy - jak to jest, że już na początku to potwierdza? Koleś uznaje odcięcie ręki za jedyny możliwy środek/drogę ucieczki. Okay! Zabija przy tym płonące zombie. Właściwie żarzące się zombie. Nie lepiej byłoby spróbować innego sposobu? Nie! Rick musi zrobić co w jego mocy, aby udowodnić, że jest debilem:
1. Biegnie i zabija kilka zombie.
2. Zawiązuje pasek na ręce (niewiele by to dało swoją drogą - takie realia), aby odciąć przepływ krwi do dłoni.
3. Ucina ją...
4. Zaczyna uciekać krawiąc i mdlejąc pomału.
5. Zabija jeszcze jednego zombie.
6. Przypala sobie kikut, aby nie krwawił (to jedyne co było sensowne w tej scenie) wkładając go w rozżarzone ciało zombie.
7. Próbuje uciekać ścigany przez żołnierza.
8. Po kilku metrach dostaje paralizatorem w plecki i się wywala.
Reasumując: uciął sobie rękę bo jest debilem - zamiast próbować innej drogi ucieczki lub choćby myku z rozgrzaniem linki na której był wypuszczony, jak na smyczy i odcięcie jej siekierą? Mistrzem planowania nie był, nie jest i nie będzie - jest idiotą i dobrze bo ponoć tacy też się przydają. Fajnie, że uciął sobie rękę bo przynajmniej dodało to na chwilę jakiegoś kolorytu i oryginalności jego postaci.
Usilny, wpakowany nienaturalnie dramatyzm i melodramatyzm chyba może się podobać jedynie osobom nie mającym żadnych wymagań co do historii, logiki, czy też jej braku.