Początki całego serialu tak mnie zafascynowały (dużo zombie, cały czas ktos uciekał, ginęli ludzie, znów zombie i znów zombie), że postanowiłem bardzo wciągnąć się w ten serial. Było dobrze, pierwszy sezon (dużo zombie i poznawanie aktorów), drugi, trzeci sezon (ranczo u dziadka, dużo zombie i ucieczki), czwarty sezon (gubernatory i inne zombie w więzieniu), aż w końcu powstał sezon PIĄTY (chodzenie po torach do terminusa, walka z kanibalami przez dwa, trzy odcinki i w sumie ZERO zombie, teraz gadanie, gadanie i szukanie... raz na jakiś czas wyjdzie jakis zombie z lasu)... Nosz ku*wa mać!! Albo ten serial sie poprawi, albo naprawdę przestanę ogladać grupkę ludzi, która nigdy nic nie je i cały czas chodzi po tym samym lesie z jakimś wielkim rudym z wąsem... Mam nadzieje, że Wy też coś takiego odczuwacie i nie jestem jedyny, który powoli zawodzi się na THE WALKING GROUP OF PEOPLE :)
"The walking group of people" genialne :D
Jak to napisał kolega czirne87 wyżej pewnie zaraz zlecą się tu użytkownicy, żeby ci uświadomić, że ta grupka jest coś tam coś tam martwa w środku coś tam, że niby już nic nie czują i temu są jak te zombi kroczące, czy coś tam w tym stylu.
A jest jak piszesz, chodzącą po chaszczach grupą ludzi z rudym wąsem i bez jedzenia :D
Nie, nie jesteś jedyny. :)
Uwielbiałam ten serial, ale teraz to już jakaś porażka. Przeciągane sceny, odcinki, które nic nie wnoszą... Rozumiem, że przyzwyczaili się już do obecności zombie i nie boją się ich tak, jak na początku apokalipsy, ale, na Boga, odwracają się do nich plecami, ignorując je?
Kanibale też... pochodzili, pogadali, zjedli, co mieli zjeść i zniknęli. Tak samo "akcja" w szpitalu - Beth, szpital, Beth, szpital, rachu ciachu i do piachu, koniec wątku...
Jak czytałam te narzekania ludzi, że serial schodzi na psy, to myślałam sobie "eee bez przesady, na co innego położyli nacisk ale żeby od razu pisać, ze gorszy?" No i zaczęłam oglądać powtórki - jestem na początku 3 sezonu, właśnie wchodzą do więzienia i co? No i to, że rzeczywiście wcześniej była konkretna fabuła i konkretne akcje. Chcą wejść do domu? To najpierw idzie kilku na zwiady, oczyszczają dom, każdy wie gdzie i po co ma iść i ja to kupuję, bo w końcu po kilku miesiącach tułaczki zdążyli wypracować schemat działania. A tu nagle w 4 sezonie idą jak owieczki do terminusa, potem dają się prowadzić księdzu do kościoła... zero podejrzeń, sprawdzania... ech. I to ciągłe gadanie o d*pie maryni zamiast konkretów lub nawet wspomnień o tym, co sie wydarzyło... że o obolałej twarzy Tyrese nie wspomnę. Rick się jakoś wyrobił, bo wcześniej rzeczywiście za dobry i łatwowierny był ale reszta... poniżej oczekiwań :P