W odcinku 2 czwartej serii jest taka wspaniała scena. W częsci trzeciej pojawia się tajemnicza wojowniczka - Michonne. Baba twarda jak żigulowski granit i szorstka jak diamentowy papier ścierny. I bardzo tajemnicza. W pewnym momencie, nagle Michonne dostaje do ręki małą Grimesównę i peka! I od razu staje się jasne, że ona miała córeczkę i ją straciła. Oraz, że to największy ból jej życia. Bierze niemowlę do eki i przytula z łzami...A na dodatek - to zestawienie: Śliczna mała, różowa dziewczynka i twada, muskularna oraz (nie da się ukryć), brzydka i czarna Michonne. A jednak pasują do siebie. ŚWIETNIE ZAGRANE! OKLASKI NA STOJĄCO!!!!
No, ale co mogłem zrobić? Jak mus to mus! Tynk ze ściany odpadł i ściany się zachwiały. A na dźwięki jakie przy okazji się z mojego mieszkania wydobyły, ustawiła się pod moimi drzwiami kolejka chętnych lasek! Czyli, się płacało! Nie piszę obszerniej bo mi panny stygną!
Raczej mrrrruknę do nich: "Już jestem gotów kociaczku". Bo ja widzisz ponad teorię przedkładam ZAJĘCIA PRAKTYCZNE. Jak to mówią: "Trening czyni mistrza"
:)
I jak Ci idą te "zajęcia praktyczne" z partnerką, która ma .jpg w nazwisku:)?
A co ty taka zainteresowana? Fancy a sanwich?
PS: jeśli jesteś facet to jesteś zbok i nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, ale jeśli jakaś kobitka, to "Welkame to the jungle!" Bo ja lesba jestem stuprocentowa! Mimo, że na dodatek męska świnia i szowinista.
Jesteś lesbą i jednocześnie piszesz o sobie "(...)co mogłem zrobić?" zresztą, czemu ja się dziwię, skoro baba z brodą wygrywa eurowizję ;]
A rejmonos podający się za lesbijkę, piszący o sobie jako mężczyzna, zaspokaja się przy scenie w której Miszon płacze przy małej Dżudith.
Zdecydowanie dośyć internetów na dzisiaj ;]