http://bezuzyteczna.pl/daryl-dixon-z-the-182598
Nawet jeśli (po specyficznych scenach z Beth i Carol - zwłaszcza z tą drugą - nie sądzę), to co z tego? Również bardzo lubiana i nie mniej przebojowa komiksowa postać, której w serialu jeszcze nie ma (najprawdopodobniej się w nim za sezon-dwa pojawi, bo jest zbyt ważna, by ją pominąć), także okazała się być homoseksualna. To jakiś problem?
Tako rzecze Kirkman: "In my opinion there should be more awesome gay people in fiction because there are plenty of awesome gay people in real life. I want [imię] to be a character where his sexuality is as unimportant as Rick or other heterosexual characters. So we won't focus on it constantly and it won't be the focus of any big storylines for him... but he'll make out with a dude every now and then... before going out and drop kicking zombies. He's one of my current favorite characters."
No ale wiadomo, tragedia, homopropaganda, "najlepsza postać stanie się najgorszą".
Jedno jest pewne. Jak się okaże gejem, to prędko go nie uśmiercą. Zaraz by się posypały oskarżenia o homofobię, a w USA rządzi "political correctness".
Nie uśmiercą go nawet bez zmiany orientacji (a przynajmniej jest to mało prawdopodobne), to zbyt popularna i lubiana postać (co przekłada się na oglądalność, a w dalszej kolejności na kasę), w dodatku "survivor" (za komiksową Andreą, która mówiła tak o sobie i Ricku: "We are survivors. We don't die). Poza tym, twórcy już sobie nagrabili pozbyciem się Andrei, która w komiksie żyje po dziś dzień.
Tia, "political correctness", i pewnie dlatego 90% postaci lesbijek w serialach ląduje w łóżku z facetem, zaś w serialu o Leonardo DaVinci zrobiono z niego 100% heteroseksualnego kobieciarza?
lesbijka z TWD też nie jest cool, przypomina takiego małego giermka facetów, najpierw Gubernatora, potem Glena
cytat, który wkleił Evangreen nie dotyczy Daryla, tylko innego bad-assa, który pojawi się w 5 sezonie - Paul "Jesus" Monroe
Daryl zostanie tak jak jest, aseksualny
A napisałem, że dotyczy Daryla? Myślę, że wystarczy po prostu przeczytać mój post. W całości.
(spoiler) Zresztą w 5. sezonie to oni ledwo do Alexandrii dotrą, gdzie jeszcze do pojawienia się Jesusa?
Po pierwsze: nie radzę Ci wierzyć we wszystko, co przeczytasz na Bezużytecznej, bo w miażdżącej większości jest to nie prawda. Z całym szacunkiem, to strona dla gimnazjalistów. Przydałoby się jakieś wiarygodne źródło.
Po drugie: nawet jeśli Daryl ma być gejem to źle? Że jest homoseksualistą to już nie fajny? Ludzie, ogarnijcie się trochę.
No i co z tego, że może być gejem (co jest mało prawdopodobne). Poza tym w serialu jest już lesbijka i jakoś nikt na to nie narzeka.
Bo to lesbijka :D Kto wie, może Tara to taki substytut za Aarona, którego już pewnie nie wprowadzą, a szkoda bo jeżeli chcą bohatera geja to mogliby wprowadzić kogoś nowego. Do Darylka taki wątek nie pasuje.
NOT TOLERANTEU ALERT :)
Jak to do "Darylka taki wątek nie pasuje"? Pomijając fakt, że news pochodzi z bezużytecznej to warto spojrzeć na ten temat z szerszej perspektywy - ludzie odwrócą się od Daryleu bo co, bo jest gejeu? Niedorzeczneu.
Widocznie wspomniany przez Was news tyle razy obiegł internety, że w końcu opuścił jego granice, dlatego zastąpiono go nowym :)
News o tym, że Daryl może być gejem wydziałem też na IGN, a jest to bardziej wiarygodne źródło (ale nawet teraz nie biorę tego newsa na poważnie) niż bezużyteczna :)
"Tara to taki substytut za Aarona, którego już pewnie nie wprowadzą"
Niby czemu nie? Do (spoiler)Alexandrii(/spoiler) bohaterowie się przecież nawet jeszcze nie zbliżyli, a że ta się w serialu pojawi, raczej nie ma wątpliwości (chyba że twórcy zmieniliby zdanie i drastycznie odeszli od szkieletu fabularnego komiksu, co im się jak dotąd nie zdarzyło).
Jakby to była prawda, to by oznaczało, że twórcy robią wszystko, żeby Darylka trochę ożywić, bo jak na razie to snuje się po serialu jak smród po gaciach :) No ale w sumie jest w tym jakiś sens, że wspomnę badassów Agrona, czy Omara. Poza tym skoro takie wspaniałe kobiety jak Karolka i Becia poległy na polu walki, to może jakiś kolo wreszcie rozrusza Darylka.
.... albo to wszystko okazało by się elementem kampanii reklamowej nowego sezonu, żeby się wszyscy rzucili do oglądania homo Darylka :) osobiście JAKBY to się okazało prawdą, to chyba dałabym całego punkta TWD, abo co :D
Raczej Tara homo i Daryl homo...
A tak w ogóle kto to ten po prawej?
https://scontent-b-fra.xx.fbcdn.net/hphotos-xpf1/t1.0-9/p526x296/10616027_101335 5262023965_1410856503369526308_n.jpg
"Ożywić?". "Jak smród po gaciach snuje się po serialu" bohater, którego dotychczasowy portret psychologiczny jest jednym z bardziej szczegółowych, jakie pojawiły się do tej pory w serialu?
Dobre sobie.
Acha, czyli pisałeś poważnie o tym szczegółowym portrecie psychologicznym. No cóż, uprzejmie się nie zgodzę, wg mnie Daryl jest serialową paprotką. Coś się u niego działo jeszcze tak do 2 sezonu. Potem bida z nędzą.
Ta bida z nędzą opierała się głównie na kilkuetapowym pokazaniu, jak bardzo środowisko wpływa na postawę i charakter człowieka oraz jak bardzo mylić może pochopnie wykształcona opinia o kimś. Do drugiego sezonu to on akurat był zwykłym badassem wyróżniającym się jedynie rodzajem preferowanej broni, stąd pewnie zaskarbił sobie sympatię większej liczby osób, podobnie jak jego brat.
No ale na tym forum już większe bzdury czytałem. W tym serialu "paprotką" jest tylko... Judith (co jest zresztą sporym atutem w porównaniu do pełnego zwykłych wypełniaczy przestrzeni pierwowzoru). No i od biedy Maggie, choć i tak wygląda o niebo lepiej niż w komiksie.
Pohamuj się trochę, ja do ciebie piszę, że uprzejmie się nie zgadzam, ty do mnie wyjeżdżasz z przemiłym tekstem nazywając moją wypowiedź łaskawie "bzdurą mniejszą od innych na tym forum". Tym samym nie uznaję cie za partnera do dyskusji.
Mam taką - być może nieprzyjemną - tendencję do nazywania rzeczy po imieniu.
Zresztą komicznie wygląda taki taktyczny odwrót ze strony kogoś, kto nazwał moją pierwszą uwagę żartem.
O przepraszam, ja nie zaczęłam od pogardliwego "dobre sobie", więc nie dziw się, że uznałam twój post za żart w najlepszym razie - a niestety okazało się smutną pomyłką.
Jeżeli nie zgadzasz się z czyjąś opinią, napisz to w formie nie obrażającej adwersarza. W przeciwnym razie wychodzisz nie na hipstera "nazywającego rzeczy po imieniu", tylko na niewychowanego buca.
Żegnam pana ozięble.
To określenie "snuje się jak smród po gaciach" nie jest pogardliwe? Dajże spokój, bo sama zaczęłaś. Poza tym, to nie było twoje pierwsze zetknięcie ze mną na tym portalu.
W filmach i serialach, jak zresztą w każdym produkcie szeroko pojętej sztuki, znajduje się wiele elementów podlegających dyskusji. W sumie m.in. z tego powodu stworzono fora internetowe. Jest w nich jednak też kilka prawd, kilka truizmów - Daryl Dixon jako wielowarstwowy bohater jest jednym z nich. Ludzie wypisują tu różne mniej lub bardziej absurdalne rzeczy (moimi ulubionymi są gadki o tym, że Rick w serialu i komiksie to dwie zupełnie różne postacie albo że Lori, Andrea i Carl są w komiksie mniej irytujący), które mnie zwyczajnie irytują - stąd ton, który można odebrać jako agresywny. Tyle tylko, że trudno w tym wypadku mówić o narzucaniu swojego zdania, kiedy fakty zawsze są obiektywne. Nie dotyczy to oczywiście tylko TWD, jakby ktoś napisał np., że Joker wykreowany przez Heatha Ledgera ma z oryginalnym Jokerem coś więcej wspólnego niż makijaż i fioletowy frak (jest to o tyle zabawne, że znacznie bliższemu pierwowzorowi Bane'a z następnej części trylogii Nolana powszechnie krytykuje się za brak Jadu) albo że pamiętna scena z pilotem w "Funny Games" jest bezsensowna i zepsuła film, zareagowałbym podobnie.
Ostatnio napisałem co nieco na temat Daryla, może rzucisz okiem: http://www.filmweb.pl/serial/The+Walking+Dead-2010-547035/discussion/Norman+Reed us,2505783#post_12529481
Jedną osobę już przekonałem.
Ech..
Po pierwsze to był post w odpowiedzi na post kogoś innego, nie twój.
Po drugie, to zdanie zakończyłam emotikonkiem wyrażającym uśmiech, co stawia to zdanie w odpowiednim kontekście i nie oznacza agresji.
Po drugie określenie owo, jeżeli już kogoś obraża, to Daryla, a nie ciebie, ani nikogo z użytkowników.
Po czwarte - moje fakty dotyczące Daryla są inne, niż twoje.
Myślę, że na tym możemy skończyć, bo to do niczego nie prowadzi.
"Poza tym, to nie było twoje pierwsze zetknięcie ze mną na tym portalu."
a to przepraszam, ale cię nie kojarzę z dyskusji na tym forum. Przynajmniej nie ze mną.
Chciałem załatwić sprawę polubownie i w przyjaznej atmosferze, ale niestety najwidoczniej się nie da. Jak do ściany.
Może najpierw sprawdź w słowniku znaczenie słów "polubowne" oraz "przyjazna atmosfera". Na pewno nie oznaczają "a bo ty sama zaczęłaś przezywać Daryla".
Też się czuję, jakbym pisała do ściany.
@Emo: 1 sezon to typowy outsider Badass niczym z jakiegoś anime, taki który w dyskusji grupowej stoi pod ścianą i ewentualnie rzuci jakimś półsłówkiem. Ponadto nie wiemy na ile różni się od lekko aspołecznego brata.
2 sezon ukazuje trochę inną wrażliwszą twarz postaci ze względu na relację z wdową, której zaginęło dziecko. Z mojego punktu widzenia wypadło to całkiem naturalnie.
3 sezon to odnowienie relacji z bratem, dla mnie sceny z udziałem Dixonów wypadły świetnie i miałem spory niedosyt tych momentów. Dodatkowo mamy konflikt lojalności, świecenie oczami za brata przed grupą, konieczność radzenia sobie z krytyką ze strony Merla. Siłą napędową jest tu oczywiście nożoręki, ale i tak nie jest źle.
4 sezon to moim zdaniem zepchnięcie postaci na dalszy plan. Grupa się powiększa, więc trzeba dać czas nowym postaciom, żebyśmy ich żałowali jak zginą, dla Daryla najpierw pretekstem do nieobecności najpierw są polowania na Gubernatora, potem wyprawy po leki, a na koniec wiadomy motyw ze "Zwierząt z Zielonego Lasu". Tu już pozostaje do indywidualnego osądu czy komuś podoba się czy nie idea zajęcia całego odcinka Darylem i jego psychiką. Jak dla mnie dotychczasowa rola mu pasowała, mogło obyć się bez tych rozmyślań nad bimbrem, ale nie jestem obiektywny gdyż podobnie jak Ty czułem niedosyt Ricków.
@Evan: Ciężko nazwać Daryla "zwykłym badassem", jest on raczej ewenementem na skalę serialu tzw. Niezniszczalnego Badassa, dla którego nie ma sytuacji bez wyjścia w zasadzie.
Moje spostrzeżenia odnośnie Darylka:
1 sezon: ładny chłopak, odważny, burak, Merle, tyły
2 sezon: ładny chłopak, odważny, Sophia, Merle, tyły
3 sezon: ładny chłopak, odważny, nowy włos, Merle, tyły
4 sezon: ładny chłopak, odważny, nowy włos, tyły, udział w najgorszym odcinku ever, zrównanie z poziomem głupiutkiej smarkuli
Podsumowując: Daryl jest fajny i lubiany: jest atrakcyjny, odważny, mało gada - przez co omija mielizny, na których wykładają się co bardziej wygadani łolkingdedowcy, nie jest namolny i upierdliwy, nie ma telenowelowych dram. Ot taki fajny materiał na towarzysza w apokalipsie.
Niestety obawiam się, że Daryl jest ofiarą charyzmy Merla oraz spoczęcia na laurach twórców i ich iścia po najmniejszej linii oporów.
Wyżej wymienione cechy czynią z Daryla idealnego bohatera, ale bohatera BEZPIECZNEGO. Tu trudno coś spieprzyć i mam wrażenie, że twórcy poszli tą drogą, od czasu do czasu próbując wyskoczyć z czymś głębszym, przy czym mam na myśli psychikę, jak i pójście na głębszego :D A tak się nie da - albo w Darylu ma się coś dziać z różnym natężeniem przez cały czas, albo nic. Nie wychodzi mu na dobre trzymanie go w tylnej ławce, gdzie chłopina przysypia jak każdy normalny człowiek i wyrywanie go od wielkiego dzwonu rozespanego do tablicy, gdzie daje ciała.
No i Merle - koleś, który ma charyzmę, jest ciekawy, oryginalny, mówi z sensem i który stanowi motor napędowy dla Daryla. Nie dość, że przyćmiewa młodszego brata, to jeszcze to ON wybudza go z letargu. To też nie jest dobre, bo Daryl powinien działać i mieć ruch w duszy i uczuciach z innych powodów, niż śmierć brata, zwidy o bracie, cudowne odnalezienie brata, użeranie się z bratem, kolejną śmierć brata (po której i tak wraca do stagnacji).
Co innego poruszyło Daryla przez 4 sezony? Szukanie Sophii (to jeszcze było ok), z dupy wzięta scena z Becią, kiedy się obraził o posądzenie o garowanie, jak primadonna i draka z Joe. Szał.
Jeszcze do drugiego sezonu było w miarę ok - Daryl się uspokoił, poznał życie rodzinne inne od jego, poznał inne wartości itd. Ale i tak Daryl był od wyglądania, bycia cool, bycia badassem, który się kulom nie kłania.
O ile Carl idzie twardo w pewnym kierunku, Rick błądzi, Michonne krąży, Glenn się uwstecznia, Dziadzio trwa jak skała - o tyle Daryl płynie jak patyk w rzeczce - za innymi, bezwolnie, albo jest jak pisanka: ładna, wszyscy podziwiają, ale w środku jakoś pustawo.
Wg mnie Darylowi pomogłoby danie więcej interakcji niż przynieść, zanieś, zabij, pozamiataj, zostawienie Merla, co doprowadzałoby do konfliktów a fabuła opiera się na konfliktach, wyciągnięcie z tyłów, jakiś wewnętrzny konflikt, duszne zmagania. No i samodzielne podejmowanie decyzji. Wiecie. Samemu. Z siebie. A ten tumanek boży idzie na śmierć, bo gówniara chce wódy.
Jak ten patyk na wodzie.
Często narzekamy, że pierwszy sezon był osom mega i w ogóle TRU-TWD bo miał materiał skondensowany do bardzo małej objętości, a kolejne mają za dużo odcinków, akcja się wlecze i wlecze a ludzie gadają. Paradoksalnie w niektórych momentach 16 odcinków to za mało, by poświęcić każdej postaci wystarczającą ilość czasu na osobiste przygody, grupowe interakcje i rozwój psychologiczny.
Wiem, że nie będę oryginalny wychwalając sezon drugi na tle całokształtu serialu na dzień dzisiejszy, ale to właśnie jest dla mnie jeszcze ten etap gdzie wszystkie elementy były równomiernie rozłożone w sensowne wydarzenia. Nie ma tam np Dale'a okazującego się psychopatą i pedofilem, Lori nagle opiekującej się należy dzieckiem czy innych wywróceń postaci na lewą stronę. Mamy tu i interakcje różnych par lub grup, nietypowe sytuacje (postrzał, zombie w studni, inna grupa), momenty indywidualne jak np wyprawa Daryla do lasu (niby samotna ale jednak niejako był udział brata). Nie wiem czy wynika to z faktu wpływu Darabonta czy po prostu mniejszej liczebności grupy.
Ale o ile w trzecim sezonie nadal jest jeszcze konsekwencja wątków i spójność akcji, o tyle w czwartym mamy właściwie taki porządny drugi finał w postaci "Too far gone". Dotychczas mieliśmy całe więzienie nowych ludzi, kilka nowych osób do wykreowania, wątek zarazy i bezradności gdzie wszyscy skupiali uwagę na ogóle i kilku najważniejszych jednostkach (oby tylko nie pomarły). A potem BUM, olbrzymia czystka i praktycznie najmniej liczebna grupa od 2 sezonu. Te kilka(naście) osób musi podźwignąć całą połowę sezonu. I tu największą rolę odgrywa wspomniana indywidualna sympatia do danej postaci. Teraz tak pomyślałem, przypominając sobie ten odcinek o Darylu w lesie, jak mógłby wyglądać odcinek Still gdy Beth została z Maggie. Daryl będąc w poczuciu że wszyscy zginęli zostałby nagle sam. Sądzę to byłoby arcyciekawe dla tej postaci. Mógłby znów widzieć ducha brata lub innych osób.
W obecnej sytuacji to faktycznie cały rozwój którego ukazanie nagle zwalono na barki postaci niemal epizodycznej w ostatnim sezonie, poszedł w błoto gdy Daryl wmieszał się do kolejnej grupy (Joego) gdzie musiał się grzecznie dostosować. W zasadzie szkoda że już tę grupę ubili, jako postać pozakomiksowa mógł sobie pobyć z dala od Ricków i trochę "zdziczeć". A tak to dalej będzie "Daryl, I need you to..." ;)
"Często narzekamy, że pierwszy sezon był osom mega i w ogóle TRU-TWD bo miał materiał skondensowany do bardzo małej objętości, a kolejne mają za dużo odcinków, akcja się wlecze i wlecze a ludzie gadają. Paradoksalnie w niektórych momentach 16 odcinków to za mało, by poświęcić każdej postaci wystarczającą ilość czasu na osobiste przygody, grupowe interakcje i rozwój psychologiczny."
Wiesz, dla mnie wszystko rozbija się o treść. A ta najlepiej wychodzi w skondensowanej formie z jednego prostego powodu: autor zdaje sobie sprawę, że nie ma czasu na pierdoły, że nie może sobie pozwolić na marnotrawstwo.
Idealnie zostało to pokazane w kilku serialach, na tapetę zapodam The Wire, które aktualnie oglądam, które ma 12-13 odcinków na sezon, pierdylion bohaterów, mnóstwo wątków - większych i mniejszych i każdy, KAŻDY bohater jest dla mnie wiarygodny i mogę o nim napisać rozprawkę. Każdy, nawet skończony głupek ma poświęcony sobie czas i swoją historię z mnóstwem interakcji na różnych poziomach. I co najważniejsze - widać u nich zmianę z sezonu na sezon.
TWD ma mniej bohaterów, więcej czasu na sezon (chociaż krótsze odcinki), a nie potrafi poradzić sobie z rozwinięciem jednego z najbardziej popularnych bohaterów serialowych - bo nie mówię już nawet o TWD! Daryl jest znany, Norman jest znany, a jednak jakimś cudem kusznik z apokalipsy zombie pojawiający się na promocyjnych plakatach jest wg mnie słabiej pokazany, niż handlarze narkotykami z The Wire! I to ci stojący na ulicy!
A o tym, jak ważny jest dobrze sportretowany, dobrze rozpisany bohater niech świadczy fakt, że jak Rick, Carl i Michonne dostali swoje odcinki, to pociągnęli je śpiewająco i w podskokach, stwarzając jedne z najlepszych w mojej opinii odcinków TWD. Za to jak wyciągnięty do tablicy rozespany Daryl dostał odcinek z blond słabizną, to wyszedł z tego jakiś potworek nie do oglądania (w mojej opinii).
"Daryl, I need you to..." Kwintesencja Daryliany :D
" i ich iścia po najmniejszej linii oporów"
Oj tak... Ja to czekam, aż Daryl się ruszy. Będzie głośno mówić co myśli, a nie przytakiwać. Da w mordę gdy musi... Rickowi też. Zacznie działać zamiast czekać na innych. Jak badass to badass, a nie szczeniak siedzący w kącie i czekający na komendę.
Badly ja tym bardziej liczę na to ze względu na ciebie :D Już żeś my dość żali wylały na forum odnośnie traktowania i naszego życzenia przesunięcia Daryla do menedżmentu - chociaż jemu najbardziej pasuje rola "cichego wspólnika" :) Byle by miał własne zdanie i potrafił je przekazać.
Mnie się marudzenie na Daryla Dixona (można go nie lubić, oczywiście, ale zaprzeczanie, że jest rozbudowaną postacią lub pisanie, że od drugiego sezonu nic się u niego nie dzieje niezbyt dobrze świadczy o umiejętnościach poznawczych widza - TWD to w końcu nie Bergman) kojarzy głównie z ludźmi, którzy "The Walking Dead" traktują jako pełnoprawny horror i oczekują od niego głównie scen akcji i wielu zombie. Wystarczy kilka rzutów oka na forum, by uświadomić sobie, że ta zależność sprawdza się w większości przypadków. Rzecz jasna nie bronię nikomu tak odbierać tego serialu, choć nie zmienia to faktu, że jest to całkowicie sprzeczne z ideą Roberta Kirkmana.
"jest on raczej ewenementem na skalę serialu tzw. Niezniszczalnego Badassa"
Przecież Tyreese wyszedł cało z chyba najtrudniejszej sytuacji w całym uniwersum (poza sytuacją Kenny'ego, postaci z gry), a Ford jest dużo bardziej "niezniszczalny".
"W zasadzie szkoda że już tę grupę ubili"
Ciężko żeby jej nie ubili, skoro to ta sama grupa, która uczestniczy w jednej z najbardziej pamiętnych scen w komiksie, również pokazanej w serialu. :P
Generalnie to bym nie generalizował, bo zapewne ilu widzów tyle oczekiwań i ciężko tak na prędce określić co się komu podoba. Jak dla mnie serial ma zarówno świetne sceny akcji (jak np sytuacja z wypuszczeniem zombie na dziedziniec więzienia), mocne momenty dramatyczne (Sophia w stodole, śmierć Merla) i zwyczajnie szokujące sytuacje, przy których mi opadła szczęka (np zastrzelenie babki od Gubernatora przez Lizzie). Pierwszy sezon w mojej opinii miał wiele elementów horroru, niektóre sceny jak spacer po opuszczonym szpitalu czy genialne ujęcie z Duanem podchodzącym do Ricka od tyłu. Nie wiem czy wynika to ze świeżości motywu zombie czy reżyserii. Tak czy inaczej, prawie każdy znajdzie tu coś dla siebie, jeśli 1 sezon go wciągnie. A to że potem przebieg akcji odbiega od czyjejś wizji to nic dziwnego, skoro produkcja jest niczym statek unoszony przez sztorm oszczędności i rotacji "kierowniczych", co ogólnie nawet tak wyrozumiały widz jak ja dostrzega.
Co do samego Daryla, to tak jak już wspominałem, nie mam problemu ze zmianami zachodzącymi w tej postaci a jedynie z formą w jakiej poświęcono jej czas. Można by uznać, że odcinek o samym Darylu byłby ciekawy, jednak Still nie przypadł mi do gustu. Może to i marudzenie, ale odcinków nie jest zbyt wiele i gdy mam świadomość, że pozostało kilka do końca sezonu i cały tydzień czekam na kolejny a otrzymuję coś ... najlepsze słowo, to odrealnionego, to trudno nie czuć zawodu. Interakcje Beth i Daryla mnie nudzą, w mojej opinii chyba z każdym byłoby ciekawiej niż z moralizującą i kapryśną Greenówną. Mistrz przetrwania ignoruje obecność wielkiego stada czy nawet hordy w okolicy i ogłupiony przez scenarzystów zamiast postawić gówniarę do pionu, daje się szantażować, a kolejne akcje są już w sumie takim demonstrowaniem filozofii "Darylem jestem i nic mi się nie stanie choćbym przeszedł po pijaku przez hordę obwieszony szynką grając na trąbce". Tak jak już Ci kiedyś pisałem, nie przepadam za takimi wybiegami fabularnymi obrażającymi inteligencję doświadczonych bohaterów. Jedna sprawa, że bohaterowie bardzo powoli lub wcale się nie uczą na błędach, ale wszystko ma swoje granice.
Co do Tyreesa... Ech. Nie masz wrażenia, że twórcy przepychają go gdzieś tam w tle z jakimiś prostymi wątkami, po czym nagle przypominają sobie "Ej, on występował w komiksie!" i wrzucają jakiś randomowy epizod z komiksu. Jak to o czym wspomniałeś... W komiksie myślałem, że Tyreese zginął w tej sali, a to co zrobił było niezłym szokiem. A tu... Posiedział, otrząsnął się z kilku zombie (oczywiście żaden go nie ugryzł), po czym wrócił do dawnego trybu. Nawet w jednym z najmocniejszych odcinków 4 sezonu tj. Grove był w sumie tylko tłem do robienia min.
Co do grupy Joego - nie byłoby to pierwsze odstępstwo od oryginału, zwłaszcza że ta grupa w komiksie była zupełnie nieokreślona i Joe mógł dotrzeć do Ricka np dopiero po akcji z Terminusem. Ciekaw jestem jak taki Daryl poradzi sobie w Aleksandrii.
Zdaję sobie sprawę z tego, że generalizowanie jest krzywdzące, bo kilka dni temu trafiłem na osobę, która postrzega "The Walking Dead" pod względem "przynależności gatunkowej" tak jak ja, a mimo to uważała Daryla za "paprotkę" (przekonałem ją), ale ten szablon sprawdza się w większości przypadków. Zbyt często widzę tutaj opinie, że Daryl jest ciągnięty na siłę i nierozwijany, bo nie jest niezniszczalnym badassem z pierwszego sezonu. Chodzi mi o to, że każdy ma święte prawo do darzenia sympatią jednych postaci i nielubienia drugich, ale to, że Daryl jest wielowarstwową postacią o rozwiniętym portrecie psychologicznym, jest akurat faktem. W ogóle jedną z większych zalet serialu, zwłaszcza na tle komiksu, jest to, że właściwie każda główna (stały członek grupy) postać jest ciekawie rozpisana i nie jest jednowymiarowa, nawet "ulubiona" przez wielu Beth. Po prostu często martwi mnie to, że nie wszyscy ludzie to dostrzegają, zwłaszcza że w większości przypadków to naprawdę widać jak na dłoni. Możliwości, że jestem jakimś geniuszem interpretacyjnym, nie rozpatruję, bo nim nie jestem.
Na palcach jednej ręki można tu policzyć osoby, które widzą w "Still" (który również nie należy do moich ulubionych odcinków, ale do tytułu najgorszego epizodu w historii serialu mu daleko) coś więcej niż szukanie alkoholu. Samo szukanie wódki, absurdalny wątek, to przecież część nieszablonowej reakcji psychologicznej Beth na śmierć bliskich jej osób. Ot, taki temat zastępczy, łapanie się brzytwy przez tonącego. To poniekąd dowód na to, że nie można być nieczułym na śmierć bliskich osób - można to tylko udawać. Beth pozostaje niewzruszona, gdy ginie jej chłopak Zach (co zresztą wypomina jej Daryl), ale gdy widzi but należący do Carla, zupełnie się rozkleja. To zresztą główny wątek jej postaci. Sporą przemianę przechodzi też Maggie - wystarczy sobie przypomnieć, jak histeryzowała po opuszczeniu farmy albo co mówiła ojcu, gdy ten pozostawał nieprzytomny po amputacji nogi. Daryl nie postawił towarzyszki do pionu i nie odmówił szukania alkoholu (jak mniemam, to masz właśnie na myśli), bo niby co innego miał robić? Z pozoru komiczny i bezsensowny wątek w naturalny sposób wiąże się z szukaniem schronienia (co jest podstawą przetrwania; w końcu je znaleźli, czyż nie?) i innych towarzyszy. Zostanie w prowizorycznym leśnym obozie otoczonym sznurkiem byłoby przecież samobójstwem.
Zresztą sedno tego, co sądzę o postaci Daryla, napisałem tutaj: http://www.filmweb.pl/serial/The+Walking+Dead-2010-547035/discussion/Norman+Reed us,2505783#post_12529481
Swoją drogą, nie pamiętam, kiedy Daryl znalazł się w takiej naprawdę podbramkowej sytuacji ze szwendaczami, a po lekturze forum można wywnioskować, że trafia na taką co dwadzieścia serialowych minut. Poza tym, jest wykreowany na jedną z lepiej walczących postaci, Michonne regularnie - zarówno w komiksie, jak i w serialu - wychodzi z dużo większych opresji i nie widziałem absolutnie nikogo, kto by się tego czepiał.
Tyreese nie został wprowadzony do serialu wcześniej, bo był zwyczajnie zbędny - jego rola została podzielona pomiędzy Daryla i znacznie rozwiniętego względem komiksu Shane'a. Jest jednak zbyt ważną postacią, by go pominąć. Niemniej jednak, zachowuje się dość podobnie, chociaż niektórych może uwierać, że w serialu nie jest prawą ręką Ricka. Szkoda, że w adaptacji nie znalazło się miejsce dla jego córki i jej chłopaka, ale na ekran przeniesiono kilka istotnych wątków takich jak bójka z Rickiem czy wspomniane cudowne wyjście cało z sytuacji bez wyjścia. Nie wiem tylko, dlaczego w serialu jest ono rzekomo gorsze niż w komiksie, kiedy opiera się na tym samym - pokonaniu dużej, nadciągającej ze wszystkich stron grupy szwendaczy Dekapitację przeniesiono na Hershela tak jak amputację ręki Ricka przeniesiono na Merle'a, a próbę samobójczą Maggie na Beth. Jako że Tyreese w komiksie nie żyje już od jakiegoś czasu, twórcy serialu będą mieli dużą dowolność w kształtowaniu jego losów i uważam, że dopiero później przyjdzie czas na ocenianie decyzji Kirkmana odnośnie wprowadzenia go na innym etapie historii (co ciekawe, po raz pierwszy pojawił się w odcinku "Made to Suffer" - w komiksie umarł w tomie o tym tytule). Obstawiam, że zginie w Terminusie, ale kto wie. Obawiam się zresztą, że umrze tam także Carol - absolutna czołówka serialowych postaci.
Zresztą jeśli chodzi o grupę Tyreesa, najbardziej irytuje mnie nazwanie jego postaci imionami z komiksu - Allen, Donna i Ben nie mają kompletnie nic wspólnego ze swoimi pierwowzorami, w dodatku zostali godnie zastąpieni przez rodzinę Samuelsów. Mam to za złe twórcom, uważam, że powinni nazwać te postacie zupełnie inaczej.
Najbardziej ciekawi mnie jednak, co z Judith. Z oczywistych powodów będzie prawdopodobnie tylko ozdobnikiem, chyba że stanie się głównym punktem jakiegoś konfliktu w grupie, podobnie jak Alvin Jr. w grze. Ewentualnie umrze gdzieś po drodze.
Zgodzę się z tym, że nie ma w głównej grupie postaci bezsensownych i pozbawionych indywidualności. Nawet jeśli wskutek swojego charakteru i postępowania są irytujące, to takie było zamierzenie. I ich zachowanie nie jest zmienne, że z odcinka na odcinek np. Dale "praworządny-dobry" zaczyna podrzynać gardła kurczakom na farmie czy mazać na ścianie sprejem. U wielu postaci nawet ubogo zaprezentowany rozwój jest prowadzony konsekwentnie i najczęściej bez jakichś "resetów" osobowości. Najlepszym przykładem jest wspomniana przez Ciebie Michonne. Mówi niewiele, ale jak już coś powie, to zawsze warto posłuchać. Wiemy o niej również niewiele, 2 sezony zajęło, nim była gotowa wyjawić swoje tajemnice odnośnie dziecka. I choć niektórzy nie znoszą Carla, to dla mnie te ich dialogi są świetne i bardzo naturalne. Michonne straciła dziecko, trudno jest jej rozmawiać z kimś dorosłym, łatwiej jest zwierzać się dziecku, które patrzy na świat inaczej.
Wydaje mi się, że główna kwestia, z której wynika różnica w postrzeganiu postaci i wydarzeń serialowych przez indywidualnego widza. Czytam Twoje wypowiedzi, gdzie niektóre sprawy nazywasz faktami. Nie zaprzeczam, że dla Ciebie są to fakty, ale dla kogoś innego mogą nie być na tyle widoczne z prostego powodu - nie pokrywają się z jego oczekiwaniami. A nikogo nie można przecież winić za oczekiwania względem oglądanego serialu. Jasne, po obejrzeniu pierwszego sezonu sądzenie, że nagle w uniwersum TWD ożyją jednorożce byłoby łagodnie mówiąc nierozsądne, ale wtedy jeszcze każdy (nie znając komiksu) mógł zakładać, że np zombie zmutują do dziwnych form, jak w innych filmach, że będzie więcej akcji, której w 1 sezonie nie brakowało, że dany bohater zginie lub przeżyje. Faktem jest, że u bohaterów następuje rozwój emocjonalny i psychologiczny, ale opinią jest stwierdzenie, że ten rozwój postępuje we właściwą stronę. Ktoś mógł np uwielbiać Ricka badassa, zaś pokojowy Rick rolnik podatny na sugestie Papy-Hershela zwyczajnie go irytował. Równie dobrze ktoś mógł lubić Daryla badassa-outsidera nieporadnego w wyrażaniu uczuć, więc nie pasuje mu emocjonalne otwieranie się tej postaci wobec grupy. Jestem w stanie to zrozumieć. No bo na takiej zasadzie jak mówisz, że dane osoby nie dostrzegają tego co Ty, można by powiedzieć, że ja słodzę herbatę dwiema łyżeczkami cukru, a Ty jedną, więc nie dostrzegasz jedynej słusznej metody słodzenia ;D Rozumiesz, o co mi chodzi. Jest jeszcze kwestia różnicy w oczekiwaniu czytelnika komiksu, a kogoś, kto zaczyna oglądać serial na sucho, bez wiedzy z komiksu (jak Emo). Nie zawsze tak mam, ale czasem jednak nie potrafię się wyzbyć uczucia, że niektóre zmiany w ekranizacji np książki psują całokształt. Nie czepiam się szczegółów, ale choćby na przykładzie serii HP - część zmian była pozytywna i upraszczająca, część neutralna, a część po prostu za przeproszeniem, z d**y. Myślę, że (w kwestii postaci) większość aktorów dobrze odegrała swoje postacie z komiksu, a nawet pogłębiła odpowiednio komiksowe cechy, choć wiele osób nie zgadza się z tym stwierdzeniem. Z pewnością na plus liczy się nie zabicie Shane'a na koniec 1 sezonu - i mimo, że postać zaczęła mnie z czasem irytować, to znacznie bardziej przypadła mi do gustu niż niezbyt charakterystyczny osiłek z komiksu. A kogoś np. mógł doprowadzać do szału już od momentu wyjawienia romansu z Lori i niestety nie zginął jak trzeba, tylko dopiero kilkanaście odcinków później, psując danej osobie cały drugi sezon. I czy wtedy jest sens przekonywać się nawzajem, że postać Shane'a była ważna i ciekawa? To taka sama dyskusja jak o gustach filmowych, że ktoś lubi Transformers a inny Ojca chrzestnego i żaden nie przekona drugiego, że jego film jest lepszy ;)
Sympatia, o której wspominałem, to kolejna rzecz. Dla mnie właściwie grupa mogłaby się składać z Ricka, Carla, Daryla i Michonne. No, ewentualnie Judith, bo wątek dziecka zawsze jest ciekawy, stwarza pewne wyjątkowe problemy, jak sam wspomniałeś. Reszta postaci jest dla mnie w sumie obojętna, ci, którzy mnie irytowali, już w większości pomarli. Odcinki z "Rickami" były moimi ulubionymi w drugiej połowie 4 sezonu, a Daryl przy nich od razu odżył. I tak jak wyżej pisałem, mógłby posnuć się pół sezonu z grupą Joego, przyzwyczaić się do nich i ich zasad, uratować komuś życie, samemu być uratowanym, po czy nagle zetknął by się znów z Rickami i miałby konflikt lojalności. To akurat moje niezbyt realne oczekiwania, ale na pewno taki rozwój akcji by mi się podobał, Ty wolałeś zgodność z komiksem w przypadku wątku grupy bandytów i nie mam z tym żadnego problemu.
Co do Michonne jeszcze - jej przewaga nad Darylem wynika z tego, że jest "świeższą" postacią, jeszcze nie zdążyła się widzom "przejeść", a z racji tego, jak skąpo twórcy wydzielają o niej informacje, jest w stanie zaciekawić fanów. Daryl niektórym się podobał tak z charakteru jak i aparycji, niektórzy uznali go po prostu za odrealnioną niezniszczalną maskotkę serialu, a innym zwyczajnie się znudził, bo w ich opinii nie reprezentował sobą zbyt wiele. Rozumiem Twój punkt widzenia w tamtym temacie z linku, jak dla mnie jest to po prostu trochę nierówna postać, która nie otrzymuje od scenarzystów odpowiednich warunków do ciekawych sytuacji. Nie jestem jakoś uprzedzony do Beth, ale po prostu jak myślę o tej grupie, to chyba każdy wypadł by ciekawiej z Darylem, nawet Glenn. Nie będę już wałkował tej wyprawy z Beth, otwierania drzwi psu, ale jednak spacer Michonne i Carla z odcinka z szabrownikami był dla mnie o niebo ciekawszy.
Zgadzam się z Tobą co do grupy Tyreesa, ci statyści, którzy byli w zasadzie niezbyt ważni mogliby nazywać się inaczej. Zapomniałem jeszcze w poprzednim poście dodać, to co Ty napisałeś, czyli o Shanie zastępującym Tyreesa przez większość czasu. Już Ci tłumaczę, czemu to "cudowne ocalenie" bardziej mi się podobało w komiksie - bo go NIE POKAZALI. Taki paradoks, ale czasem gdy czegoś nie widzę, mogę się tylko domyślać, to wydaje mi się to jakby "mocniejsze". Przede wszystkim, czytając komiks w tamtym momencie spisałem już Tyreesa na straty, Ot, stracił córkę, przeżył szok, rzucił się i zginął. Trudno. Po czym drzwi sali otwierają się, a Tyreese siedzi na podłodze wśród zmasakrowanych dziesiątków trupów. To byłaby niesamowita scena w serialu. Natomiast ta serialowa ucieczka przed hordą... Pomijam już fakt, że horda nie podążyła za ludźmi, mimo, że silnik samochodowy powinien zwrócić uwagę walkerów, a jak wiadomo z komiksu, hordzie bardzo trudno jest uciec na piechotę. Ale co tam, Tyreese się otrząśnie i pójdzie dalej. W komiksie wyobrażasz sobie jak mógł unikać szczęk, miażdżyć czaszki tym swoim młoteczkiem, czy nawet pięściami w szale, a tu po prostu nic go nie ugryzło, odepchnął wszystkich i tyle. Jeśli Tyreese ma zginąć, to prawdopodobnie poświęci się za Carol, dopełniając tego wątku morderczyni swojej ukochanej i przysparzając jej kolejnej traumy. Choć w sumie byłby to kolejny czarnoskóry bohater ginący przez nią, byłoby nudno xD A może zastąpi Glenna przy spotkaniu z Neganem. Przekonamy się. O ile nie odczułbym jakiegoś wielkiego smutku po jego śmierci, to już Carol byłoby mi szkoda.
Na moją opinię o Darylu nie wpływa fakt, że nie czytałam komiksu :) Po prostu widziałam już tylu bad assów w różnych produkcjach (tak, łącznie z TWD), że widzę krzywdę Daryla. Chociaż może powinnam napisać, że WYDAJE mi się, że widzę :0 (żeby nie wyjść na sowę przemądrzałą).
Widzę Daryla, który uczestniczy w fajnych akcjach, samojeden atakuje czołgi i takie tam. A przecież nie jest jedynym bad assem i Niezniszczalnym TWD: tak samo hardkorowa jest Miszon i Rick. A akcje Filipka? A Merla? A czy o którymkolwiek z tych bohaterów tak często powtarzają się opinie o zmarnowanym potencjale, o nudzie, o życzeniach "rozruszania postaci"? Wręcz przeciwnie - wielu życzyłoby sobie, żeby Rychu mniej przeżywał :D
No nie wiem. Carl mówi jeszcze mniej niż Daryl, jest jeszcze bardziej zamknięty w sobie i w sumie jest chyba większym hardkorem i badassem, z racji na swój wiek. I jakoś przykuł całą moją uwagę w odcinku, w którym w przez większość jest sam i wypowiada kilka zdań.
Daryl za to dostał na własny użytek odcinek tak bezdennie głupi i jego samego obrażający, że jest mi go szczerze szkoda. Szczególnie, że chwilę potem dostaje jedną krótką scenę z Rickiem, która czyni z niego Człowieka - jest wsparciem dla Ricka i sam otrzymuje wsparcie. Co w moim odczuciu czyni jego egzystencję o wiele bardziej sensowną i głębszą, niż to ciągłe bycie dobrym w pracy fizycznej :)
Daryl idący samojeden na czołg jest z deczka śmieszny, Alice robi takie cuda w RE. Daryl w szczerej, DOROSŁEJ rozmowie z Rickiem jest wartościowy. Był jeszcze fajny, kiedy powiedział Glennowi, że zajmie się bratem, że on tę popapraną sytuacje naprostuje. To było takie dojrzałe zachowanie mężczyzny po przejściach. Takiego Daryla poproszę. I porcję frytek :)
Miałem na myśli ogólne spojrzenie na serial tzn. Twoje jest bez odniesienia do komiksu, moje jest z oglądaniem serialu przed lekturą komiksu, Evana zdaje się odwrotnie, komiks przed serialem.
Tak jak napisałem wyżej nie ma sensu kwestionować czyichś wyobrażeń dalszej akcji serialu, bo każdy widzi to inaczej :)
#RICKCARLMICHONNEFTW! :D
Zacząłem czytać komiks, gdy byłem na drugim sezonie serialu. Po prostu swoją przygodę z TWD zacząłem od gry, więc gdy poznawałem komiks i serial, dokładnie wiedziałem, czego się spodziewać. Stąd pewnie docenianie "paplaniny" i "dłużyzn", które są istotą całego uniwersum (stanowią jakieś 80-90% gry), a z tego co się okazuje, nużą przynajmniej połowę widzów.
A, racja, chyba gdzieś pisałeś o grze przy innym temacie. Widzisz więc, że jak to ujmę, nasze przedserialowe podstawy, były znacznie inne i stąd późniejsze różnice w odbiorze. Wiadomo, że w przypadku gry najszybciej i najłatwiej wsiąka się w klimat danego uniwersum, a gra tego typu musi mieć sporo dialogów. A to czy danemu dialogowi przysłuchujemy się z uwagą i w skupieniu, czy mamy ochotę przewinąć paplaninę i dłużyznę, to już kwestia tego, KTO ten dialog prowadzi :)