Siedzi sobie grupa na którymś piętrze szpitala (kila lat?). Prąd mają, jedzenie mają, część z nich zmuszona jest do pracy, czyli co? Raczej ich nie widać, bo dowiadujemy się, że sprzątają? prasują? Na zewnątrz, jak klaruje lekarz, wyjść nie można, bo zombie, a rządzący niby policjanci hulają po mieście i dokoła niego. Nasza blond dziewczynka robi tymczasem wielkie oczy i albo coś poda lub przytrzyma, albo przejdzie się po korytarzu, wysłucha kazania bredni jak świnia grzmotu, albo jakaś kobita natrzaska ją po pysku. Blondi ma wakacje od rozumu? Czy ktoś to jeszcze ogarnia?
Myślę, że z tym prasowaniem i sprzątaniem chodzi nie tylko o to by dobrze wyglądać w czasie apokalipsy, jakkolwiek to brzmi, ale o zachowanie "starego porządku". Takie oszukiwanie samego siebie, że jest dobrze, ich stare przyziemne obowiązki pomagają im w zapomnieniu, że za chwilę mogą zostać wszamani przez stado zombie, co nie zmienia faktu, iż z resztą twej wypowiedzi się zgadzam.
A pani policjantka oczywiście wszystkie klucze i inne ciekawe rzeczy trzyma w swoim super gabinecie, którego drzwi stoją przed każdym na oścież. Trochę wcześniej zdążyła się tam zaciukać pacjentka, potem blondi sobie wszystko poprzeglądała, a na koniec przyjazny policjant chciał sobie z nią poużywać na biurku. Roztrzaskała mu coś na łbie, zombie rozszarpało krtań i bebechy, ale nikt niczego nie usłyszał, nikt się nie zorientował.
Brakowało tylko żeby odsunęła biurko, a tam dziura, bo Ricki zrobiły podkop.
Część ludzi była w niewiadomogdzie, a reszta nie słyszała hałasu, bo wizg ślizgających mopów po korytarzu go zagłuszył.