Walking Dead to serial, którego sezony znacznie różnią się od siebie. Pierwszy pokazywał przestraszonych ludzi, którzy nie wiedzieli skąd wzięło się zagrożenie i za wszelką cenę chcieli tylko przeżyć dosłownie lawirując między setkami, a nawet tysiącami zombie. Drugi skupił się na asymilacji dwóch małych grup i próbie stworzenia normalnego życia gdzieś w oddali od wielkiego zagrożenia. Trzeci sezon to prowadzenie małych batalii między dwoma szefami grup i prowadzenie gorszej bądź lepszej polityki. Mam wrażenie, że gdzieś po drodze zanikł pierwotny duch serialu i jego właściwa koncepcja. Trzeci sezon to udowadnia i bardziej skupia się na ukazywaniu cichej wojny między ludźmi niemal zapominając o zombiakach, którzy zresztą zrobili się strasznie słabi w ciągu ostatnich odcinków.
Mam wrażenie, że twórcy serialu za bardzo rozkręcili wątek, który miał być tylko przelotny i teraz nie wiedzą jak go zakończyć, jak popchnąć fabułę do przodu. Moim zdaniem o wiele lepiej by było gdyby fabuła pozwoliła bohaterem na kolejne wędrówki i zmuszała do walki o przetrwanie, chciałbym by pokazano zombiakową rzeczywistość jako bardziej brudną, niosącą śmierć i ogólne przygnębienie - coś na wzór filmu "Droga".
Jaki jest sens robienia czwartego sezonu? Na czym skupi się fabuła? Jeszcze bardziej się zminimalizuje i przez pół odcinka będziemy oglądać tylko nudne dialogi?