kiedy on potrzebował pomocy to nie wiem, uważał że każdy musi mu pomóc? że taki jego obowiązek itd?
np:
-ten facet w pierwszym odcinku ten czarnoskóry z synem- pomógł mu choć wcale nie musiał.
-glen- także pomógł mu się wydostać a nie musiał tego robić, rick nawet nie wiedział że ktoś go obserwuje, gleen mógł sobie spokojnie odejść i mieć wszystko gdzieś- choć pamiętam jak potem mu się odwdzięczył i pomógł mu kiedy wpadł w ręce tej grupki ludzi- już nie pamiętam jak ale mówił do daryla że gleen mu pomógł choć ten był dla niego obcy..
-trafiając na farmę hershela też zaznaczył że nigdzie się stąd nie ruszają- jakim prawem w ogóle :) wkroczył do czyjegoś domu i jeszcze się zarzeka że nigdzie się nie wybierają, nie wspomnę o chamskim shane.
to tyle co pamiętam nie wiem może więcej było :)
natomiast jeśli ktoś potrzebuje pomocy:
-kiedy jechał bodajże z carol, machał im jakiś chłopak żeby się zatrzymali, nie zatrzymał się, nie zabrał go.
potem kiedy wracali było pokazane jak tego chłopaka rozszarpali zombie.
-kobieta w lesie- fakt potem jej pomógł ale nie powiem żeby bardzo chciał.
-wkroczył do więzienia- więźniom nie bardzo chciał pomóc- niby zrozumiałe bo wiadomo za coś siedzieli, niebezpieczni itd, ale potem do tego całego alexa czy axela nie podchodził zbyt przyjaźnie.
-kiedy poznał sashę z tyreesem i resztą to też jakiś niezbyt był :/ tak mi się wydaje nie wiem czy dobrze pamiętam, on spytał carla czemu ich przyprowadził? czy nie on?
- teraz ostatni odcinek 4 sezonu- faceta zaatakowała grupa zombie- ,,nie możemy mu pomóc,, guzik prawda gdyby chciał to by mógł pomóc, strzelić odciągnąć ich zwracając uwagę krzykiem itd. ich było 3 a facet 1.
mogli mu pomóc ale nie chcieli. gdyby on był na miejscu faceta pomocy by chciał. a tu skazał go na śmierć. tak jak to mówił w 1 sezonie kiedy dotarli do tego laboratorium czy centrum chorób, jak krzyczał do gościa że nie wpuszczając ich skazuje ich na śmierć.
choć ok uważam że były momenty kiedy się poświęcał i pomagał ludziom, jednak jakoś bardzo rzucają się te momenty kiedy nie zrobił nic choć mógł a w podobnych sytuacjach oczekiwał pomocy innych- ale tego to pewno już nie pamięta
Egoizm Ricka polega więc według Ciebie na tym, że zaakceptował otrzymaną pomoc od:
- Morgana, kiedy nie wiedział co się dzieje i dostał w łeb łopatą
- Glenna, kiedy wysłuchiwał poleceń, co było jedyną metodą wyjścia cało z opresji
- Hershela, który pozwolił im zamieszkać na farmie (wpuścił całkiem obcych ludzi z bronią w pobliże własnej rodziny) na czas wyleczenia Carla
W żadnej z tych sytuacji raczej nie miał większego wyboru - no chyba że wolałabyś żeby pozostał w czołgu bo nie wiem, honor mu nie pozwalał. Nikt nie musiał mu pomagać, po prostu akurat trafił na dobrych ludzi i tyle.
Co do nie pomagania obcym, zgadza się czasem zupełnie nie kierował się empatią. Cały trzeci sezon jednak to właśnie zmaganie się Ricka z rolą "dyktatora", presją odczuwaną przez podejmowanie decyzji oddziałujących na całą grupę, nieufnością wobec innych. Na początku postanowił współdziałać z więźniami i jak to się skończyło? Jeden ewidentnie próbował się go pozbyć. Myślisz, że pozostawiony przy życiu taki przestępca nie poderżnął by mu w nocy gardła, żeby zabawić się z kobietami? A po całej akcji z Woodbury i Gubernatorem mieszkańcy więzienia stracili chęć do poznawania i zapraszania obcych - każdy mógłby być szpiegiem Gubernatora (motyw z komiksu) lub potencjalnym zagrożeniem. Owszem, nie pomogli temu mężczyźnie z plecakiem na drodze, ale skąd wiesz, że to nie był psychopata, tak jak kobieta w lesie, trzymająca głowę męża w torbie?
Na koniec, wyjaśnij w jaki sposób ocaliłabyś tą osobę stojącą pośrodku stada walkerów przybywając na polanę w tym samym momencie co Rick i reszta?
Dokładnie, przecież nawet gdyby strzelili, ta gromada zombie przyleciałaby do nich. Nie było jak uratować tego kolesia. Jeśli byłoby ich mniej, myślę, że Rick na pewno by mu pomógł. Aczkolwiek byłby na pewno bardzo nieufny, ale chyba nie trzeba się mu dziwić.
Czasami też nie rozumiałam wyborów bohaterów, jeśli chodzi o udzielanie pomocy obcym, dopiero gra Walking dead ukazała mi, jakie to uczucie. Niby fikcyjne, bo to nie dzieje się naprawdę, ale kiedy kierujesz lubianą przez siebie postacią i musisz dokonać ciężkich wyborów, o wiele łatwiej potem jest wczuć się w postacie z serialu :P Rick nie jest świętym, ale nie uważam, aby był samolubny, przeciwnie raczej.
z jednej strony rozumiem, przecież też napisałam że zdarzały się przecież sytuacje kiedy pomagał itd, rozumiem też nieufność z jego strony przecież, też nie założyłam tego tematu bo jestem strasznie zbulwersowana jego zachowaniem. tylko taka moja uwaga po prostu :)
piszesz że przyjął pomoc morgana i glena kiedy nie wiedział co się dzieje - mówisz o całej sytuacji kiedy to wszystko się zaczęło tak? a to tłumaczy to że nie wiedział jaka sytuacja to jest ok i wytłumaczone a teraz ci ludzie kiedy już żyją sobie w takim świecie to co innego tak? :)
a jeśli chodzi ci o to że po prostu był nieświadomy i nie wiedział też ze ktoś mu pomógł czy że nie był świadomy że gleen tam gdzieś jest i chce mu pomóc. bo jeśli o to to w sumie tamci ludzie też nie wiedzieli a bynajmniej ten facet że ktoś jest i może mu pomóc, on rozpaczliwie wołał o pomoc.
mówisz o facecie na drodze że może psychopata, hmm tak samo ktoś mógł pomyśleć o ricku, np hershel że to może psychol? zabójcy mordercy złodzieje a jednak ich wziął zaznaczając ze jak carl wyzdrowieje to sobie pójdą. ja mówię o momencie kiedy się narzucił móiąc ze nigdzie stąd nie idą.
ja to postrzegam tak: przychodzi sobie grupka do domu obcego gościa, na okres tymczasowy....a potem...a co tam? wybijemy mu zombiaki w stodole bo nie będziemy mieszkać obok zombiaków, co z tego że to nie ich dom nie ich posiadłość.
co do więźniów masz racje.
co do ostatniej linijki: kiedy byli w więzieniu i całe stado napierało- pamiętasz ile ich było ? mnóstwo, niewyobrażalna ilość. kto ich pokonał? rick z carlem, z dzieckiem :D
teraz w lesie byli w 3, była z nimi michone która świetnie sobie radziła i szczerze to taką małą ilość wybiłaby sama jedna.
więc to głupie pytanie pozostawię bez odpowiedzi.
Kwestia tego, czemu grupa z Atlanty pomogła Rickowi - może zwyczajnie nie mieli do czynienia z psychopatami i mordercami i nie obawiali się mu pomóc? Po drugie, był policjantem. Po trzecie, na początku też znalazł się od razu na muszce Andrei, nie przywitali go z otwartymi ramionami jak nowego kolegę.
Hershel czuł odpowiedzialność pośrednio za postrzał Carla, dlatego pomimo obaw pozwolił grupie przebywać na farmie (ale nie w domu, tam mogli być tylko Rick i Lori). Podobnie mógł nie mieć do czynienia ze złymi ludźmi, miał własną farmę, źródło pożywienia, wody.. Na początku było więcej zapasów, więc ludzie tak ze sobą nie współzawodniczyli.
Za wybicie walkerów ze stodoły odpowiadał Shane.
Pytanie nie dotyczyło tego jak byś wybiła walkery otaczające tą osobę (przykłady, które podajesz dotyczyły wyłącznie ZABIJANIA walkerów atakujących teren więzienia), a jakbyś URATOWAŁA tego człowieka. Tego, który był otoczony ze wszystkich stron przez przynajmniej kilkanaście walkerów w bliskiej odległości, której pokonanie zajęło zombie kilku sekund.
Nikt Rickowi łaski nie robił pomagając mu, tak samo on nikomu nie robił. Rick pomagał wtedy, kiedy mógł, a także wtedy, kiedy nie mógł i wręcz nie powinien. Wyciągasz pojedyncze przypadki mające poprzeć twoją tezę, ignorując masę wątków jej przeczących :)
A co do zignorowania gościa z plecakiem i Tyreesa - przypomnij sobie w jakim momencie życia był wtedy Rick, w przypadku Murzyna nawet nie bardzo kontaktował ze światem. Właśnie pomaganie obcym doprowadziło do mega nieszczęść, w tym śmierci Lori.
Temu facetowi otoczonemu przez zombi też nie miał za bardzo jak pomóc, poza tym Rick na szczęście ustalił sobie priorytety - najpierw bezpieczeństwo syna - potem może zbawiać świat. Poza tym, nie był tam sam - nie można czepiać się tylko jego olewajaą pozostałą dwójkę dorosłych mu towarzyszących :)
przecież zaznaczyłam ze ricka lubię i że są sytuacje kiedy pomagał ale jakoś lekko wkurzyły mnie te kiedy nie pomógł komuś nie pamiętał ze on kiedyś był w podobnej sytuacji i znalazł się ktoś kto mu pomógł.
o to mi chodzi.
np ty- jesteś sama/sam otoczony zombie albo włóczysz się sama/sam w lesie....pomaga ci obca osoba.
potem jest podobna sytuacja kiedy to ty masz przewagę a ktoś potrzebuje twojej pomocy- umiałabyś/ umiałbyś przejść wtedy obojętnie?