jak mówi ocena? nie przypomina to świtu żywych trupów i tym podobnych?
Świt Żywych Trupów jest dobre, o ile cofniemy się w czasie o te 20 czy 30 lat, kiedy to kino zombiestyczne dopiero stawiało prawdziwe, pierwsze, wielkie kroki. Od tamtego czasu znacznie się w tej tematyce zmieniło podejście, co moim zdaniem idealnie obrazuje TWD. Kirkmanowskie dzieło jest milion lat świetlnych przed dziełami Romero. Tutaj nie uświadczysz głupiej eksterminacji hord zombie. Pierwszy raz, aż na tak dużą skalę na pierwszy plan wyszła grupa ludzi próbująca przeżyć w świecie opanowanym przez zombie. Liczy się ich przystosowanie, zmiany w charakterach, nawiązywane relacje, miłostki, problemy itd. Samo tło w postaci zombie jest jedynie bodźcem popychającym bohaterów do przodu, przy czym nie grają one znaczącej roli. Tak naprawdę można ten background zamienić na każdy inny rodzaj apokalipsy, jednakże autor zdecydował się na umieszczenie zombie z jednego prostego powodu, jest to coś nowego, nieznanego oraz coś co może być rozwijane do granic możliwości. Oczywiście nie można od serialu oczekiwać non stop wstawek z trupami w tle. O ile w pierwszym sezonie stosunek dramatu do horroru wynosił 50/50 o tyle w drugim sezonie ten pierwszy czynnik znacznie przewyższał ten drugi, co nie znaczy, że był on kiepski. Wbrew przeciwnie. Dla nie druga seria była równie ciekawa co pierwsza, a to z tego powodu, iż w głównej mierze skupiam się na bohaterach. W trzecim sezonie natomiast znowu zapanuje równowaga. Wiadome jest, że musi być wprowadzona jakaś nierówność. Gdyby cały czas szli jednym schematem serial stałby się po prostu nudny. Chcę również napomknąć, że jak chyba każdy inny produkt telewizyjny, tak samo i TWD nie wystrzegło się błędów, jednakże nie ważą one na ogólnym odbiorze i jakości.
Stale się Ciebie Tomb czepiam, ale wydaje mi się, że patrzysz na filmy Romero przez pryzmat jego ostatnich produkcji. Jak dla mnie jego pierwsza trylogia jak najbardziej traktowała o ludziach. Może w TWD o ludziach jest więcej, ale w starej trylogii Romero stosunek ten wynosił przynajmniej 50:50, a w niektórych momentach nawet 70:30 dla ludzi.
Nie, to nie jest kwestia tego czy jego ostatnie produkcje były dobre czy nie, choć jak powszechnie wiadomo nie reprezentowały wysokiego poziomu. Problem najprawdopodobniej leży w tym, że ja kompletnie nie potrafię dostrzec tych ludzi. Są dla mnie po prostu papierowi. Ich działanie wydaje mi się takie automatyczne. Oczywiście w TWD też kilka takich momentów było, ale nie były dla mnie aż tak widoczne. Nie wiem czy jest to wina tego, iż skupiałem się na wszystkim po trochu, czy po prostu kino w tamtym czasie wymagało czegoś innego i ja nie potrafię się wbić na te tory, albo ewentualnie dostałem swoistego zacięcia na tym polu. Mówię otwarcie, iż bardzo cenię sobie te produkcje gdyż są bazą gatunku, ale tego ja nie mogę dostrzec i przyjąć.
Myślę, że stary "Dzień żywych trupów" ma sporo z tego co co tak lubisz w TWD. O ile stara "Noc" była rasowym horrorem, "Świt" pokazywał przetrwanie, krytykował konsumpcjonizm i żywe trupy były tam głównymi bohaterami (szczególnie ostatnia scena to ukazuje) to już ostatnia część trylogii skupia się w dużej mierze na ludziach. Bub jest tam tylko urozmaicającym dodatkiem. Nie pamiętam już dokładne, ale jest tam moment przemówienia pilota śmigłowca do głównej bohaterki. Facet mówił dość mętnie, ale o czymś bardzo ważnym. Odświeżę sobie niedługo to może powiem konkretnie:)
Natomiast bohaterzy faktycznie nie byli tam tak dobrze rozbudowani jak w TWD. Myślę, że z braku czasu filmowego, bo materiał był w niektórych przypadkach i aż się prosił o dokładniejsze przybliżenie widzom. W TWD mają czas. O to przecież chodziło Kirkmanowi. Chciał zobaczyć jak dalsze losy bohaterów się potoczą w jego ulubionych produkcjach i zrobił to po swojemu. Tworzy zresztą dalej. W filmie TWD zakończyło by się pewnie porządną rozpierduchą w centrum chorób i bohaterzy odjechaliby w siną dal w poszukiwaniu lepszej przyszłości.
Zgodzę się z Tobą, że Kirkman czerpie pełnymi garściami z uniwersum Romero jeśli chodzi o temat apokalipsy zombie. Romero też nie określił co było przyczyną (i jakoś nikt o to nie pyta, tylko w kółko pytania w TWD zauważyłeś?). W pierwszej części było tylko coś nie coś o misji statku kosmicznego, lądowniku i promieniowaniu z wenus, ale później już posucha. Romero wprowadził mnóstwo rodzai zombie do swego Świata np. przyczajeni, inteligentniejsi-posługujący się przedmiotami w prosty sposób, mający szczątkowe wspomnienia-wędrujący po znanych miejscach bez celu, lub tak jak Roger w "Świcie" - wprost do kryjówki ocalałych (pamiętał po śmierci gdzie byli. Tylko, że szedł już w stronę "mięsa") czy w końcu Bub.
Natomiast Kirkman do swoich dzieł wprowadził więcej czynnika ludzkiego jako jego wkład w to wszystko. To dla mnie jest dobre i świeże. Do tej pory kolejne filmy o zombie to słabe w ogromnej większości dziełka o rozwalaniu zombie. Takie nieco prymitywne. Jedynie niemiecki "Rammbock" wydaje się nieco ambitniejszy, ale to trochę inne kino. Kirkman pisze o ludziach ale na szczęście nie zapomina o zombie:) mam nadzieję, że na długo jeszcze starczy mu cierpliwości, pomysłów i chęci.