Fakt, wizualnie produkcje DC leżą i kwiczą, ale fabularnie historia wciąga i można zapomnieć na chwilę o sztucznie wyglądających perukach, dziecinnych piankowych strojach i kiepskim CGI ;)
Ja po tym serialu w końcu polubiłam Robina, w sensie Dick'a Greysona, bo tego drugiego, Todda, to bym spuściła w kiblu.
Najbardziej jednak irytująca jest jednak charakteryzacja postaci: w dobie tanich syntetycznych peruk o wszelkich kolorach, tak trudno jest obejrzeć tutorial na yt i dostosować ją do twarzy aktora? No i ta Starfire, Zoe Saldanę pomalowali bez problemu, ba, jakieś tam blizny czy inne znamiona jej dali, a tu nie łaska chlapnąć trochę pomarańczową farbą? Dove to już w ogóle jakaś porażka, gorzej niż Khaleesi z pierwszego sezonu GoT...
To mnie najbardziej boli w DC - ichnie postaci są super poważne, super mroczne, ale to jak je przedstawiają w tv to jakaś porażka i żart.