Jak można było tak zeszmacić wspaniałą, kultową powieść?? Kto wybierał tych aktorów?? Boże! Ktokolwiek czytał książkę H. Mniszek, bądź oglądał film z 1976r. powinien mnie zrozumieć. Jak każdy wie powieść kończy się śmiercią głównej bohaterki. Ilekroć powracam do tej książki zawsze płaczę nad tym tragicznym losem Wlademara i Stefci. Kiedy pojawiły się w telewizji reklamy, które dawały nadzieję na lepsze zakończenie ucieszyłam się. Jednak już po obejrzeniu pierwszego odcinka pojawiło się rozczarowanie. Aktorzy nie dość, że grają sztywno, nienaturalnie, to są całkowicie niepodobni do swych książkowych pierwowzorów. Waldemar, który jest przeciez wysokim postawnym blondynem z wąsami tu pokazany jako wystraszony, łagodnie mówiąc mało pociągający brunet. O Stefci również nie mogę powiedzieć nic dobrego: w książce ukazana jako krucha, delikatna, śliczna, złotowłosa o fiołkowych dużych oczach, ale jednocześnie dumna i odważna...a co widzimy w serialu?? Zastraszoną, niepewną siebie sierotke Marysię, już nawet nie będę pisała, że uroda jej nie jest nawet w połowie tak pyszna jak powieściowej Stefci. Teraz chcę wspomnieć o tej nadzieji na lepsze zakończenie, którą scenarzyści obdarowali fanów "trędowatej": co z niej pozostało?? Odpowiadam: NIC, jedynie niesmak, bo jak można było, że tak powiem "spaprać" coś takiego??!! Mieli okazję zmienić tragiczne zakończenie, połączyć rozdzielonych kochanków, jednak nie zrobili tego. Tylko zastanawiam się teraz w jakim celu był w ogóle ten serial kręcony skoro nie mieli zamiaru skrajnie zmieniać zakończenia, skończyło się na tym, że po wielkich obietnicach tragizm " Trędowatej" powrócił do punktu wyjścia. Jestem baaardzo rozczarowana, gdyż nowy pomysł na ten film dawał duże pole do popisu, niestety- nie udało się, dlatego każdemu kto uważa się za wielbiciela powieści H. Mniszek nie polecam tego serialu, bo można się nim tylko i wyłącznie rozczarować.
Ogladajac serial mialam nadzieje,ze losy ordynata i Stefci się jednak polączą..a tu dziś -ostatni odcinek (wczesniej nie moglam sie zmusic by obejrzec tak marna gre aktorow) tego mocno naciąganego "dzieła", a tu wieksze rozczarowanie niz kiedy pierwszy raz przeczatalam powiesc Mniszkowny...wiekszego dziadostwa zrobic nie mogli... Uwielbiam te historie i zawsze plakalm, gdy Stefcia umierala (czy to czytajac powiesc, czy ogladajac chociazby adaptacje filmowa Hoffmana),ale kiedy dzis zobaczylam zakonczenie serialu to jestem tak sfrustrowana,ze bym chyba udusiala scenarzyste.. Po cholere to nakrecili ????
Rzeczywiście, pomysł na ciąg dalszy był po prostu tragiczny... Najlepsza historia z perypetiami miłosnymi Waldemara, bo niby kocha Stefcię, ale wziął ślub z tamtą inną (nawet nie pamiętam jej imienia ;P), która go zdradzała, mieli razem dziecko, i jednocześnie miał bękarta z zupełnie inną kobietą (co było już totalną głupotą)... A przeciągnięcie akcji do czasów współczesnych to chyba jedna z najgłupszych rzeczy, którą można było wymyśleć... Twórcy chyba chcieli zrobić z tego współczesną operę mydlaną w stylu "Klanu" czy innych telenowel... Gdyby tak się stało, byłaby to chyba najgorsza polska telenowela wszechczasów... Nie wspominając już o tym, iż z tego by wynikało, że Stefcia nie została uśmiercona tylko po to, by stworzyć kolejną badziewną soap operę... BTW chyba słyszeliście, że początkowo mówiło się o nakręceniu 200-600 odcinków "Trędowatej"? Hm, ciekawe, czemu zrezygnowali ;P