i znowu- skąd zachwyty nad średnio-miernym serialem, przypominającym te z lat 90.? Nie wiem, czy zamysłem twórców było stworzyć serial iście dydaktyczny: "pamiętaj, miej oczy dookoła głowy, może ktoś się zabija, bądź dobry dla świata", czy też chcieli pokazać pewną nieoczywistość w kwestii samobójstwa. Irytująca jest ta cała zmowa milczenia i kreowania głównej bohaterki na pokrzywdzoną. Chociaż tu byli blisko tej linii zrobienia z niej wariatki- czyli wina nie była taka oczywista. Zachowanie głównej bohaterki było po prostu niezrozumiałe, to co się działo na taśmiach... Kiedy każe swojemu najlepszemu przyjacielowi "spierd***ć"- i powtarza to kilka razy, to co miał zrobić? Zostać, mimo, że kazała mu "spadać"? Bez jaj. Albo kiedy udaje się po pomoc do pedagoga szkolnego, i ten w gruncie rzeczy chce jej pomóc- ale nie może nic zrobić, jeśli ona nie powie, o co chodzi, o kogo... To co mógł zrobić? Włożyć jej dętkę do mózgu i wyssać myśli? A może przywiązać do fotela i zamknąć w psychiatryku? Albo scena, w której przyznaje się rodzicom, że zgubiła kilkaset dolarów- przecież oni i tak ultra-łagodnie zareagowali, a ona zachowała się, jak gdyby jej powiedzieli, że ma "wypier...ać", albo jakby ją co najmniej wydziedziczyli i powiedzieli, że już nie jest ich córką. Główna bohaterka jest super irytująca. Z kolei główny bohater- ten który marzy, to aktorskie drewno. Ma non stop minę, jakby patrzył, jak ktoś mu zabija kota...
Albo jest to słaby serial, który nieudolnie próbuje pokazać, że powinniśmy być za siebie wzajemnie odpowiedzialni, uważniej patrzeć dookoła, być ostrożniejsi w słowach i czynach- a to w dzisiejszym świecie przesłanie tak miałkie, pozbawione w gruncie rzeczy treści, podane na tacy w takiej słabej oprawie...
Albo balansuje na granicy pewnego tabsu społecznego- żeby nie mówić głośno, tego, o czym wszyscy szeptają, że samobójca jest "sam sobie też winny", podczas gdy winowajców szuka się wszędzie dookoła..