Tuszowanie morderstwa i wzięcie pod opiekę niedoszłego szkolnego zabójcy przez domorosłych psychologów, tylko po co w takim wypadku te komunikaty i przekierowania na stronę internetową z pomocą. Nawet mi nie żal tych hamburgerów, którzy zginą w kolejnej szkolnej rozwałce w USA...
To, że Twoja wrażliwość uczuciowa mieści się w łyżeczce herbaty nie znaczy, że wszyscy są tak ograniczeni.
kto sieje wiatr ten zbiera burze, niedoszłych terrorystów i morderców powinno się izolować, a nie sprzedawać bajeczki niedojrzałym dzieciom że szkolne koło psychologów może bawić się w panów życia i śmierci
Niestety ma rację, cytowanie Hermiony tu nie pomoże. Sytuacja z Tylerem była bardzo poważna, dzieciaki w wieku szkolnym nie dałyby sobie z tym rady, wątek jest straaaasznie naciągany - to jest robota przynajmniej dla psychologa, a raczej już psychiatry, a tu banda nastolatków, która niby swoją przyjaźnią wyleczy zdewastowanego psychicznie człowieka, no ludzie, litości. Super, że mocno zaakcentowano rolę przyjaciół w takiej rekonwalescencji, ale znajomi ze szkoły to zdecydowanie za mało w takiej sytuacji. Skoro serial rzekomo kładzie nacisk na edukację i szukanie pomocy, to Tyler powinien zostać wysłany przede wszystkim do specjalisty, który się nim właściwie zajmie, zamiast utwierdzać w młodych widzach przekonanie, że sami sobie ze wszystkim poradzą. A już tuszowanie morderstwa, kłamanie policji na potęgę i totalny brak konsekwencji dla wszystkich, którzy brali w tym udział, to już woła o pomstę do nieba - to już nawet nie jest głupie, a wybitnie szkodliwe.
Na plus świetna scena z apelu i wyznania ludzi skrzywdzonych - rewelacja.
Może ująłbym to w mniej agresywne, lżejsze słowa, ale jest tak dużo rzeczy nie tak w tym serialu, że to przechodzi ludzkie pojęcie...
Tuszowanie morderstwa, fałszowanie zeznań, propagowanie życia w kłamstwie, podrzucanie dowodów. Całość prowadzona w atmosferze wsparcia dla Tyler'a, niedoszłego school shooter'a, którego zmiana jest wyraźnie pokazana, przy jednoczesnej atmosferze pogardy dla Bryce'a, który realnie wykazywał taką samą (jak nie większą) chęć poprawy. Czynny żal, próba zadośćuczynienia, uczęszczanie na terapię, ale to i tak za mało. Bo przecież NASZYCH bliskich.
Skoro to NAS skrzywdził, to okej będzie go zabić, zwalić winę na trupa, posłuchać tego co ma do powiedzenia, zauważyć, że jego chęć poprawy była faktyczna i szczera, po czym powrócić do życia w kłamstwie, udając, że było to "mniejsze zło".
Mniejsze, bo przecież to my jesteśmy ci dobrzy ludzie. Mniejsze, bo gdybyśmy powiedzieli prawdę, musielibyśmy ponieść konsekwencje, a dobrzy ludzie nie powinni być karani, podczas gdy gwałciciel zamienia się w męczennika.
Alex nawet nie został potępiony.
Szczerze, nie wiem czym to się różni, od zgwałcenia Jessici, Hanny, "8 innych dziewczyn", zgwałcenia paru chłopców, bo wstydzimy się własnej seksualności, wielu nielegalnych występków, skrzywdzenia wszystkich bohaterów kaset Hanny, wielu innych uczniów Liberty High, i zatuszowania tego kasą.
Albo nie. Jednak wiem. Bohaterowie 3 sezonu 13 Powodów nie użyli do tego pieniędzy, tylko fałszywych zeznań i siatki znajomych, skrzywdzili równie wiele, jak nie więcej ludzi na drodze do uniewinnienia się kłamstwami, no ale, co najważniejsze, oni są NASI, i co równie ważne, w przeciwieństwie do Bryce'a nie wykazali chęci poprawy. Nawet nie zauważyli, że zrobili coś nie tak.
A reddit oglądając dokładnie ten sam serial który tutaj opisałem, dochodzi do prostych wniosków: Za dużo Ani, za dużo Ani, gdzie jest Sheri, za dużo Ani.
Zapomniałem o paru kwestiach, takich jak fakt, iż FemiNazistki, które zakłócały pogrzeb Bryce'a, summa summarum ukazane zostały jako godne pochwały, dawanie narkomanowi narkotyków zostało ukazane niemalże jako szlachetne, godne pochwały zachowanie, etc. etc. etc. Mógłbym tak wieczność. Widowisko nie było takie złe, ale morał? TRAGICZNY. "Oglądacie fikcyjny serial traktujący o prawdziwych problemach." jeśli problemy są prawdziwe, to rozwiązania również, także może lepiej było by dla edukacji młodzieży gdyby ten serial nigdy nie powstał.
Mnie najbardziej śmieszy że Netflix (firma baaardzo lewicowa) próbując pokazać SJW w dobrym świetle tylko potwierdza wszystkie najgorsze stereotypy postacią herszta ich bandy:
- brzydka/bardziej przypomina chłopa niż dziewczynę? - check
- kłótliwa, wulgarna i niezdolna do żadnych kompromisów, widzi tylko czubek własnego nosa - check
- nie liczy się z uczuciami innych, nie uznaje żadnych świętości - chceck
- agresywna wobec mężczyzn? - check
- kreuje się na ofiarę bardziej poszkodowaną niż osoby które naprawdę ucierpiały? - check
Brawo Netflix, brawo...
Hmmmm... Troszkę zbyt emocjonalnie oceniasz ten serial i mam wrażenie, że to przysłania Ci niektóre fakty. Przede wszystkim musimy pamiętać, że śledzimy tą historię z perspektyw naszych bohaterów. Nie dostajemy całej historii, jedynie jej fragmenty. Widzimy ją niemal oczami naszych "protagonistów", dlatego jeśli nie otworzymy się na inne bodźce dostaniemy ni mniej ni więcej jak to co pragną tudzież w ostateczności zgadzają się nam pokazać. I tu pojawia się największy problem tego serialu. Bo mimo, że promuje się go jako edukacyjny serial dla młodzieży, to ów młodzieży w zdecydowanej większości zwyczajnie brakuje i wiedzy i doświadczenia, a także jakiegoś tam dystansu do życia żeby wyłapać wszystkie smaczki tej historii.
Piszesz, że wszystkim krętactwom naszych bohaterów towarzyszy atmosfera wsparcia dla Tyler'a idąca jednocześnie w parze z pogardą dla Bryce'a. I owszem masz absolutną rację, tylko, że... Tam się dzieje o wiele wiele więcej. Nasi bohaterowie pogrążają się w coraz większej ciemności. Z każdym kłamstwem, każdym ich działaniem robi się coraz bardziej mrocznie. I tu naprawdę chylę głowę przed twórcami, bo ta narastająca ciemność jest świetnie ukazana. Nie tylko poprzez działania bohaterów (nad którymi nie będę się rozwodzić, bo myślę że nakreśliłeś je wystarczająco dokładnie), ale też operatorsko.
Zwróć uwagę na to jak zmontowany jest ten seria. Całą historię śledzimy nijako w trzech strefach czasowych. Pierwsza z nich to wydarzenia następujące po balu. Te dzieciaki z tej strefy czasowej to przerażone nastolatki, które mimo wszystko chcą być najlepszą wersją samych siebie. Wspierają się, okazują sobie szanują, jest w nich wiele współczucia i gotowości na ogromne poświęcenie. Śledzimy tu też naszych "antagonistów", którym twórcy rzeczywiście oddali sprawiedliwość. Nie zostawili ich jako tych złych. Rehabilitacja Bryce'a, historia Monky'ego... Te postacie zostały uczłowieczone. Obserwując ich widzisz ludzi, targanych swoimi demonami, ale mimo to starających się przetrwać i ułożyć swoje życie, naprawić błędy. Oni się zmieniają i odnajdują swoje miejsce. Miejsce w którym przy odrobinie dobrej woli mogą stać się tymi dobrymi. Ciekawym smaczkiem jest również to w jakiej palecie kolorów utrzymane są te sceny. Dominującym kolorem jest żółty, te sceny są bardzo jasne, mocno nasycone i cieplutkie.
Druga strefa czasowa to wydarzenia powiązane ze śmiercią Bryce'a. No i tu już się robi mroczniej. Postępująca atmosfera strachu, wzrastający brak zaufania miedzy bohaterami. Śledztwo mające na celu znaleźć sprawcę, a jednocześnie obnażające demony naszych "protagonistów" Sceny te są ciemne, kolory mało nasycone, poszarzałe i nieprzyjemne. Oglądając te ujęcia zaczynamy po prostu wątpić w naszych bohaterów. Oni zwyczajnie przestają być tymi dobrymi. Mało tego patrząc na ich poczynania, twoje serduszko niejednokrotnie zaczyna bić coraz częściej dla "tych złych".
Trzecia część to wydarzenia związane z rozwiązaniem "zagadki" i ujęciem sprawcy. I tu już dosłownie toniemy w ciemności. Kolory są tak wyblakłe, że momentami masz wrażenie, że oglądasz czarno-biały film. Nasi bohaterowie są beznamiętni, wyprani ze wszystkich uczuć. Oni nawet nie dostrzegają tego, ze zrobili coś źle. Zero refleksji. Wrobili kolesia w zabójstwo? Toż obaj byli gwałcicielami i złymi ludźmi. Zasłużyli na taki koniec.
Oczywiście zabawa kolorami to nie jedyny zabieg operatorski, który tu zastosowano. Prowadzenie kamery skupiało się przede wszystkim na pokazywaniu emocji. Większość ujęć skupiała się na twarzach naszych bohaterów. Fajnie też operowano cieniem. Niejednokrotnie można zauważyć, że twarze osób targanych złymi emocjami w danej scenie są zacienione, natomiast podczas "jasnych momentów" w pełni oświetlone.
A teraz wróćmy na chwilkę do pierwszych dwóch sezonów. Sezon pierwszy i drugi były ze sobą powiązane, opowiadały tą samą historię z różnych perspektyw. Zobacz jak bardzo to co wydarzyło się w drugim poddawało w wątpliwość wydarzenia z pierwszego, jak wiele wątków ukazano nam z zupełnie innej perspektywy nie raz zmieniając je diametralnie. W tym momencie jestem wręcz pewna, że twórcy szykują dla nas powtórkę z "rozrywki". Wszak na końcu ostatniego odcinka znalazła się broń ;). Ta historia ani się nie skończyła ani nawet nie poznaliśmy jej w całości. Jeszcze nie wiadomo czy komuś się upiecze... Ale wiadomo, że to już nie są pozytywni bohaterowie. Twoje emocje są słuszne. Dokładnie takie jakie ten sezon miał w tobie wywołać. A w takiej sytuacji to... może wcale nie jest aż tak zły?
PS. Z feminazi to temat rzeka i póki co jestem tak bardzo ambiwalentnie nastawiona do tego wątku, że muszę go sobie jeszcze kilka razy dokładnie przemyśleć zanim się wypowiem :P. Bo ma on i swoje żenujące strony, ale też i te pozytywne ;).
Edit. W swojej wypowiedzi nie zawarłam jasno określonej puent, więc zrobię to tutaj. Ten sezon nie ma opowiadać o tym, że w imię dążenia do dobra można czynić zło. Wręcz przeciwnie, pokazuje jak taka droga ciągnie człowieka na dno. Bo nie wszystko to co uznajemy za dobre czy złe faktycznie takie jest. I mimo infantylności niektórych wątków przekaz ten jest dość starannie zaznaczony.
Nie żal ci? Sprawa twojego sumienia.
Jestem dopiero po pięciu odcinkach trzeciego sezonu i mnie najbardziej zadziwia wulgarny język wśród uczniów, który ignorują władze szkoły. Najpierw fu*ki podczas apelu, potem b*tch skierowane w stronę dziewczyny (ofiary gwałtu), co powoduje reakcję dyrektora w postaci komunikatu: "To nieodpowiednie". Gdybym ja w liceum (już dawno skończyłem) użył polskich odpowiedników tych amerykańskich wulgaryzmów w obecności nauczyciela czy dyrektora, to wylądowałbym na dywaniku i dostał tylko jedną szansę. Nie czaję tego, ale skoro i u nas "kur*a" robi za znak przestankowy, a w internecie laski same na siebie mówią - niby żartem - "hey, b*tch, what's up?" (czyli same przyswoiły seksistowskie określenia, których do niedawna używali wobec kobiet tylko najgłupsze męskie osobniki), to może tak właśnie wygląda dzisiaj szkoła w USA, a twórcy serialu nie hiperbolizują, ale powtarzają.
Co ma sumienie do biernego obserwowania i komentowania wydarzeń niezależnych ode mnie? Empatia ok, ale sumienie? "Gdybym ja w liceum (już dawno skończyłem) " a po wypowiedzi, braku rozumienia użytych słów, ocenie serialu i chętnej odpowiedzi na post o głupiutkich nastolatkach to nie powiedziałbym, ale nie takie ameby kończą nawet i wyższe uczelnie, więc nie jestem zaskoczony.
Nie bardzo wiem, czy chcesz wchodzić ze mną w dyskusję (zadajesz pytania), czy może odreagowujesz tu swoje frustracje (cała reszta żenującego wpisu)?
Ale zaryzykuję.
Gdy piszesz, że nie odczuwasz żalu na widok jawnego zła, jest oczywiste, że brak ci empatii (równie dobrze tamto zdanie mogłoby mieć taką formę: "Nie będę czuł empatii wobec pomordowanych"). Po co miałbym powtarzać twoje słowa? Zwróciłem uwagę na sumienie, bo gdy jest ono skarłowaciałe, to wtedy człowiek nie współczuje, nie czuje żalu czy litości. Sadyści nie odczuwają empatii, bo nie mają rozwiniętego sumienia. A sumienie to zdolność do odróżniania dobra od zła; to mechanizm pozwalający prawidłowo ocenić swoje i cudze postępowanie. Gdy masz słabo rozwinięte sumienie, wtedy żartujesz z cudzej krzywdy, odczuwasz pogardę wobec ofiar. Gdy z twoim sumieniem jest naprawde źle, zło wydaje ci się akceptowalne, zło cię nęci i czujesz ekscytację, że znów się powtórzy.
Jeśli jednak nie zaniedbujesz swojego sumienia, to - dla przykładu - nigdy, ale to przenigdy, żarty z Holocaustu nie wydadzą ci się zabawne, o ofierze gwałtu nie pomyślisz jak o ladacznicy i nie nazwiesz głupim kundlem psa, nad którym ktoś się pastwił. Najzwyczajniej w świecie tego rodzaju zachowanie wyda ci się skrajnie odrażające, bo - dzięki rozwiniętemu sumieniu - znasz naturę zła.
Idee sumienia i empatii łączą się ze sobą, ale sumienie jest fenomenem szerszym, z którego bierze źródło m.in. empatia. Prosty dowód: jeśli nie posiadasz narzędzia do odróżniania dobra od zła (czyli sumienia), to skąd będziesz wiedział, kiedy odczuwać empatię? Jak zrozumiesz stan drugiej istoty? Jak ujrzysz jej cierpienie (zło)? Najpierw musisz mieć instrumentum, aby móc zacząć z niego korzystać. Bez zdolności odróżniania dobra od zła, rzecz jawnie zła może ci się wydać dobra, obojętna albo zła, ale nawet jeśli trafisz, to tylko przypadkowo (albo z uwagi na swój interes; ciężko teoretyzować bez przykładów, ale takie da się jeszcze wymyślić).
Jeśli natomiast posiadasz sumienie, wtedy uzyskujesz moc współodczuwania. Empatia nie jest jednak tożsama z sumieniem (nie jest tym samym, jedynie wynika z sumienia) i to też można łatwo udowodnić. Gdy masz już wyhodowane sumienie, możesz odczuwać i rozpoznawać (podkreślam to słowo) stany innych osób, ale każda jednostka będzie to robić z różną intensywnością. Sumienie umożliwia zaistnienie empatii, ale raczej niewiele mówi o jej głębi, natężeniu. Dlatego gdy masz sumienie, umiesz rozpoznać cudze cierpienie i powstrzymać się przed jego pogłębianiem, natomiast to, jak mocno dotknie cię czyjaś niedola jest wypadkową wielu innych czynników (np. doświadczenia; doświadczenie permanentnej śmierci swoich towarzyszy na wojnie nie wymazuje empatii, ale ją nieco stępia; gdy czyjś ból i śmierć powszednieje, wciąż cierpisz, gdy widzisz krzywdę drugiego człowieka, ale już nie z tą mocą co za pierwszym razem; nie cierpisz natomiast wcale na widok cudzego nieszczęścia, gdy nie masz sumienia).
W pigułce: jeśli masz sumienie, to na pewno masz empatię, ale siła jej przeżywania jest różna pośród ludzi. Jeśli nie masz sumienia, nie możesz mieć empatii. Korelacja między tymi dwoma psychicznymi zjawiskami jest klarowna: empatia jest tylko wtedy, gdy jest sumienie. Ty nie okazałeś empatii, reszta wniosków jest oczywista.
Stawiasz mi później zarzut, że chętnie odpowiedziałem na twój własny post? To jeden z zabawniejszych auto-dissów, o jakich do tej pory słyszałem. Czyli twój post jest mało wart? W pewnym sensie jest to prawdą, ale z drugiej strony poczułeś się urażony wzmianką o sumieniu (czy jego braku), co finalnie pozwoliło mi wyłuszczyć ci pewne kwestie.
Reszta jest milczeniem.
F*ck i bitch w amerykańskiej kulturze to łagodne przekleństwa. Bitch nie jest cenzurowane w serialach, a f'uck' i jego pochodne to taka 'cholera' (chociaż prawdziwym odpowiednikiem jest damn). Ot taki mają klimat :P