Sezon pierwszy skradł moje serce. Problemy bohaterów wydawały się być realne a ich wewnętrzne rozterki grały na emocjach. Zakończenie historii przedstawionej w pierwszym sezonie doprowadza do łez, a wraz z ostatnim odcinkiem pojawia się niedowierzanie i pustka. Jak to możliwe, że to już koniec? Dlaczego ten koniec musiał wyglądać właśnie tak? Pojawia się też żal z powodu losu Hannah i swego rodzaju przerażenie, że tak łatwo zniszczyć życie zarówno cudze jak i własne. Jednak zakończenie tej historii w taki a nie inny sposób już wtedy wydawało mi się jedynym właściwym. Nie czułam potrzeby śledzenia dalszych losów grupy nastolatków. Gorzkie zakończenie było idealnym podsumowaniem poczynań bohaterów, pozostawiającym widza z głową pełną przemyśleń. Jednak stało się coś co prawie zatarło bardzo dobre wrażenie po pierwszym sezonie, a mianowicie pojawienie się kolejnych... Historia, która wzruszała i skłaniała do myślenia w kolejnych sezonach została przewrócona do góry nogami. W drugim sezonie zaprezentowano Hannah w innym świetle, zaburzając to jak odbieraliśmy ją wcześniej. Pozostali bohaterowie, którzy teraz zaczęli grać pierwsze skrzypce, także zaczęli objawiać się jako zupełnie inne osoby. Światy ofiar i prześladowców zaczęły się przenikać a z każdym kolejnym sezonem granica między nimi stawała się coraz mniej wyczuwalna a fabuła naciągana. Okrutne zachowania starano się wybielić czyniąc z bandytów ofiary (Bryce) . Nawet Clay obrońca moralności, nieustannie poszukujący prawdy w pierwszym sezonie, ewoluował aby w ostatnim stać się podobnym do tych którymi gardził. Wartości jakie miały przekazać pierwsze odcinki gdzieś znikneły. Twórcy serialu jakby się zagubili. W kolejnych sezonach postacie zachowują się nieracjonalnie, ich poczynania są przerysowane, nie są już tymi samymi ludźmi, którymi byli na początku. Jednak nie dlatego, że się zmienili i dojrzali lecz dlatego, że scenarzyści chyba pisali ich historie na kolanie i jakby na siłę. Wrażliwy Clay, niegdyś zdruzgotany losem Hannah i tym jak skrzywdzili ją ludzie staje się tym kim byli jej oprawcy. Tu przychodzą mi na myśl szczególnie dwie sceny sezonu 4. Pierwsza gdy Clay przyznaje się psychologowi co czuł widząc nieprzytomną dziewczynę w akademiku, druga gdy za namową kumpla idzie "przelecieć" dziewczynę wypatrzoną na imprezie. Te sceny są wręcz absurdalne, nie pasują do tej postaci, niszczą to kim była wcześniej i w co wierzyła. Ostatni sezon pełen jest absurdów i przerysowanych sytuacji, nie wprowadza do fabuły niczego cennego. Ogląda się go na siłę, co miało już zresztą czasami miejsce w poprzednich dwóch sezonach. Być może twórcy chcieli pokazać co dzieje się z ludźmi którzy zapętlają się we własnych kłamstwach. Być może chcieli pokazać jak krucha jest psychika młodych ludzi i jak niewiele trzeba aby ich zniszczyć. Jednak mnie to nie przekonuje, tym bardziej, że na naszych bohaterów nie czeka kara. Ich kłamstwa nie mają krótkich nóg a popełnione błędy niewiele ich nauczyły. Co powiedziała by Hannah Baker wiedząc jak potoczyły się losy jej szkolnych znajomych? Chyba tylko tyle, że niepotrzebnie nagrywała tyle kaset i zmarnowała na to ostatnie chwile swojego życia. Nikogo tym niczego nie nauczyła, bo jej szkolni koledzy i koleżanki nadal ranili innych ludzi, kłamali i myśleli głównie o tym jak zatuszować swoje zbrodnie. Jeśli zaczęliście oglądać ten serial to skończcie na pierwszym sezonie. Szkoda czasu na kolejne odcinki nawet jeśli czujecie niedosyt i kieruje wami ciekawość. Jeśli jednak nie wytrzymacie i obejrzycie kolejne sezony to stanowczo odradzam wam ten finałowy. To co się tam dzieje ma już naprawdę niewiele wspólnego z sezonem pierwszym. "Liceum da się przetrwać" i ten serial również da się przetrwać, ale przecież nie o to chodzi gdy wybieramy nowy tytuł, który chcemy obejrzeć. Serial ma nas wciągać, napychać głowę przemyśleniami, bawić lub inspirować... a nie trzymać na kanapie tylko po to, aby jakoś to przetrwać.