nie wiem jak wam ale mi od poczatku cos nie grało. mniej wiecej raz na odcinek albo kilka odcinkow jakos tak z nikad pojawiał sie ten cały monty wtracał jakis głupi i malo znaczacy tekst i znikał, zadna kaseta go nie dotyczyła ale zawsze gdzies tam był na drugim planie, kumplował sie z głownymi postaciami ale wydawało sie ze nic nie znaczy i jest zwykłym zapchajdziurą w tym serialu. w drugim sezonie juz wystepowal nieco czesciej niz w pierwszym wiec zaczalem sie zastanawiac czy on moze nie jest jakas osoba ktora wywroci ta historie do gory nogami. jak chyba w 10 albo 11 odcinu s02 alex przypomniał sobie scene w jaccuzi stwierdziłem ze to musiało tak byc i serial wydawał mi sie niemal idealnie napisany ze ten monty cały czas gdzies sie przewijał ale siedzial w ciszy, zeby na koniec jednak wsypnie brycea.
no coz ... to co jednak sie stało z jego postacia, scena w toalecie, finał rozprawy i to moim zdaniem durne zakonczenie (wolalbym strzelanine albo chociaz nieco bardziej stanowacza forme rewanzu ze strony taylora).
reasumujac ogladało sie całkiem spoko ale było wiele meczacych rzeczy, mocne 6/10