Może wsadzę kij w mrowisko, ale tak czytam i naprawdę nikt się nie zastanowił czy pani, która przedstawiła się jako Tremond mówiła prawdę? Jej "męża" nie widzimy/nie słyszymy, do domu nie wchodzimy. Jej nazwisko nosiła (albo raczej przedstawiała się nim) staruszka, babcia magika, która była bytem z Black Lodge. Wcześniej dom był w posiadaniu niejakiej pani Chalfont (tego nazwiska też używała staruszka). To, że Coop tego nie skojarzył raczej podsuwa to, że to się nie dzieje naprawdę (ta konkretna sekwencja; teoria, że cały serial to czyiś sen to absurd), ale pomyślcie nad tym. Może to jakiś spisek złych bytów z Black Lodge, a dom skrywał coś mrocznego w sobie? Dodatkowo słyszymy krzyk Sary Palmer, z którą jak wiemy było ciężko i ktokolwiek ją tam posiadł, czy to Judy czy jakiś Jumping Man na kiju, no to do dobrych raczej pani Palmerowa nie należy.
Na pewno ciekawsze, niż jakieś idiotyczne "to był sen", bo jakoś ciężko mi wyobrazić sobie wątek takiego Jamesa w 2 sezonie jako "sen" Coopera :P
To jest właśnie ciekawe, i jest w tym jakiś sens. Ogólnie jest takie wrażenie jakby ta ostatnia rzeczywistość była oczywiście inna od tej klasycznej "serialowej", ale miała jakieś przebłyski tamtych wydarzeń i przykładowo dom Palmerów mógł mieć jakieś tajemnicze możliwości, znaczenie.
Do pewnego stopnia odnoszę też, wrażenie że Cooper nigdy tak w pełni nie wydostał się z Czarnej Chaty..Że jest zaplątany gdzieś między wymiarami, przemierza jakieś różne wersje rzeczywistości i jest "zapętlony" w pewnego rodzaju manię rozwiązywania sprawy/ ratowania Sary. Trochę na to wskazuje między innymi końcówka odcinka 17, Bob jest unicestwiony, wszystko kończy się względnym Happy Endem. A Cooper dalej drąży temat i próbuje ratować Laurę cofając się w przeszłość. Ale po co to robi? Dobro zwyciężyło a Laura, zmarła 25 lat temu, była tragiczną ofiarą, ale to już zamknięta historia. Czemu Cooper zdecydował się na próbę ratowania jej? Efektem tego usilnego ratowania Laury, jest powrót do Czarnej Chaty, przeniesienie się do innej rzeczywistości i ponownie szukanie\ ratowanie Laury. Może taki już los Coopera, wieczne rozwiązywanie sprawy Laury gdzieś między wymiarami.
Cóż, zapowiadali że ten sezon to "odyseja" Coopera. Dale Cooper jest jak Odyseusz, a ósemka przypomina symbol nieskończoności.
Też zwróciłem uwagę na ten wyraźny symbol nieskończoności..W sumie poniekąd sam sobie odpowiadając na pytanie...Może Cooper wrócił się ratować Laurę z tego powodu, że była to jego dobra wersja. Być może w momencie podziału na dwóch Cooperów, żaden z nich nie jest już tym prawdziwym Cooperem sprzed wizyty w Czarnej Chacie...Zły jak to zły psoci i rozrabia, ale dobry też nie jest tym kim był wcześniej. Bo jednak jakąś cząstkę zła w sobie posiadał... A ten jest całkowicie, nienaturalnie dobry, więc wraca wbrew logice po Laurę, korzysta naiwnie z wszystkich możliwych środków, aby jej pomóc. Co kończy się tym, że zła i dobra wersja przestają istnieć, a rzeczywisty, jednolity Cooper wychodzi w odcinku 18. Jednak jest już w znacznym stopniu zmęczony i zagubiony po tych wszystkich wydarzeniach. Bo ja wiem? :)
Można dumać i dumać:)
Myślę, że to raczej metafora dobra i zła. 17 odcinek to typowe "dobro zwycięża", zaś odcinek 18, to po prostu bardzo długa metafora tego, że zła nie da się cofnąć:
http://filmyfantastyczne.pl/artykuly/twin-peaks-final-o-co-chodzilo
Myślę, że raczej o to chodziło Lynchowi...
Wydedukowałam to po odcinku, w którym Sarah Palmer wygląda jak Jumping Man. Gdy usłyszałam nazwisko Tremond/ Chalfont od razu się uśmiechnęłam. Dużo o tym myślałam. Zgadzam się z Tobą w stu procentach i jak dla mnie to najlepsza interpretacja. To, że dom Palmer'ów skrywa w sobie zło, albo nawet jest siedliskiem zła (domem nieczystych dusz - Boba, karła, doppelgänger'ów, Woodsmanów, Jumping Man'a etc. ) lub chociażby jest magiczny potwierdza wiele faktów nie tylko z serialu, ale z Fire Walk with Me, "Dziennika Laury Palmer" - Laura już jako mała dziewczynka miała złe sny z Bobem, nie czuła się w domu bezpiecznie. Pomyślałam, że może głos dobiegającego z wewnątrz domu męża Alice Tremond, to może wnuczek pani Tremond/ Chalfont - Pierre. Gdzieś już napisałam, że warto zwracać uwagę na szczegóły - pamiętacie pewnie obraz, który Laura dostała od Pani Tremond/ Chalfont i jej wnuczka (FWWM), pojawia się on w chacie Woodsman'ów, w wizji Gordona Cole'a - https://imgur.com/a/XeptA#Co7Wnc8 . Cieszę się, że ktoś też myśli podobnie. Mam nadzieję, że powstanie 4 sezon i te najważniejsze wątki zostaną wyjaśnione. "We live inside a dream"!
Jeszcze zapomniałam o scenie z Hawk'iem: https://youtu.be/iuDMb2FI4AU . Włączająca się nagle muzyka. ;)
I mamy wentylator. A co znajduje się pod wentylatorem?
https://youtu.be/y1Q55iuJpGA?t=3m2s
Muszę to przemyśleć i obejrzę chyba sobie jeszcze raz FWWM.
Ale co do tej muzyki:
też przypomniała mi się ważna rzecz - sen Coopera, w którym karzeł daje mu wskazówki, kto zabił Laurę - mówi o gumie, którą lubił Leland i mówi dwie ważne rzeczy- "where we're from, the birds sing the pretty song and there's always music in the air" (my!, to jest ważne, obok niego siedzi przecież też doppelgänger Laury, więc chodzi o całą szajkę demonów) i "she's my cousine." Wiadomo - Leland lubił śpiewać, grać, tańczyć, gramofon stał na półce etc. (to przecież była druga wskazówka karła, po gumie) i chyba się wiele nie zmieniło, tylko muzyka jakby współcześniejsza :D - "Tam, skąd pochodzimy, ptaszki śpiewają ładną piosenkę, a muzyka jest w powietrzu".
Niewykluczone, że mamy już wszystkie informacje potrzebne do rozwiązania zagadki. Tylko ich natłok jest trudny do ogarnięcia
bo tu każde zdanie może mieć kluczowe znaczenie. Dlatego nie wiem czy do zabawy w Twin Peaks potrzebujemy jeszcze nowych sezonów. Może wystarczy zebrać to co już zostało pokazane.
Może takie jest właśnie zamierzenie Lyncha.
Przeoczyłem ten temat. Dokładnie to samo myślę i dlatego te wszystkie podsumowania, które teraz ludzie piszą na wyścigi są guzik warte. Po co ludzie to piszą? Chcą być pierwsi? Im szybciej napisze ktoś podsumowanie/recenzje to wygrywa Internety? Jeśli za coś szanować Lyncha to właśnie za dawanie po łapach takim raptusom, którzy piszą jakby wszystko było już jasne, a nie widzą tego co mają cały czas przed oczami.
Pani Tremond już raz "wydymała" Donnę i Coopera, gdy zniknęła ze "swojego" mieszkania, a na jej miejsce pojawiła się jakaś inna osoba o tym samym nazwisku.
http://twinpeaks.wikia.com/wiki/Mrs._Tremond
" She told Donna that she should talk to Laura's friend, Harold Smith. Donna then left.[2] When she returned to the apartment with Dale Cooper, Donna found a completely different woman by the same name living there, and no trace of the elderly woman or her grandson."
Więc sory ale pisanie o snach i podróżach w czasie bez uwzględnienia pani Tremond ale możecie sobie wsadzić w trampki. Będzie cieplej na zimie.
W innym miejscu już przytoczyłem ciekawe spostrzeżenie (nie moje), że symbolem Odessy jest królik. Zwracam też uwagę na to, że każdy odcinek TP zaczyna się od syreny która występuje w Królikach Lyncha. Jaki tu występuje związek?
David Lynch często inspirował się w Twin Peaks "Alicją W Krainie Czarów" (może to takie nawiązanie). Tu masz więcej, polecam: http://welcometotwinpeaks.com/references/alice-in-wonderland-twin-peaks-connecti ons/
Tak, dzięki. Ale tutaj mi chodziło o bardziej bezpośredni związek z "Rabbits" i ich rozmowami. Może w nich są jakieś wskazówki?
Nie wiem czy Lynch tak daleko by poszedł, chociaż sam film "Rabbits" był jakby zaszyfrowany. Tylko czy łączenie go z TP jest właściwe? Już "króliki" pojawiły się w "Inland Empire".
Może była, może nie ale nie o to chodzi. To tak jak z rozwiązaniem zadania z matematyki na maturze. Możesz podać prawidłowy wynik ale tak naprawdę chodzi o pokazanie jak to rozwiązałeś. Rozwiązania, które dzisiaj ludzie wymyślają ignorują całą masę elementów. Rozwiązujących są tysiące, więc pewnie któryś trafił. Ale dla mnie dedukcja na razie jest zbyt słaba.
Uwazam, ze nie bedzie jednolitej, ze tak powiem, wersji, bo ludzie widza i czuja to inaczej. I to jest fajne. Te najbardziej przyziemne o podrozy w czasie czy snie wydaje sie najprostsze do pojecia.
Nie wiem czy będzie. Może nie. Ale uważam, że na wyłapanie pewnych rzeczy potrzeba czasu, a tutaj ludzie zaraz po ostatnim odcinku już mają teorie. Nie wszystkie muszą być równie poprawne.
a ja odniosłem wrażenie że cała ta sytuacja z Laurą/Carrie, Cooper w Odessie i powrót do domu Palmerów to po prostu świat wykreowany przez tzw. "Matkę" bądź ogółem złe byty z Czarnej Chaty, z innego wymiaru... Zauważmy że Cooper traci Laurę w lesie zaraz po scenie w której Sarah będąc w furii niszczy zdjęcie swojej córki. Później Cooper, po wyjściu z Chaty, jedzie z Diane samochodem, kiedy docierają do tych słupów energetycznych rozmawiają o tym że tu jest granica a po jej przekroczeniu może się stać dosłownie wszystko... zobacz jak po przekroczeniu granicy zmieniło się zachowanie bohaterów. Dale z rozgadanego i zadowolonego zamienił się w małomównego i poważnego, podobnie Diane ktora nie okazywała większych emocji. Możliwe że Cooper i Diane wchodząc do tego "złego" świata po prostu nie potrafili sobie w nim poradzić a ich umysł został opanowany i zmanipulowany przez te zle moce... podobnie jak stało się to z Laurą. Cała ta Odessa i to wszystko to zwykła iluzja, taki matrix, sztuczny świat stworzony przez Czarną Chatę gdzie zawsze panuje smutek, żal i beznadzieja. A Cooper i Laura sa tam uwięzieni... i są żywicielami złych bytów.
Nie rozumiem zakończenia. Musiałbym uważnie jeszcze raz wszystko obejrzeć, a dwa pierwsze sezony powtarzałem też już chwilę temu, ale tak na świeżo nie chciałbym się jednoznacznie zgadzać z wzięciem całego miasteczka w nawias pod hasłem sen, ale do tego, co się działo w samym finale, to już nie wiem? Jak gdzieś czytałem również od sceny seksu z Diane miałem wątpliwości, czy występuje nadal dobry Cooper, ale możliwe, że to efekt jakiegoś przenikania się światów. To, co jest pewne to fakt, że Cooper próbował uratować prawdziwą Laurę i sceny pokazujące, że znika jej ciało mogą wskazywać, że się to udało. Chociaż prowadząc ją w lesie jednak znikła. Natomiast sceny z jej matką wprowadzają zamęt, a potem mamy te sekwencje z inną rzeczywistością i można się w tym pogubić, poza stwierdzeniem, że biedny Cooper ledwo opuściwszy chatę trafił do czegoś równie mrocznego.
w sumie sam sie jeszcze nad tym zastanawiałem i myśle że teoria z tym "złym światem" lub jak to napisałeś "czymś równie mrocznym" ma ręce i nogi. Zauważcie że gdy Dale i Mike wchodzą po schodach zmierzając na spotkanie z Jeffriesem zaraz po tym mamy scenkę ze zbiegającym Jumping Manem który zamknął za nimi drzwi? Kiedy Mr C szedł na spotkanie z Phillipem spotykał w tym dziwnym domu pełno tych Woodsmanów... Dale i Mike nie spotkali nikogo takiego... może to wszystko to tak naprawde była pułapka na Coopera? W Czarnej Chacie ręka zadaje pytanie "Czy to na pewno historia małej dziewczynki?". A może w tym wszystkim, od samego początku, chodziło właśnie o Dale'a? Wtedy pewne rzeczy nabrałyby jakiegoś sensu. Można by w ten sposób wytłumaczyć zachowanie Mr. C który zamiast się ukryć zmierzał do nieuchronnej konfrontacji podobnie jak ta żałosna walka Boba z Zieloną Rękawicą... Dale będąc naiwnym uważał chyba że wszystko już się ułożyło, że pokonali zło... Jego naiwność w połączeniu z obsesją na punkcie uratowania Laury (wynikająca być może z tego że stracił juz kilka kobiet w swoim życiu za co mógł się obwiniać) doprowadziła do tego że dobrowolnie wystawił się na działanie zła które go pokonało... zresztą nie pierwszy raz. Będąc pewnym siebie "opuścił gardę" i przegrał... może dlatego miał taką minę gdy Laura szeptała mu coś do ucha w Czarnej Chacie.
Sezon był nierówny, momentami denerwujący (chociaż nie przeszkadza mi "powolne" kino samo w sobie), momentami miał to coś, ale nie oceniałbym go w żaden sposób tak słabo. Nadal to kawałek czegoś, co ma swój unikalny charakter i miło było obejrzeć przy okazji nową twórczość Lyncha po kilku latach posuchy. Na swój sposób mimo rozczarowania kilkoma rozwiązaniami fabularnymi (ten gość z rękawicą np.) to, czego tematycznie dotykali w tym sezonie twórcy było intrygujące - czasoprzestrzeń, inne wymiary, nieodwracalność losu, przeznaczenie;) Podejrzewam, że w wielu wczesniej przeze mnie nie zapamiętanych hasłach i zdaniach - szczególnie tych z chaty - kryje się wiele znaczeń dla finału. Myślę, że na swój sposób Cooper po prostu wypełniał swoje przeznaczenia, nie wiem na ile świadomie, na ile nie, ale jednak chciał "wykupić" Laurę złu. To, że mu się ostatecznie to nie udało, jest smutne. Możliwe jednak, że Laura jednak żyje, a utkwił w tym mrocznym świecie z jakimś jej odbiciem.
Through the darkness of future past
The magican longs to see
One chance out between two worlds:
Fire walk with me
Jak dla mnie sensu nabrał w końcu ten poemat. I Lynch na swój pokrętny i urzekający sposób przedstawił bardzo uniwersalną i prostą prawdę: Co się stało to się nie odstanie. Przyszłość spowita ciemnością, to przyszłość której nie znamy, ale którą kształtują nasze czyny, które w chwili wydarzenia stają się już przeszłością. A ludzie tacy jak Cooper chcąc niby magik (a przecież wiemy, że magia nie istnieje) coś zmienić balansują na cienkiej granicy dobra ze złem - niby dwoma światami, które tak naprawdę są tak ściśle i nierozerwalnie ze sobą złączone, że nie można ich podzielić - bo przecież w Chacie przebywali jednocześnie i Ci z Czarnej i z Białej. To ludzie tworzą sobie podziały na to co dobre i złe, a cała nawet sytuacja z Dougim Jones'em i Panem Todd'em - uważam, że tak naprawdę chciał dopaść Złego Coopera, ale Dougie wyglądający jak Coop się napatoczył i przez nieporozumienie polował na Dobrego. A rzekomy Ogień kroczący za mną - wszystko spala - tak jak się pali mosty, co jeszcze dobitniej podkreśla fakt, że nie można cofnąć tego co się stało.
Finał z Laurą-Carrie genialny. Mocny, gorzki - pozostawiający wiele pytań i smak na jeszcze. I choć mógłbym chłonąć TP godzinami, to uważam, że więcej już by zaszkodziło. Twarde stanowcze pokazanie Cooperowi, kto tu rządzi jest dla mnie idealnym rozwiązaniem. Tak interpretuje ten finał. Po pierwsze mieszkańcy Chaty mówią Coopowi - zmieniając bieg wydarzeń zmieniłeś rzeczywistość. Po drugie Lynch mówiący nam odbiorcom: "Po co drążyć temat Laury Palmer? Musielibyśmy stworzyć nową historię. Tamtą już pożarł ogień. Ale hej... Dzięki że pozwoliliście mi się pobawić w kino jak za dawnych lat"
Ja jestem usatysfakcjonowany i poniekąd zachwycony.
Jasne można ponarzekać na niewyjaśnione wątki, na dłużyzny, na rozczarowania - w mojej opinii tak było i 25 lat temu.
Geniusz Lyncha tkwi w tym, że nie poszedł na rękę nikomu. Nie wyłożył kawy na ławę. Wręcz przeciwnie, ożywił swoją legendę, przypomniał w trakcie tych 18stu odcinków ile różnorakich form może przybrać kino, zrewidował swoją twórczość, oddał hołd wielu wspaniałym aktorom i twórcom i sprawił, że jednak o Twin Peaks jeszcze będziemy mówić i zastanawiać się, snuć teorie. Pozostawił miejsce dla wyobraźni i inteligencji, których niestety inni-współcześni twórcy nie potrafią docenić, ale też nie ich wina, że robią to, co ludzie kupują.
Z wszystkich rozkminań na temat serialu Twoje wydaje mi się najciekawsze i podparte dobrymi argumentami. Twin Peaks ożyło w dyskusjach, teoriach i może o to właśnie Lynchowi chodziło...
W sumie cenna uwaga, ale w języku polskim istnieje wiele różnych przekładów poematu Mike'a, każdy jest mniej lub bardziej poprawny (fajna dyskusja: http://www.twinpeaks.fora.pl/serial-ogolnie-i-odcinki,13/dyskusja-na-temat-tluma czenia-wiersza-mike-a,263.html).
Gdzieś znalazłam, że wers "the magician longs to see" -> "sztukmistrz pragnie ujrzeć" odnosi się do Pierre'a wnuka pani Tremond/ Chalfont. To też miałoby sens. Nie jest rozwiązana sprawa białych masek z kolcem i bez oczu, w FWWM nosił ją Pierre, ale w jednej scenie, gdy siedzi na fotelu zdejmuje ją, a pod nią widać twarz małpy, która pod koniec filmu wypowiada słowa "Judy".
" A ludzie tacy jak Cooper chcąc niby magik (a przecież wiemy, że magia nie istnieje) coś zmienić balansują na cienkiej granicy dobra ze złem " -> więc kwestia dyskusji, nic nie jest proste. ;-)
http://www.twinpeaks.fora.pl/serial-ogolnie-i-odcinki,13/dyskusja-na-temat-tluma czenia-wiersza-mike-a,263.html
jeszcze raz link, bo źle mi sformatowało
Z serii "nikt nie pomyślał?" warto zadać pytanie:
- gdzie Cooper prowadził przez las Laurę Palmer? Jedyne co w tej scenie powiedział, to że prowadzi ją do domu i szli w kierunku Białej Chaty. To nie Leland go prosił o znalezienie Laury tylko jego sobowtór. Sobowtór Laury Palmer w Czarnej Chacie odleciał z krzykiem. Tak samo odleciała Laura w lesie i Carrie Page w finale.
Zastanawiałem się też czemu Bobby nie został powiadomiony o odnalezieniu ciała ojca. Czy chodzi o tajność śledztwa?
Mamy też 3 odloty kobiet, które odkrywają, że nie są sobą. Plus 'przebudzenie' Audrey. Co ciekawe dla odmiany Cooper zostaje 'odkryty' (że nie jest sobą) przez Jane-E ale gra swoją rolę. Jest on tym, który ma wgląd za kurtynę i potrafi stworzyć postać. Nie osobiście ale w rezultacie to z jego inicjatywy powstaje drugi Dougie. Czy zresztą mówiąc "I need you to make another one" nie sugeruje Mikeowi, że wcześniej już go o to prosił? Że postać Dougiego to jego kreacja? Może nawet nie kłamie, mówiąc do Sonny Jimiego, że jest jego ojcem.