Czy jest to tylko zbiór popapranych scen mających wywrzeć wrażenie na widzu?
Odpowiedź adresowana nie tylko do Ciebie, ale do wszystkich tych, którzy nawet po ósmym odcinku nie wiedzą do czego ten serial zmierza, jaki ma sens, o czym właściwie jest, bądź ciągle czekają, że serial wróci na dawne tory. Jeżeli po ósmym odcinku nie kupujecie takiego formatu jaki nam zaserwowali twórcy, cudu nie będzie, serial nie stanie się nagle konwencjonalny, nie wróci już do starego stylu z lat 90tych, bo i po co miałby. Jeżeli nie kupujecie tego, przestańcie oglądać, albo chociaż po każdym odcinku lamentować na forum. Odpowiadając na Twoje pytanie, tak, ma sens, a ósmy odcinek znacznie PRZYBLIŻYŁ nas do celu, a nie oddalił. Dla mnie jest to najgenialnieszy serial jaki w życiu oglądałem i czekam z niecierpliwością na każdą kolejną część tej cudownej przygody. Mam 30 lat, a drepczę nóżkami jak nastolatek kiedy odsłaniane są przede mną kolejne jej fragmenty. Rozumiem inne gusta i odmienne oczekiwania, ale na Boga, ile można jeszcze w przypadku braku zrozumienia i sympatii do nowego Twin peaks czekać aż coś się zmieni. Ósmy odcinek powinien ostatecznie oddzielić sympatyków nowego rozdziału tej dziwacznej skądinąd opowieści od ich przeciwników i rozwiać ich obawy i oczekiwania co do tego, jak to będzie dalej wyglądało.
Serial "dziwny" i na pewno nie dla każdego. Dobrze, że powstaje coś innego a nie tylko głupiutkie serialiki. Wolę taką wersję niż np. najnowszą kontynuację Prison Breaka. Wracając do odcinka 8 to momentami przypominał mi film Drzewo życia. A ocenę wystawię dopiero po 18 odcinku.
Czyli, ni mniej ni więcej, postulujesz, żeby na publicznym forum zostali sami zwolennicy. I żebyście mogli się, w końcu, nieniepokojeni przez nikogo pławić we własnej różowej melasie po wsze czasy? I nie, nie rozumiesz tego: "inne gusta i odmienne oczekiwania". Jesteś mentalnym dyktatorem, któremu się marzy III Rzesza, w której Furer Lynch najeżdża Rosję i wygrywa. I jak każdy, masz w sobie tego małego despotę, który nie znosi krytyki, i do którego sam się przed sobą nie chcesz przyznać, dlatego walisz te pitolenie o "zrozumieniu innego zdania".
"Jesteś mentalnym dyktatorem, któremu się marzy III Rzesza, w której Furer Lynch najeżdża Rosję i wygrywa". Masz chłopaku fantazję godną furera Lyncha.
Konstruktywna krytyka jest potrzebna. Pisanie w stylu, serial jest o niczym, reżyser to furer, ćpał jak to robił, robił to tylko dla pieniędzy, albo powtarzanie po ośmiu odcinkach, że serial jest inny niż by się chciało to nie jest krytyka tylko malkontenctwo. Nie oglądam seriali których nie lubię i nie piszę po każdym odcinku, że to nie to co bym chciał.
Leci Sarsa w radiu z piosenką "jestem zagadką", wku..a mnie niemiłosiernie, jakby mi ktoś dłutem w głowie grzebał. Nie słucham do końca tylko przełączam na inną stację radiową. To jest zdrowe, masochizmem byłoby słuchanie jej do końca, jakimś chorym upustem byłoby później wchodzenie na jej konto, albo na jakieś forum muzyczne poświęcone jej muzyce i wylewanie żalów, że była naćpana jak to nagrywała, że piosenka nie ma sensu, a potem kupienie jej płyty i komentowanie na forum każdej jej piosenki, pisząc o każdej to samo, oczekując jeszcze, że następne piosenki będą lepsze, a potem wylewanie żalów, że tak nie jest i czekanie w nieskończoność, aż nagra coś co mi się podoba. I jeszcze będąc samemu masochistą słuchając tego, wyzywać od masochistów ludzi którym to się podoba. Przecież to właśnie robicie pisząc, że Twin peaks to serial dla masochistów, że nie ma sensu, czekając aż coś się w końcu w serialu zmieni. Wy jesteście masochistami, dla was oglądanie nie ma sensu, czy to takie trudne do zrozumienia?
Ja bym zbyt wiele tego sensu się nie doszukiwał, bo to trochę spłyca odbiór. Co do tych scenek, to tak przypadkowo zapodane nie są.
Nie jestem orędownikiem kolejnych sitcomów, powstających ku uciesze rozpierdzianej gawiedzi. Wystarczy, że muszę łykać końcówkę FIGURANTKI przed TP. Wiem, jest przepaść między surrealistami i fanatykami serialu a przeciwnikami formatu Lyncha. Miasteczko Twin Peaks to newralgiczny punkt, gdzie spotykają się wielbiciele dwóch pierwszych sezonów, które jednak prezentowały ocenzurowaną wersję Lyncha, z tymi, "żądnymi tego WIĘCEJ". Telewizja ABC skutecznie mu utrudniała artystyczne WHITE SANDS. My, surrealiści, musieliśmy czekać te 26 lat, by oglądać właśnie TO. Jest w tym porządek, ale on jest zwyczajnie zaburzony. Tak, jak obraz, jaki wyłania się w wyniku wrzucenia spracowanego, malarskiego pędzla do szklanki z ulubioną herbatą. Wymaga to według mnie pójścia na pewien układ z logiką zdominowaną innymi formatami. X-FILES to przy TWIN PEAKS jedynie namiastka całkiem sensownie poukładanej sensacji. Lynch uwielbia inter-gatunkowość, mniej niż twórcy X-FILES kocha politykę. Od tego ma Frosta. Jest artystą rzeźbiącym pejzaże. Jeśli chce pokazać wybuch atomowy to robi to poprzez wniknięcie w sam środek ognistego pyłu. BOB wykluwający się z jaja może mieć postać żaby ze skrzydłami z głową przypominającą małą sowę. Ciekawe, swoją drogą, jakie filmy robiliby Van Gogh, Beksiński. Musimy przy percepcji nowej serii, która - już po ósmym epizodzie - wkracza na tereny, gdzie telewizja jest bezradna. Być może ta bezradność jest w stanie zrodzić nowe granice i złamać obowiązujący od dziesiątek lat paradygmat kontrolowanego, linearnego odbioru.
No ja tutaj cały czas jestem lekko zaniepokojony, bo oczekiwania miałem olbrzymie i w zasadzie dostaję to, na co liczyłem. Natomiast zastanawiałem się cały czas, co Lynch ma w głowie i w jaki sposób olbrzymi potencjał przełoży się na tą formułę serialu. I nadal nie wiem jak to ugryźć - bo rodzi się pytanie, czy uda się ująć całość w jakiejś jednej myśli, czy jednak potraktujemy to jako takie różnokolorowe koraliki nawleczone na nitkę. Ostatni film Inland Empire oceniłem na 10 i jak dla mnie, poza formę zlepku różnych scen był także bardzo spójny, jako taki pełny obraz. Natomiast tutaj mamy masę wątków i niektóre z nich są po prostu takie zwyczajne, serialowe. Nie bardzo przemawia do mnie wersja, że te serialowe wątki są domeną Frosta, bo znów zrobi się z tego sezonu taki zlepek - natomiast zakładam, że wszystko się fajnie wyklaruje (nie mylić z wyjaśni ;) ). W tym nowym Twin Peaks czasami czuć taki zamysł, że ktoś siedział nad scenariuszem, spisywałem sobie wątki i rozkładał je po odcinkach. Z drugiej strony ciężko czegoś innego oczekiwać. No i nie przemawia do mnie to budowanie mitologii, jakaś historia Boba i całej reszty - to takie banalizowanie, a opowieść o Bobie, który jest złym duchem i przejmuje kontrolę nad człowiekiem jakaś szczególnie odkrywcza, czy nawet klimatyczna nie jest. No ale fakt faktem dziesiątkę wystawić będę musiał, więc dość tego narzekania :)
Akurat Inland Empire to jeden z tych filmów Lyncha, gdzie mam prawdziwy problem z interpretacją całości. Mam oczywiście swoje teorie, ale w przeciwieństwie do chociażby "Zagubionej Autostrady", czy "Mulholland Drive" są one raczej z dalekiej piłki. Stąd też moja prośba - czy mógłbyś się ze mną podzielić swoją interpretacją tego filmu jako całości? (chodzi mi o to jak poskładałeś całą historie do kupy).
Sorki za off top w temacie, ale nie mam możliwości wysłać do ciebie wiadomości na priva, a Inland Empire oglądałem już dawno temu i do dzisiaj nie przestaje mnie nurtować...
Zawsze jest jakiś sens. Bezkres, bezsens czy chaos także są sensem o którym można rozmawiać :] Z tego założenia wychodzi Lincz .. gadać o byle czem :] A tak wogole bo nie wnikam w mnostwo wypowiedzi w mnostwie tematach o odcinku 8 to wystarczy że napiszę jedno. To jest serial .. serial ma to że jak jest złożony z wielu odcinków to należy zakładać, że będzie przynudzał, sceny będa dłuższe kilkukrotnie niż w kinie itd itp. Chodzi generalnie o to że nie istotne jest to że to jest Twin Piks a istotne to że jest to serial, czyli sceny tutejsze sa trzy, czterokrotnie bardziej rozbudowane na potrzeby serialu niż jest to potzrebne. Taki film jak np. Forest Gump rozkłada na łopatki każdy serial .. nie ma to żadnego znaczeni jaki... po prostu jest dużo dużo, o epokę lepszy. Każdy serial ma to do siebie że można go spokojnie przewijać co jakiś czas a bardzo dobrego filmu kinowego nie warto pachać nawet o minutę jeżeli jest wybitny. Twin Piks nie odbiega od tego a Lincz dodaje jeszcze tej służyzny, więc powiem szczerze, że wczesniej oglądałem odcinek na HBO o 22:10, ale ostatnie odcinki włączam z rana na HBO GO i czesto przewijam ... no bo wlecze się to jak makaron w rosole, i to tylko dlatego żeby zapchać czas, taka swoista zapychajka :] Ten serial gdyby przerobić na film kinowy to moznaby zrobić film 3-godzinny i byłoby w nim wszystko.
Tak. Ale to nie ma nic wspólnego ze starym Twin Peaks. Ale Lynch wie, że jedynym wabikiem na jego nowe filmy jest "Twin Peaks" w nazwie. Jakby stworzył nowe postacie i opowiedział tą samą historię, to nikt by tego nie oglądał poza fanami Davida. A tak sporo ludzi się skusiło na serial.