Byłoby extra jakby coś wspomnieli o agencie Desmondzie z FWWM. Tak czy owak odcinek zapowiada się intrygująco.
i zasada się znowu sprawdza - był dobry odcinek to kolejny jest do niczego - chociaż nie do końca.
ok, pierwsza połowa była fajna. Diane i jej let's rock było takie dziwnie straszne, Sarah i jej schizy, wiatraczek kręcący się w jej domu, a jak pokazali drzewka z Laura Theme i Hawka który podjechał pod jej dom to miałem wrażenie jakbym stare TP oglądał.
i teraz druga połowa odcinka: 5 minut patrzenia jak lafirynda wstaje z kanapy, Jacoby jutuber dajcie spokój to jest żałosne pokazali go już kiedyś i dobra, nie - znowu... i gwóźdź programu kurdupel łamaga który wydaje się być mężem (jakim cudem ?!?) Audrey i ta g wnosząca scena która trwała 10 minut. W pierwszej chwili myślałem że ona przyszła do Bena na pogawędkę o Richardzie i czeka żeby nie wiem, wejść. W rankingu najgorszych scen to jest moje 1 miejsce. Kogo ona w ogóle szuka bo już się zgubiłem w natłoku tych nowych pajaców? Na koniec promyk nadziei: trop prowadzi do Twin Peaks. Ogólnie fakt jest taki że mogło być dobrze, ale znowu wyrzucili pół odcinka do śmietnika. Fajnie jakby pojawił się fan edit w którym ktoś by połączył wszystkie odcinki w jeden i wywalił sceny-zapychacze, wtedy to będzie można oglądać jako całość
Jakby odrzucić sceny-zapychacze, to by wyszedł normalny film trwający 2-2,5h, a nie niemal 18 godzin :) No ale kasa musi się zgadzać.
Oglądając ten odcinek pomyślałem: "Co ja k@#& oglądam? Odcinek 12 to strata czasu...
to był bardzo dobry odcinek. Poza tym nie rozumiem opinii w stylu: nic się nie działo, albo że Lynch nas znowu strolował. Tu się dzieje bardzo dużo w każdej scenie, w każdym geście, tylko trzeba umieć odpowiednio to odczytywać. Nie ma drugiego serialu tak bogatego w mające ogromne znaczenie szczegóły. Nie ma drugiej tak misternie skonstruowanej układanki.
Z perspektywy calego 3 sezonu nie ma takiej zasady, ze slaby odcinek przeplatany jest dobrym. Zreszta mniejsza z tym.
Refleksje na szybko:
Sarah (wyzszy stopien wariactwa w jej oczach) ma chyba na mysli woodsmenow.
Diane wchodzaca zza czerwonej kotary - wymowne, symboliczne czy bezuzyteczne?
Czy Tammy podzieli los reszty zaginionych agentow?
Pojawienie sie Audrey - zdradza meza i albo nie wie o wystepie swojego synalka albo... Kim jest Billy? Ten gosciu, ktory mial przyjsc na spotkanie i zniknal? A moze Billy to...William Hastings?:D
Dougie doslownie na pare sekund - chyba malkontenci beda zadowoleni. Z drugiej strony scenka z "laska Gordona" iscie groteskowa - wnerwiajaca widza i Alberta jednoczesnie:D Widz chcialby juz wiecej sie dowiedziec, bo serial nabral dynamiki,a tu takie cos:D
Zastanawia mnie czy ta scenka z Jacobym nie sugeruje nam czegos. Chodzi o uplyw czasu - powtorka z rozrywki.
Odcinek "Let`s rock", a tu wprost przeciwnie:)
Tammy raczej nie, raczej ma zastąpić Alberta. Aktor już nie żyje, to i jego postać może spotkać los podobny niebawem.
A Richard... może nie jest synem Audrey, a Donny? Ciężko powiedzieć.
Krecenie TP zakonczono w kwietniu 2016. Ferrer zmarl w styczniu 2017. Nie wiem jaki byl stan jego zdrowia, w koncu to rak, ale szkoda by bylo go usmiercac rowniez w serialu:)
Jeśli miałby powstać następny sezon już bez Alberta (Miguel Ferrer) - jestem na nie. Jedna z moich ulubionych postaci tego sezonu. Bardzo żałuję, że już go nie ma wśród nas...
Ogladnalem dwie godziny temu i nadal mną trzęsie z wrażenia. Czegoś takiego nigdy jeszcze nie było .. no przełom ;]
Przetrwałem 3 minuty zamiatania podłogi, ale to? Davidzie, iście perfidny trolling, z tytułem włącznie. Czułem się jak Audrey.
Lynch sprawił, że większość widzów czuła dokładnie to samo co Albert i Audrey czekający w nieskończoność :)
Połowa odcinka była jak nowe FWWM. Swietna scena w sklepie, Hawk, Ben Horne, FBI i Blue Rose. Na hejtowanej scenie z Gordonem, Loszką i Albertem popłakałem się ze śmiechu. Bomba. Problem zaczyna sie przy Jacobym- przeokrutny zapychacz ktory kompletnie nic nie wnosi, no i przestal smieszyc juz dawno temu. Tego, co się stało potem nie idzie jednak racjonalnie wyjaśnić.
Otóż, David Lynch właśnie wbił gwoździa do trumny przyszłej kontynuacji. Chodzi tutaj o scene z Audrey. Naprawdę, jej postać była najbardziej uwielbianą postacią obok Coopera i ogromna rzesza ludzi czekała na jej powrót. Nawet ci, którzy przetrwali wybuch bomby, woodsmenow i wychodzenie z gniazdka, dzielnie jej oczekiwali. No i się stało.
CO TO KU*WA MIAŁO BYĆ?!
Audrey, w tej samej stylówie co 25 lat temu (bo oczywiscie trzeba ją poznać) jeszcze była do przetrawienia, ale już gra aktorska Sherilyn Fenn nie. Nie wiem czy ona nigdy nie potrafiła grać, czy lyncz nie dał jej żadnych instrukcji, jak ma wyglądać jej postać, ale Audrey zachwouje się dokładnie tak samo, jak 25 lat wcześniej, tyle że jest znacznie bardziej wulgarna. Gdzie jakiś bagaż życiowy, gdzie zmiany? Mąż kaleka, z którego szydzi, powtarza, że ten "nie ma jaj"?! Którego zdradza a biedak to akceptuje? Przecież to jest całkowicie obrzydliwe, nie śmieszne, żenujące i po prostu przykre. Przecież to niszczy cały character development postaci Audrey, która zawsze miała dobre serce! Nie wiem nawet o czym była ta scena, bo była żenującą zapchajdziurą, gadaniem o dupie marynie przez 15 minut i rzucaniu jakimis imionami które kompletnie nic mi nie mówią. W sumie to mam to gdzies o czym to było, jest to nic innego jak czysta złośliwość lincza, który chciał udowodnić, że on ma władzę i potrafi niszczyć postacie tak, jak sobie uzna. Zniszczył Coopera, upokorzył Audrey i pokazał FANOM starego Twin Peaks środkowy palec. W tym odcinku wyszła też jego megalomania- on sam, czyli Gordon, stał się nagle główną postacią wokół której dzieją się najciekawsze rzeczy.
Słowem podsumowania: scena tak zła, że aż przykra. Współczuję fanom Audrey którzy czują sie teraz pewnie tak samo jak fani Coopera, którzy musieli oglądać jak ten nie potrafi się odlać. To juz naprawdę, lepszym losem byloby trwanie w śpiączce po wybuchu i gwałt Doppelgangera.
Zapomniałbym. Finalna scena w Roadhouse. Może oszczędzę sobie czasu na jej recenzowanie. Samo lokowanie Heinekena mówi o tej scenie wszystko. Nie wiem po co, nie wiem kto to, nie wiem o czym mówił, ale jakoś trzeba było wypełnić resztę odcinka, prawda? Te dwa nieporozumienia obok siebie sprawiły, że to chyba najgorszy odcinek do tej pory.
Ale dlaczego mialaby wracac dawna Audrey "po tym wszystkim"? W TP malo kto jest normalny przeciez:) Wprowadzenie postaci znowu rodzi mase pytan.
Przecież wyraznie napisałem, że Fenn gra identycznie jak kiedys, tylko jest o wiele bardziej wulgarna. Wprowadzenie postaci tak, ale wybitnie marne i w ogóle nieangażujące.
Mi również ta scena nie podeszła, ale też wiele tego typu sytuacji pojawiało się już wcześniej, więc też szoku nie ma. Aczkolwiek liczyłem na ciekawszy finał, niż powtórkę Chromatics i niemrawy dialog.
Ja najbardziej w starym Twin Peaks lubiłem D.Coppera.
A potem w równym stopniu kilka postaci - Albert, Gordon Cole, Ben Horne, Audrey Horne, Leo.
Nie przesadzałbym więc z tym, że Audrey to bezsprzecznie druga ulubiona postać wszystkich fanów serialu.
W nowym Twin Peaks nie mam, aż tylu ulubionych bohaterów. Ale też znajdzie się kilku.
Co do zdrad. Jest cała masa zarówno mężczyzn i kobiet, którzy są zdradzani, a tkwią nadal w takich związkach :)
To, że Ty masz swoją listę postaci, nie przeczy temu, co napisałem xD Radzę poczytac sobie zagraniczne fora czy grupki na facebooku. Tam ogromna masa ludzi oczekiwala na Audrey i wszyscy zgodnie twierdzą że są rozczarowani XD
nie posraj sie XD, czytałem fora zagraniczne i piszą, że nie czekali. Myślę, że ten serial cię przerósł intelektualnie
>nie zesraj sie
>serial cie przerosl intelektualnie
Uwielbiam takich prymitywów, udających oświeconych, a tak naprawdę ledwo potrafiących sklecić zdanie. Powiedz mi, jak serial może posiadać swój intelekt, jeśli ten jest zdolnością przypisaną do człowieka?
To ja inaczej zapamiętałam Audrey... To chyba był, mówiac oglednie, skomplikowany charakter. Jedna z pierwszych scen z nią w pierwszym sezonie, kiedy na złosc przedziurawia kubek i wylewa kobiecie kawe na dokumenty.. Bywała baardzo wredna i złosliwa, a do celu szła zawsze, chocby po trupach...
Niestety muszę się zgodzić z Tobą. Mam podobne odczucia co do tego odcinka. A tak wszystko zapowiadało się rewelacyjnie po wspaniałym 11... 12-ta odsłona jak dla mnie jest najgorszą z całego sezonu. Początek z Gordonem i s-ką bardzo ciekawy, sporo wnoszący (nawet agent Desmond z FWWM został wspomniany!), cieszyłem się jak znów pojawiła się po tak długiej przerwie (mignęła w 2 odc.) Sarah Palmer. Aktorka jak i postać nie zawodzą. Wielki plus. Niepokojąca scena. Nawet kawałek z Dougiem (trwający moment) był zabawny. Jeszcze Tim Roth i Jennifer Jason Leigh w scenie likwidacji naczelnika więzienia.
Ale pozostała reszta...
Rozumiem dłużyzny, jak tę z panienką schodzącą z kanapy, jakże wnerwiającą. Nie ma nic przeciwko kilku takim "epizodom" (i tak zamiatanie podłogi jest najbardziej wkurzające ;-)). Ale dlaczego reżyser wstawił bezsensowną scenę rozmowy Audrey z tym jej mężem? Po co? Czemu tak długo to trwało? Co wnosiło? Sherilyn Fenn (jakże czekałem na jej występ) zawiodła aktorsko na całej linii (jak wcześniej np. Kimmy Robertson grająca Lucy, czy dziwnie się zachowujący David Patrick Kelly w roli Jerry'ego - fatalne aktorstwo). Aktorzy w ogóle różnie wypadają w tym sezonie. Kyle MacLachlan, Grace Zabriskie, Robert Forster, Miguel Ferrer, Dana Ashbrook, Laura Dern, Naomi Watts (objawienie!), czy paru innych wypada naprawdę solidnie na tle tej reszty. W poprzednich sezonach nie było takich przepaści, a tutaj...
Powiem krótko: dalej uwielbiam ten sezon, ale niestety odcinki takie jak ten zaniżają jego ocenę. A może to głupie z mojej strony, że liczę na coś idealnego. Mimo to mam nadzieję, że David Lynch zakończy ten sezon godnie, zostawiają widzów osłupiałych (w pozytywnym słowa znaczeniu).
Jest, jak było. Sceny intrygujące są przerywane nużącymi i tylko w magiczny sposób czasem więcej jest tych pierwszych. Natomiast aktorzy z oryginału nigdy nie byli wybitni. Mieli szczęście tam błysnąć. Natomiast Watts jest w ogóle wg mnie świetna i tutaj jest po prostu wisienką na torcie;)
Tak, ta Naomi Watts... Wybiła się właśnie dzięki Lynchowi ("Mulholland Drive"). Zawsze genialna w filmach.
Ale ta przepaść jest wnerwiająca, bo niektórzy grają naprawdę dobrze albo wręcz są kapitalni (wspomniana Watts czy MacLachlan). A inni - tragedia. Kilku młodych wszakże wybija się ponad przeciętność - np. ten chłopak co gra Richarda i Amanda Seyfried.
Cieszę się, że Watts wpadła w oko swego czasu Lynchowi, bo faktycznie kariera wtedy nabrała rozmachu. Teraz niestety jest jakby słabiej, ale Hollywood ma problem z dojrzałymi aktorkami i ciekawymi rolami. Na szczęście ona nie wygląda na swój wiek;) Amanda wiele się nie nagrała, ale miała za to świetnie zainscenizowane sceny, choć więcej w tym zasługi samego Lyncha;) Właściwie cały ciężar historii opiera się na samym Gordonie/Lynchu i jego ekipie. Mi akurat nie przeszkadza sztuczna gra Bell, bo siedzi to w konwencji, ale faktycznie drugi plan jest przeciętny; też jest w tym jakiś dysonans. Postaci przewinęło się wiele, ale gdzieś znikają, czasem wrócą na scenę i właściwie nie do końca są "spełnione", jak np większość osób z początku sezonu. Bill marnie skończył, Ci śledczy nie mieli znaczenia (a i samo efektowne morderstwo było potrzebne tylko do poznania koordynatów), mieszkańcy TP właściwie nie mieli interesujących scen, poza np. wybieraniem fotela do salonu, czy siedzeniem w barze;)
Wydaje mi się, że on nie był jej mężem z miłości tylko z jakiegoś "układu". Spytał się jej: "Chcesz zerwać nasz układ?". Więc kwestia przyznania się do zdrady nie była więc chyba dla niego aż tak krzywdząca.
Audrey miała tak dobre serce, że była rozwydrzoną smarkulą, która transakcję ojca, którą ten przygotowywał od dłuższego czasu zniszczyła dla zwykłego kaprysu. Ot, na złość tacie. Pomagała Cooperowi tylko dlatego, bo się w nim zadurzyła, i chciała się wyrwać z zaściankowego Twin Peaks.
To, co napisałeś tylko potwierdza, że ta scena jest dziwaczna i nie ma co się dopatrywać normalności w zachowaniu Audrey. Myślę, że tak nadekspresyjna gra aktorska była świadoma. Cała scena jest wystylizowana, nierzeczywista. Mąż nie jest mężem z prawdziwego zdarzenia, bo mają "układ". Scena na pierwszy rzut oka może drażnić, ale po jej analizie rodzi masę pytań i jak zwykle daje sprawozdanie z tego, że Lynch raczej nic nie robi przypadkiem (chociaż podobno tworzy intuicyjnie).
Troszkę rozkminiamy sprawę Audrey tutaj: https://www.youtube.com/watch?v=3iYq-9wM6zs
Współrzędne. Sowa. Matka. Blue Pine. Całkiem poukładany ten sezon ;) Oby jednak został rozpierdziel lekki na koniec :)
Wyjaśnij o co chodziło ze współrzędnymi i matką i niebieską różą? Bo o sowach to tutaj w ogóle nic nie ma chyba.
Początek ok nawiązanie do UFO o którym było w książce sekrety Twin Peaks, juz wiadomo dokładnie czym była błękitna róża. Jakby z takich rzeczy składał się każdy odcinek w pełni to serial bym miażdzył. Ale po tym zaczęło się to samo co zawsze w 3 sezonie, bezsensowne dłuzyzny o niczym. Zostało 6 odcinków. Ostatnio się ze mnie smiano gdy napisałem "wątek młodego Thorna czy Shelly kompletnie mnie nie obchodzi, bo pojawił się jakby z nikąd i pewnie po nic. Wszystkie te postacie pojawiły się w 3 sezonie łącznie z 20 minut. Jestem nimi równie zaciekawiony co wątkiem Ike'a czyli wcale" a tutaj doszedł jakiś niekształtny burak mąż Audrey i cała ta scena.... Nawet jeżeli te wszystkie postacie się jakoś połączą w tych ostatnich odcinkach to będzie to jakieś powierzchowne, ja nawet tych postaci nie poznałem w tym serialu. Co robi Jacoby w tym serialu i Edna lampiaca się bez przerwy na niego to nie wiem. Z Coopera zrobiono posmiewisko i wątpie że się ogarnie wcześniej niż 4 odcinki do końca a wtedy to i tak już bez sensu. James pojawił się na 5 minut w jednym odcinku nie wiem kompletnie po co. Norma pojawia się nie wiem kompletnie po co. To serial o Gordonie Cole, Albercie, Hawku i Diane ale i tak całość ich brnięcia w sprawie mozna by zmieścić w połowie odcinka.
Najwięcej czasowo w serialu jest występów muzycznych, zamiatania podłóg, gapienia się bez celowo na siebie zupełnie jak w polskim filmie parafrazując Rejs. Dla mnie już na wieki kapitalną całością stanie się Fire Walk With Me oraz season 1 i 2 (nawet mimo debilnego występu Donny i Jamesa) przynajmniej się coś działo
Scena z Sarah... mistrzostwo! Przerażające szaleństwo w jej oczach.
Wkur... mnie final kazdego odcinka, w ktorym nie wiedziec czemu musi byc obowiązkowo piosenka. Z wyjatkiem 11-go w ktorym mi się podobalo.
Scena z Hawkiem i Sarah przypomniała coś, co niosło 1szy sezon. Takie deja vu. Niesamowite. Plus scena w "Convenience Store". Oj, szykujmy się. Cierpliwi zostaną nagrodzeni. Usypianie to też sycące uczucie. Lynch robi to perfekcyjnie. Mimo, że tak wkurzyła mnie scena z Francuzką.
Scena z rozmową telefoniczną była identycznym zabiegiem jak z Francuzką.
Włożyć dwie takie długie sceny w jednym epizodzie to odwaga.
Na imdb 3x11 jest najwyżej ocenianym epizodem 3 sezonu, a 3x12 najniżej.
Sądzę, że przyczyniły się do tego te dwie sceny oraz wyraźnie słabsza druga połowa epizodu.
Scena z Sarah w sklepie: w tle brzmiały niepokojące dźwięki, jakoś dziwnie znajome... ("TP: Ogniu krocz ze mną"). Cały ten epizod z nią związany wyraźnie niepokojący. Kogo ukrywała u siebie w domu? Woodsmanów?