Trzy lata zajęło mi obejrzenie całej serii “Ucieczki w Kosmos”. Miałem ochotę napisać wrażenia wiele razy w trakcie oglądania serialu, ale wstrzymałem się z tym do ostatniego odcinka. Trudno jest wybrać, co warto napisać po tak długim czasie od pierwszego odcinka, który zamiast zachęcić, zniechęcił mnie do oglądania dalszych sezonów. Nic nie zwiastowało dobrej zabawy.
Zaczną od tego, że nie lubię seriali. W ogóle nie bawi mnie śledzenie kolejnych odcinków, tym bardziej nie wyobrażam sobie czekanie na odcinek w TV (kiedyś „Farscape” emitowany był chyba na kanale WizjaTV). „Farscape” technicznie nie różni się zbytnio od innych seriali – jest stosunkowo tani, jak na produkcję s-f, gdzie potrzeba sporego budżetu jeśli ma się spora wyobraźnię. Ponadto aktorzy grający w serialu nie są żadnymi gwiazdami, chyba że brać pod uwagę filmy klasy B na DVD. Serial ma swoją moc ukrytą pod innymi aspektami. Najpierw jednak zacznę od tego, co mi się nie podoba.
Nie lubię i nie akceptuję zbyt dużej ilości światów, realiów stworzonych przez scenarzystów. „Gwiezdne Wojny”, a „Star Trek” to dla mnie najlepszy przykład. Pierwszy – wizjonerski, drugi – tani, podrabiany, przekombinowany. Wszystkie seriale s-f w tym klimacie, kojarzą mi się ze znienawidzonym przeze mnie „Star-Trekiem”. Może dlatego, że „Star-Trek” ominął mnie w dzieciństwie, bowiem w godzinie jego emisji zwykle musiałem zapierdzielać na jakieś spotkania w kościele – taka religia na przymus za pozwoleniem szkoły. Ale pełnometrażowy film również mnie zawiódł. Właściwie pomysł i realizacja (chyba czwartej części) była tak słaba, że nie wiedziałem czy mam się śmiać, czy wyłączyć film. Nie da się uniknąć porównać do jednego serialu do drugiego, tym bardziej, że sam bohater filmu często nawiązuje do „Star-Trek” skojarzeniami.
Oglądanie coraz to nowych ras, o nowych nazwach mających kojarzyć się z czymś nieznanym było dla mnie zawsze śmieszne i żałosne. Jednak po paru odcinkach zdążyłem się zżyć z bohaterami. Odcinki skonstruowane są w taki sposób, aby po każdym chciało się natychmiast zobaczyć następny. Ja dozowałem sobie je odpowiednio, choć trudno było się powstrzymać. Bardzo mnie wciągnęły.
Efekty w serialu zwykle są bardzo słabe, nieczęsto zdarzy się zobaczyć coś miłego dla oka i efektownego pod względem fantastyki, choćby jakaś nowa planeta. Większość akcji dzieje się wewnątrz jednego statku, tym bardziej pozostaje skupiać się na postaciach. Tutaj scenarzyści nie zawiedli, bowiem postacie są bardzo wyraziste i specyficzne, przy tym nawet oryginalne pod względem charakterów. Do tego jeszcze wrócę.
Warto napisać o konsekwencji w tworzeniu projektów graficznych, elementów wyposażenie wnętrz i pojazdów. Twórcy postanowili zrezygnować z typowych sterylnych foremnych wnętrz i zastąpili je owalnymi, powikłanymi kształtami. Niby cała technologia obcych ras jest bardzo nowoczesna, a jednak nieodparcie kojarzy się z naturą i czymś orientalnym. Ten pomysł to strzał w dziesiątkę i jest to element wyróżniający świat w serialu od innych.
Muzyka jest świetna. Nie od razu, ale po jakimś czasie bardzo polubiłem element przewodni grany w openingu i endingu, ciężko było mi się przyzwyczaić do drugiego, który zastąpił oryginalny jakoś przy trzecim z czterech sezonów. Po jakimś czasie byłem już fanem tej muzyki, zawsze lubiłem słuchać pełnego utworu na początku i końcu serialu. Muzyka jest istotnym elementem serialu i sprawdza się w nim znakomicie, jednak nawet wyobraźnia muzyków ma swoje granice, dlatego kiedy trzeba stworzyć muzykę na potrzeby specyficznej imprezy na jakiejś planecie, muzyka zawsze przypomina ziemską. Kto wie, czego słuchaliby kosmici…
O czym jest ten serial… Każdy odcinek rozpoczyna poskładany ze zdań wyjętych z kontekstu monolog bohatera filmu – Johna Crichtona. John uczestniczył w kosmicznym programie „Farscape” (zamiast NASA jest tam chyba IASA), podczas którego jego wahadłowiec został wessany w tunel czasoprzestrzenny. Trafia on jednak po drugiej stronie tunelu nie na pustkę kosmiczną, ale w sam środek kosmicznej bitwy, dodatkowo przypadkiem rozbijając jeden myśliwiec obcych. Pech chciał, że w środku znajdował się brat groźnego kapitana - Craisa. Ten postanawia ścigać Amerykanina (to zawsze Amerykanie) i pomścić śmierć brata. Chriton trafia na statek kosmiczny – Moyę, gdzie dokuje i spotyka bandę różnie, dziwnie wyglądających obcych. To zbiegli więźniowie, którzy uciekają na statku kosmicznym, który z kolei jest żyjącą istotą (też dobry pomysł). Byłoby głupim, aby cały serial polegał na pościgu kapitana za Johnem, dlatego też fabuła serialu zmienia się diametralnie z sezonu na sezon. Odchodzą jedni bohaterowie, przychodzą nowi. Odejście niektórych postaci kojarzy mi się tylko z rezygnacją z występowania w serialu, bowiem noszenie na przykład niebieskiego makijażu na ciele musi być wyjątkowo męczące. W serialu takim nie można też pokazać za wiele talentu aktorskiego, niektórzy aktorzy nie mieli chyba możliwości rozwoju swoich postaci, zastępowano więc postacie nowymi. Wybrnięto z tego jednak całkiem nieźle. Żadna z postaci nie wydaje się zupełnie niepotrzebna, chociaż zawsze potrzeba trochę czasu, aby ją zaakceptować. Napiszę nieco o nich, bo to najciekawszy element serialu.
Moya – statek kosmiczny (lewiatan), który nie dość że żywy, to jeszcze zachowujący się bardziej jak zwierzę niż roślina. Potrzebuje regenerować siły, ma swoje humory, nie zawsze słucha poleceń, posiada własne zdanie i opinie na dane tematy dając temu wyraz w reakcji albo jej braku. Wydaje także dziwny dźwięk, przypominający jakiegoś wieloryba. Moya musiała widzieć „Star Wars” bowiem potrafi skoczyć w nadprzestrzeń (starburst).
Na pokładzie statku znajduje się mnóstwo małych robotów (DRD), które są czymś jak oczami i uszyma pilota statku.
Moya może mieć dzieci! Po urodzeniu swojego dziecka nazwanego Talyn (imię ojca jednej z postaci), Moya podąża własną drogą, dziecko własną. Moya rodzi statek bojowy, bardzo niebezpieczny i bardzo pożądany przez inną rasę.
John Crichton to typowy amerykański schematyczny bohater. Musi być obowiązkowo przystojny, dobrze zbudowany, mądry, odważny… resztę można sobie dopisać. Nie najmocniejsza to strona serialu, ale bardzo ważna, jeśli nie najważniejsza. Poza tym prawie przez cały serial jedyna reprezentująca naszą rasę ludzi. John najpierw pragnie wrócić na Ziemię, później pragnie szczęścia ze swoją wymarzoną kobietą u boku, a jeszcze później pragnie zgłębić tajemnicę tuneli czasoprzestrzennych. Bardzo lubiłem zabawne porównania Crichtona do ziemskich odpowiedników wielu nieznanych na naszej planecie rzeczy, szczególnie cytowanie ziemskich filmów., ale ogólnie nieprzepadam za tą postacią.
Aeryn Sun jest wielką miłością głównego bohatera. Obowiązkową, bo producenci nie wydadzą niczego, co może nie zawierać elementu miłości. Choćby serial dział się w oczyszczalni ścieków, i tak umieszczono by tak dwójkę bohaterów zakochanych w sobie po uszy(choćby w gównie).
Aeryn jest rozjemczynią, to rasa, która w założeniu ma być podobna do nas pod względem wyglądu. Różni się tym, że osobniki (Sabaceani) nie znoszą ciepła, wychowywani brutalnie, tylko do walki stanowią dziwną rasę. W społeczeństwie rozjemców liczy się tylko ranga i osiągnięcia militarne. Aeryn nie łatwo, nie od razu, ale zakochuje się w Johnie. Nie robi na mnie wrażenia rasa rozjemców, ponieważ ich charakteryzacja jest koszmarna. Piękne kobiety, które nie przypominają ani silnych, ani brutalnych oraz inni modele, z obowiązkowo wymodelowanymi włosami - specjalnie na potrzeby walki (?). Nie wspomnę o makijażach i figurach modelek płci pięknej. To wygląda naprawdę żałośnie, kiedy na ekranie paraduje jakaś tania modelka udająca, że potrafi trzymać karabin, udająca że ma talent. Jak na dominującą w kosmosie rasę, Sabaceani stworzeni do walki, są w tej walce mało skuteczni. Pudłują i łatwo dają się zabijać.
Aeryn ma bogatą przeszłość, którą serial odkrywa przed nami stopniowo. To bohaterka, która nie robi na mnie dużego wrażenia, choć urody jest oryginalnej, jednak kino od wielu lat przepełnione jest silnymi kobietami. To zaczęło być już nudne lata temu. Aeryn jest łagodna dla tych, dla których chce i jednocześnie ma swój ostry charakterek. Wygląda to tak, jakby jej zachowanie bardzo często było spowodowane okolicznościami, a nie specyficznymi cechami. To niekorzystne okoliczności w jakich znaleźli się bohaterowie powoduje między nimi spięcia, a mniej ich różnice charakterów. Mam na myśli Johna i Aeryn. Aeryn poza tym, że odwadze nie ustępuje Johnowi, doskonale wykorzystuje swoje Sabaceańskie cechy, kiedy przychodzi jej bronić siebie lub przyjaciół. Aeryn jest jednak przede wszystkim kobietą, tak więc ma pewnie stanowić osobę, z którą kobieca część widowni ma się utożsamiać. Okazuje się, że rozjemczynie są niebezpiecznie podobne do ziemskich kobiet (a to ci dopiero niespodzianka). Aeryn na początku wróg naszych bohaterów, wydalona ze służby i skazana na śmierć, podejmuje decyzję przyłączenia się do zbiegłych więźniów. Wyrok wydaje na nią sam Crais.
Crais jako z początku czarny charakter, wydawał mi się bardziej szary niż czarny, czyli trochę nijaki. Nie sądzę, aby aktor sprostał zadaniu wykreowania złowieszczego wroga Johna Crichtona, jednak kiedy zostaje sojusznikiem zbiegłych więźniów (naszych bohaterów na Moyi), od razu pasuje tam lepiej. Crais bardzo długo zmuszony jest udowadniać swoją szlachetność (właściwie do samej śmierci), ponieważ Chrichton i nie tylko on, ma duże wątpliwości co do jasności zamiarów kapitana. Co do rozjemców, są oni wg mnie małą przenośnią na ludzkość – to taka kosmiczna wersja nazistów – taki przykład na to, dokąd może zmierzać ludzkość w swojej nienawiści. Coś jak imperium w „Gwiezdnych Wojnach”.
Stark jest chyba najdziwniejszą postacią, nie sądzę aby ktokolwiek lubił go najbardziej. Jest z pochodzenia niewolnikiem (Banik). Na początku wydaje się kimś jak męczennik, czym wzbudza empatię. Po pewnym czasie wychodzą z niego jednak cechy panikarza i dziwaka. Odbija mu już całkowicie, kiedy z jego życia znika ukochana kapłanka Pa’u.
Stark nosi żelazną maskę. Zdejmując ją potrafi pomóc umierającym w przejściu do wyższego wymiaru. Potrafi te wyczuwać zmarłych. Jeśli usprawiedliwi się jego dziwne zachowanie i skupi na jego osobie, można znaleźć w nim osobę bardzo pozytywną, miejscami bohaterską i ludzką (w pozytywnym sensie).
Zhaan – kapłanka Pa'u, która charakteryzuje się łysą głową i bardzo niebieskim kolorem skóry. Wzorowana zapewne na mnichach indyjskich. Na początku jedna z najważniejszych postaci w serialu. Dla wielu może być też ulubioną. Pomimo, że jest kapłanką, posiada mnóstwo cech po prostu kobiecych, przez co nie kojarzy się wyłącznie z życiem duchowym. Jedna z najbardziej pozytywnych postaci w „Farscape”. Nie tylko często ratująca życie załodze, ale także specjalistka od wszelkich mikstur, od magicznych po perfumy. Trudno było zastąpić tę postać kimś innym.
Noranti – zastąpiła nieoficjalnie kapłankę Pa’u pod względem tworzenia mikstur. Jest to jednak postać drastycznie inna od niej. Stara, nieatrakcyjna, zwariowana czarownica z trzecim okiem i irytującą osobowością. Została ona na statku po zniszczeniu bazy rozjemców, na której była więźniem. Najbardziej przypomina mi Yodę ze „Star Wars”, jednak Yodę uwielbiam, a jej nie za bardzo.
Ka D’Argo – Luxanin, którego rasa obdarzona jest wielką siłą, honorem, porywczością i walecznością. Wyglądem, zachowaniem i różnymi cechami nieodparcie kojarzy się z wikingami. Jej osobnicy wpadają nawet w wojenny szał, podobnie jak wikingowie. Różnica jest mała – w przeciwieństwie do wikingów, ta rasa nie znosi zimna.
Ka D’Argo zdradzony przez Rozjemców i uwięziony, po latach niewoli pragnie odnaleźć swojego syna, którego nie miał nawet okazji poznać. Po drodze zakochuje się w Chianie. Ich związek jest bardzo nietypowy. Ka D’Argo jest także wiernym przyjacielem Chritona, jednak ich temperamenty powodują masę kłótni i awantur na pokładzie Moyi i poza nim.
Chiana – postać w miarę szybko dołączająca do załogi Moyi. Młoda, trochę zwariowana osoba wyglądająca jak szaro błękitna nastolatka. Porusza się dziwnie, mówi dziwnie, zawsze niespokojna, porywcza. Uciekinierka, która jest urodzoną złodziejką, aktorką i uwodzicielką. Prawdopodobnie postać wymyślona na potrzeby młodej widowni. Mało wiarygodna, ale bardzo potrzebna fabule. Jej odwaga i wrodzone talenty bardzo przydają się podczas przygód. Warto wspomnieć, że jest to osoba przypominająca hipiskę – wolny seks, przyjemności, pokój, zaufanie i empatia.
Rygel XVI – Hynerianin, dominant na swojej planecie, który stracił władzę na rzecz podstępnego brata i został uwięziony przez Rozjemców. Trudno mu się pogodzić z nowym życiem, kiedy nie może już decydować o wszystkim dookoła. To jest zdecydowanie moja ulubiona postać. Nie wyobrażam sobie, żeby nie było go w tym serialu. Rygel choć jest najmniej podobny do człowieka posiada najwięcej ludzkich cech – jest samolubny, podejrzliwy, arogancki. Zachowuje się tak, jak prawdopodobnie zachowałaby się większość ludzi w jego sytuacji. Rygel jednak nie jest groźny, raczej tchórzliwy, ale dobrze grając na jego dumie, można wyzwolić w nim wiele pozytywnych cech. Właśnie wielowarstwowość tej postaci podoba mi się najbardziej. O aktorach w serialu można powiedzieć wiele złego, ale głos Rygela, jego mimika, robią z niego najlepszego z aktorów.
Pilot – to stworzenie urodziło się aby pilotować Lewiatana. Marzeniem każdego pilota jest wzbić się w kosmos. Dla tego warto żyć i umrzeć. Życie tego pilota nie było jednak proste, bowiem siłą wmontowano jego ciało w Moyę, po zabiciu poprzedniego pilota. Ta postać nie rusza się z miejsca. Całe jej życie to konsola sterowania Lewiatanem. Ponieważ są oni połączeni fizycznie, Pilot na pierwszym miejscu stawia lojalność Moyi, później załogi. To najbardziej pozytywna postać serialu, nie posiadająca złych cech, ciesząca się z obecności załogi na pokładzie, czująca to, co czuje statek kosmiczny i prawie wcale nie reagująca złością na innych.
Scorpius – mieszaniec ras, w którym dominuje myślenie typowe dla Rozjemców. Z początku myślałem, że to świetny czarny charakter na jeden lub dwa odcinki. Dopiero później okazało się, że stał się on głównym negatywnym bohaterem serialu. Ściga on Crichtona, aby wydobyć z niego informacje o technologii tuneli czasoprzestrzeni.
Niezwykła postać bowiem niejednolita i rozwijająca się wraz z rozwojem wydarzeń. Trudno tu w skrócie wytłumaczyć, ale po pewnym czasie najbliższa po Aeryn osoba Johnowi Crichtonowi.
Pozostałe postacie to Jool i Sikozu – obie było mi ciężko zaakceptować, ponieważ przyzwyczajam się do bieżących postaci. O ile Jool bardzo mnie irytowała, tak jak większość załogi Moyi. O jakimś czasie nabrałem do niej szacunku. Najbardziej pasująca do Ka D’Argo postać. Powinni zawsze trzymać się razem. Jool została urodzona do życia w luksusie, a jej większość atrybutów jest nieprzydatna w podróży.
Sikozu natomiast to postać aż do samego końca nie bardzo dla mnie zrozumiała. Inteligentna, wyzwolona, pragmatyczna mądrala. Postać, o której trudno powiedzieć coś jednostronnego. Na pewno nie jest negatywną postacią, choć jest nieprzewidywalna i wydaje się niebezpieczna dla załogi.
Postaci negatywnych jest parę, ale nie chce mi się o nich pisać. Źli w tym filmie są mniej skomplikowani niż dobrzy. Są po prostu całkowicie źli. Zwykle ich negatywne cechy podkreśla nieatrakcyjny wygląd, choć są też wyjątki. Najbardziej podobał mi się zmutowany doktor pracujący nad DNA.
To tyle o postaciach. Teraz się będę czepiać. Ludzka wyobraźnia jest tak bardzo ograniczona, że na każdym kroku potrzeba mi było dużej dawki dystansu, żeby nie wyśmiewać pomysłów na tworzenie nowych ras, które wyglądały zwykle jak pomalowany i przebrany człowiek. Obcy wygladali jak ludzie, niektore postacie jak Predatory... Trudno mi było zaakceptować wszystkie elementy lokacji czy sprzętu, które nieodparcie nie różniły się od ziemskich. Jeden z pierwszych odcinków wygląda jak nawiązanie do Chin (mało oryginalne). Obowiązkowo w serialach tego typu musi być odcinek o zamianie na role, zarażeniu się jakąś chorobą, pasożyty, powrót w czasie, odbicie jeńców, zniszczenie jakiegoś celu, przedwczesne zestarzenie się… itd. Nie przewidziałem tylko odcinka wzorowanego na kreskówkach Warner Bros. (Struś Pędziwiatr). Jeśli ktoś oglądał inne seriale s-f albo fantasy, wie że wszystkie te seriale są fabularnie prawie takie same i bardzo szybko brakuje scenarzystom pomysłów. Bardzo podobał mi się pomysł wyjaśnienia wspólnego języka dla większości ras w filmie – istoty w tamtej galaktyce żyją z wszczepionymi implantami translacyjnymi (mikroby). Oczywiście ruch ust pokazuje zawsze angielski, a akcent prawie zawsze wskazuje na australijski, ale co tam… Nie można mieć wszystkiego. Jednak taniość serialu widać na każdym kroku. Mam na myśli w ogóle tandetę serialową. Dlatego też nie oglądam zwykle seriali. Cały sezon może być kosztowny, ale w pojedynczych odcinkach wcale tego nie widać. Najlepszy przykład to John na naszej planecie, witany zaledwie przez parę osób. Pomija się wszystko, co może być kosztowne. Jeden z pierwszych odcinków pokazuje Johna na planecie, gdzie nie tylko dom, ubrania i rzeczy wyglądają na ludzkie. Mieszkańcy także, stodoła z sianem dobiła mnie jeszcze bardziej. Trzeba sobie to wszystko wyobrażać, bo ani efekty ani wyobraźnia nie dają nam wiele. Myślę, że „Farscape” znacznie lepiej sprawdziłby się jako książka.
Ogromny plus należy się za zakończenie serii. Moim zdaniem odważne. Pisząc to jestem jeszcze przed obejrzeniem filmu kończącego historię, dlatego chciałem opisać wrażenie po zobaczeniu całej serii, czyli czterech sezonów.
Nadal uważam, że to przypadek, że obejrzałem ten serial. Nie będę go nikomu polecał, napiszę tylko, że pomimo wad i mimo wszystko małej oryginalności, nie straciłem czasu oglądając go przez bardzo długi czas. Nawet bardzo się cieszę, że go już dobrze znam.
A ja bardzo dziękuję za to wyczerpujące omówienie bo serialu nie miałam siły oglądać. Właśnie przez tych cudacznych obcych przypominających hippisów z pierwszego Startreka, żywe statki nie słuchające własnej załogi i nachalne reklamowanie serialu jako nowe "Love story".
Twoje podsumowanie przeczytałam więc z wielką uwagą :)
Co chwila cos mi sie przypomina, jestem po obejrzeniu filmu "Wojny Rozjemcow" tez cos o nim napisze w wolnej chwili.
Zauwazylem, ze Chiana to kopia androida z "Blade Runner", tak pod wzgledem wygladu jak i niespokojnego zachowania.
Jedna rasa z serialu to kopia Predatorow (pancerze, dready, helmy). Pewnie jakbym na biezaco spisywal takie rzeczy, znalazbym tego mase.
Ale co ciekawe i serial i film koncza sie w ciekawy sposob.