Po pierwszej serii sformułowałem zastrzeżenie odnośnie tego nieszczęsnego Belfastu. Jest to miejsce niezwykłe i aż się prosiło by sportretować miasto, region Ulsteru, oraz specyfikę kulturową. Drugiego takiego miasta w Europie nie ma, więc skoro osadzono tam akcję, warto było przybliżyć tło społeczno-polityczno-kulturowe. Można to było zrobić.
Po drugim sezonie stwierdzam jednak, że twórcy wybrali opcję zadowalającą. Nie absorbowali nas skomplikowaną tematyką ulsterską, nie próbowali na siłę nas w nią wprowadzać, skupili się na zupełnie innego rodzaju opowieści, nie wikłając nas w żadne klimaty polityczne, społeczne i kulturowe.
Jedyne co mnie zdziwiło, to że większość aktorów mówiła z niezbyt zrozumiałym akcentem irlandzkim, co w Ulsterze wcale takie oczywiste nie jest.
Jeśli chodzi o Anderson, to zagrała koncertowo. Kobietę twardą, bezwzględną, momentami oschłą, kryjącą w sobie ogromne pokłady tłumionych a jednocześnie kontrolowanych emocji, ukrytych za maską profesjonalizmu... Tu czy tam wyłaziła z niej swoista mizoandria, ładnie skwitowana w ostatnim odcinku przez Spectora. Anderson udało się jednak uniknąć wszelkich jednoznaczności i schematyzmu postaci, za co należą jej się ogromne brawa.
No i ten akcent. Ilu znacie Amerykanów, którzy umieją mówić z angielskim akcentem, choć wcześniej w Anglii na dłużej nigdy nie mieszkali?
Drugi sezon zaczął się niepozornie. Istniało ryzyko, że serial wpadnie w utarte koleiny, jak większość wielosezonowców tasiemcowatych. Ale druga część sezonu momentami ocierała się o majstersztyk w budowaniu klimatu i coraz bardziej złożonych relacji pomiędzy postaciami. Ostatnie 3 odcinki (nie licząc mniej udanego finału w lesie) oceniłbym na 9/10, jako rzecz rewelacyjną, wybitną w historii sztuki telewizyjnej, znakomicie zharmonizowaną, zmontowaną i zagraną.
Gillian Anderson urodziła się w Chicago, ale wczesne dzieciństwo spędziła w Londynie - do Ameryki wróciła dopiero w wieku 11 lat. Dodatkowo ma angielskie i irlandzkie korzenie, więc angielskiego akcentu nie musiała się uczyć. Podobno jest w stanie w czasie jednej rozmowy swobodnie mówić zarówno z amerykańskim jak i angielskim akcentem.
Zgadzam się z Tobą, że Anderson stworzyła postać nietuzinkową - jestem zachwycona jej grą. Dzięki tej kreacji przestała być dla mnie Daną Scully.