Dziura w płocie - tym można podsumować nowy serial Netflixa.
Dialogi to absolutna masakra, taki mały przykład to żona głównego bohatera gadająca jak żona ze Stepford. Do tego drewniane aktorstwo, czego winą moim zdaniem w dużej mierze jest słaby scenariusz i głupawe dialogi, z tego najlepszy aktor niewiele jest w stanie wycisnąć. Jak sobie przypomnę tego naukowca teatralnie płaczącego nad śmiercią swojej przełożonej to nie wiem czy się śmiać czy płakać. Kompletny brak logiki, chronologia rozprzestrzeniania się choroby wampiryzmu i sposób w jaki zarażają się ludzie nie ma sensu.
Mały spojler - główny bohater, podobno super inteligentny (o czym w dialogach kilka razy słyszymy, bo w sumie po tym co on tam wyprawia sami moglibyśmy nie wpaść na to, że on jest taki inteligentny) aby uratować syna postanawia wkraść się do ściśle strzeżonego (uwaga!) obozu koncentracyjnego dla wampirów i potencjalnych wampirów ROBIĄC DZIURĘ W PŁOCIE! Jest tam w cholerę wielkich chłopów z bronią palną, maja opancerzone furgonetki, ale wleźć tam można przez dziurę w płocie. Po drugiej stronie płotu nikt już nie jest na tyle inteligentny żeby też jakąś dziurę zrobić... Dotarłam do dziury w płocie tzn. do 8 odcinka cały czas czekając, że może jednak coś dobrego się tam w końcu wydarzy, ale wątpię i na tym kończę moją przygodę z tym serialem:/