Usilnie próbuje w tym dziele znaleźć coś dobrego.
Po kiepskim pierwszym odcinku, ten jest może nieznacznie lepszy. W końcu nawiązała się jakaś relacja z krwi i kości, Elrond z Durinem mają parę niezłych scen. Khazad-dûm jest przedstawione z epicką pompą w rytm naprawdę dobrej muzyki, aż sobie zapuściłem soundtrack po seansie. Na tym chyba plusy się kończą. Sceny z Czarnym Elfem beznadziejne, koleś zdaje się być aktorsko totalnym drewnem, a jego decyzje "a wejdę sobie do tej dziury, zamiast zebrać moich elfich ziomów i to zbadać" bezsensowne. Zresztą do tej pory nie bardzo wiem co się wydarzyło w tej dziurze, uciekał tą samą drogą i nagle znalazł się w wodzie? Co? Galadriela jest fatalna. Irytujący charakter i wątpliwe aktorstwo, jej idiotyczna decyzja doprowadziła do tego że powinna zginąć na morzu zjedzona przez morskie węże albo zmieciona przez burzę. Wątek Hobbitów na razie zostawiam, drzemie w nim potencjał.