Szwedzkiej ekranizacji powieści o Wallanderze nie widziałam, więc wypowiedzieć się na jej temat nie potrafię. Obejrzałam natomiast wersję angielską i uważam, że jest znakomita. Dostałam wszystko, co lubię, a oszczędzone mi zostało to, co drażni mnie w wielu innych serialach. Zaczynając od banałów – atutem „Wallandera” jest nie bycie tasiemcem. Dwa sezony po trzy odcinki, szczegóły każdego perfekcyjnie dopracowane, żadnych atletycznych superagentów i towarzyszących im lasek, które nawet nad ranem dysponują nienagannym makijażem i fryzurą, żadnego „jechania” na zdobytej popularności i niszczenia dobrego wrażenia „Nowymi przygodami detektywa Wallandera”. Inna rzecz, że z Kennethem Branaghiem – aktorem szekspirowskim – taki numer z pewnością by nie przeszedł. Gość należy do kurczącej się coraz bardziej rzeszy artystów, uważających swój zawód za sztukę, a nie metodę zdobycia lukratywnego zajęcia w jury kasowego reality show i miejsca na okładkach plotkarskich czasopism. Najważniejsze jednak dla mnie jest, że Wallandera nie sposób obejrzeć bezrefleksyjnie. To nie jest kryminał „rozrywkowy”, który ze zbrodni robi świetną zabawę, a widza otępia tak, że zaczyna on mówić o „fajnym pomyśle na morderstwo” i najbardziej interesuje go, kiedy agent FBI pójdzie do łóżka ze słodką panią antropolog. Klimat Wallandera jest czarno-szary, dokładnie taki, jak mroczna część natury człowieka - istoty zdolnej do zaplanowania i zrealizowania każdej perfidii wymierzonej w tak zwanego bliźniego. Praca śledczych, której efektem ma być wymierzenie sprawiedliwości, to żmudne, wypalające psychicznie gromadzenie poszlak i dowodów, zmaganie się z własnym zmęczeniem, ograniczeniami, błędami i słabościami. Nie ma dziesiątków technologicznych gadżetów samorozwiązujących zagadkę, nie ma idiotycznych, komediowych „rozluźniaczy”, nie licujących z ohydą zbrodni, a wmawiających widzowi, że morderstwo to pikuś – najważniejsze, żeby się dobrze przy nim bawić. Wallander to pod każdym względem doskonały film.(Nad świetną rolą Branagha, pozostałą obsadą i reżyserią nie będę się już rozwodzić.)