Sitcomowe odcinki mnie zmęczyły, może są ciekawe dla fanów starych seriali z USA, jak wreszcie zaczęło się coś dziać to szybko przeszło w nawalankę z generycznym marvelowym przeciwnikiem vol. 2137. Wątki poboczne denerwująco zagranych "agentów" - chwilami dziwnie pogmatwane a finalnie nic a nic nie wniosły. Dwójka głównych aktorów dużo tu robi swoją wszechstronnością i charyzmą ale to trochę za mało. Zmarnowany potencjał Quicksilvera który nie wiem po co tam był - mam nadzieję że pojawi się jeszcze w MCU ale cholera wie bo nikt nam nie raczył w zasadzie wprost wyjaśnić skąd on tam się wziął. Wyświechtane motywy typu główny zły tłumaczy swój niecny plan schwytanemu protagoniście/stce (który swoją drogą był jakiś mega pokrętny) albo zły i bezwzględny wysoko postawiony gość z wywiadu/wojska (w tym wypadku to pierwsze) którego musi powstrzymać grupka szlachetnych podwładnych ("za co oni go w ogóle aresztowali na końcu, skoro Vision był odtwarzany na legalu, a nikt nie wie że im uciekł). Nie wiem, jak ten serial ma być rzekomym wstępem do Doctora Strange 2, w zasadzie jedyne co zrobił to dał Wandzie parę nowych skilli bo ze stratą raczej i tak się nie pogodziła. Dzięki głównym aktorom ogląda się to nawet okej, jednak było tu trochę ciekawych pomysłów.