Czy my wszyscy bierzemy tutaj udział w zbiorowej halucynacji? Nie rozumiem tego eksperymentu społecznego, czemu twórcy obsadzają Borysa Szyca w głównej roli i potem przez cały sezon próbują wmówić widzom, że to typ gościa, który podoba się każdej kobiecie i chce mieć go za kumpla każdy facet? Jasne, są aktorzy, osobowości z taką aurą - w tym momencie przychodzi mi do głowy Harrison Ford, zresztą David Duchovny też zdecydowanie bardziej przekonująco wypadł w roli Hanka Moody'ego w Californication, z którego to serialu bez wątpienia został zerżnięty pomysł na Warszawiankę. Dawno nie brałam udziału w takim filmowym gaslightingu, kiedy to twórcy usilnie chcą mnie przekonać, że białe jest czarne, bohater wart jest naszej uwagi, bo przecież w serialu wszyscy mają do niego słabość, taki słodki drań, ech ech. Nie wiem co brali twórcy podczas realizacji tego serialu, ale następnym razem weźcie tego mniej, miało być inteligentnie i edgy a wyszła jakaś alternatywa Emily w Paryżu - Franek w Warszafce.