W moim przekonaniu postać Czułego jest totalnie oderwana od, koniecznego tutaj, realizmu, jeśli film miałby opowiedzieć tragiczną (wcale nie tragikomiczną) historię kompletnie pogubionego faceta, który pomimo metrykalnej czterdziestki, wciąż jest tylko spragnionym miłości chłopcem.
To nie Warszawa jest miastem tragicznym. To jego życie w niej jest tragiczne, bo nie ma się nijak do jego pragnień, zwyczajnych ludzkich pragnień: piękna, miłości, bycia ważnym dla bliskich - akceptacji.
A wracając do początku: facet przepity, niedomyty, sterany nieustającą "balangą" zwyczajnie śmierdzi i jest odrażający, a tutaj wszyscy go przytulają, całują bądź pozwalają się całować, kobiety idą z nim do łóżka, i żadna z tych postaci, łącznie z córką, nie odsuwa się odruchowo, kiedy on chucha im w twarz odorem przetrawionego lub świeżo wypitego alkoholu pomieszanego z papierosami i czym-tam-jeszcze, co właśnie zaćpał.
W efekcie postać głównego bohatera jest powierzchowna, choć wydaje się, że miała być tragiczna, jest słaba, chociaż bardzo dobrze zagrana przez Borysa Szyca, i tak naprawdę oglądanie filmu się dłuży i jest nudne.
Owszem, pierwszy odcinek obejrzałam w całości. Był męczący, bo jest męczące, kiedy patrzy się na takie rzeczy, ale drugi już zostawiłam w którymś momencie.
Uważam, że można było zrobić dobry, gęsty scenariusz tej historii i pokazać głębię tragedii Czułego, ale na razie mam wrażenie, że raczej chodziło o prześlizgnięcie się po temacie uzależnienia i współczesnego życia w potwornym pędzie i zapomnieniu o podstawowych prostych wartościach, jak choćby spojrzenie w nocne niebo gdzieś, za miastem przy wykorzystaniu do obsady całej rzeszy znakomitych aktorów, którzy jednak, jak dotąd, nie bardzo mają co w tym filmie zagrać.