PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=724464}

Wiedźmin

The Witcher
2019 -
7,0 199 tys. ocen
7,0 10 1 199497
5,4 65 krytyków
Wiedźmin
powrót do forum serialu Wiedźmin

"Ja ci to może wybaczę, ale sztuka nigdy!"
- Jaskier, zwany Niezrównanym. Przez niektóre dziewczęta.

Chciałbym móc powiedzieć z czystym sumieniem, że "Wiedźmin" od Netflixa wymiata. W końcu ten tytuł to nasze dobro narodowe. Jak to jest w rzeczywistości?
Wiele osób marudziło przed premierą, że serial mało słowiański będzie. Ja miałem nieco inną refleksję, a mianowicie, że okaże się mało polski (o co nietrudno kiedy za produkcją stoją Amerykanie). Wszak "Wiedźmin" to polska książka, polskim językiem spisana. Pan Sapkowski z kolei, to pisarz, który językiem polskim włada i bawi się wyśmienicie. Dzięki czemu bawi się z nim również czytelnik i jak sądzę, "Wiedźmin" w żadnym innym języku nie jest równie błyskotliwy i zabawny jak po polsku (bo "Wiedźmin" jak przystało na literaturę rozrywkową jest również zabawny- bawi nie tylko żartami, ale również lekkim piórem, charakterystycznym stylem, barwnym językiem). Serial natomiast to amerykańska produkcja, skrojona pod to by trafić w gusta publiczności międzynarodowej. W książce język jak wiadomo jest najważniejszy, ale w przypadku adaptacji na język filmu liczą się równie mocno aspekty wizualne i dźwiękowe, a także aktorstwo, co rokowało pewne nadzieje, że to się może udać. To w końcu inny rodzaj sztuki, rządzący się innymi prawami, a adaptacja nie zawsze musi się wiernie trzymać pierwotnego dzieła. Jak wtajemniczeni zapewne wiedzą polska próba zekranizowania "Wiedźmina" wyszła jak wyszła (nie była aż tak tragiczna jak przyjęło się sądzić, szczególnie w wersji odcinkowej), zatem nadzieja w Amerykanach i ich budżecie była przeważająca. Do tego do roli Geralta zaangażowano odtwórcę Supermana - Henry'ego Cavilla, pasjonata i znawcę tematu. Udostępniane przed premierą materiały promocyjne pozwalały sądzić, że wszystko zmierza we właściwym kierunku, zapowiadały realizacyjny rozmach całego przedsięwzięcia stojącego za produkcją. Nie zwykłem jednak chwalić dnia przed zachodem słońca, ani oceniać smaku zupy po widoku samych jej składników, jak mówił w jednym z wywiadów Andrzej Sapkowski. Zastanawiało mnie czy twórcom uda się choć trochę uchwycić ducha książek, czy będzie to tylko sprawna, powierzchowna wizualizacja świata przedstawionego i opisywanej w nich fabuły, słowem - sztampowe, komercyjne fantasy? Żeby mieć w tym względzie szersze rozeznanie należałoby się przyjrzeć również samemu autorowi, którego można określić mianem erudyty, a niektórzy krytycy widzieli w nim przedstawiciela postmodernizmu, od czego pisarz się odżegnywał. Ale faktem jest, że Sapkowski tworząc "Wiedźmina" zaczął od zapożyczania elementów z różnych źródeł, nie tylko z mitologii słowiańskiej, przerabiał bajki, sięgał do klasyki fantasy, legend arturiańskich i powieści historycznych, przy tym nawiązywał do rzeczywistości poruszając m.in. problematykę segregacji rasowej, rasizmu, dyskryminacji, czy feminizmu. Miksował ze sobą to wszystko w tyglu własnego umysłu, uzyskując finalnie nową jakość w polskiej popkulturze. Paradoksalnie "Wiedźminowi" bliżej pod tym względem do "Shreka" czy "Hellboya" (albo odwrotnie, tym tytułom do "Wiedźmina", który jakby nie było był wcześniej), niż do "Starej baśni", czy "Władcy pierścieni". Domniemana słowiańskość "Wiedźmina" to bodaj wpływ pierwszego adaptatora książki na medium stojące na granicy literatury i filmu, czyli Bogusława Polcha i komiksu, który spod jego ręki wyszedł. Polch zilustrował "Wiedźmina" jakby to była "Stara baśń". Jest to całkiem niezła idea, biorąc pod uwagę krąg kulturowy, z którego pochodzi. Odnoszę wrażenie, że na jego pomyśle opierały się w jakimś stopniu późniejsze adaptacje (no może poza grzywką Geralta). Sapkowski już wtedy w wywiadzie opublikowanym na łamach magazynu Komiks, mówił m.in. "Jest zasługą Bogdana, że widząc ten świat narysowany, zacząłem po raz pierwszy widzieć go całościowo! Ale w szczegółach już tkwiło licho. (...) Banda Renfri miała wyglądać jak heavy-metalowa kapela satanistów, u Bogusia wyszła grupa odpustowych dziadów w worach pokutnych z kapturami. Co ja się będę krzywił: gdybym potrafił rysować, to sam bym narysował." A zatem wyobrażał to sobie nieco inaczej. Oczywiście, produkcja serialu Netflixa zapewne nie doszłaby do skutku gdyby nie międzynarodowy sukces gier ze stajni CD Projekt. Tam świat wykreowany przez Sapkowskiego został nie tylko mistrzowsko zaprojektowany, rozbudowany, ale i ożywiony. Nie miałem złudzeń co do tego, że twórcy odcinkowego "Witchera" będą głównie pod wpływem tej wizji artystycznej i z niej zaczerpną najwięcej, choć podkreślali nie raz, że powołują do życia adaptację książkowego pierwowzoru. Jednym z producentów jest zresztą nominowany niegdyś do Oskara za reżyserię animacji "Katedra" Tomek Bagiński, który wraz ze studiem Platige Image stał wcześniej za prerenderowanymi sekwencjami na potrzeby gry.
A zatem jak się ma do tego wszystkiego nowy serial? Przeniesienie prozy Sapkowskiego na ekran udało się tym razem połowicznie, a w czasie oglądania towarzyszyły mi odczucia ambiwalentne. Pierwszy sezon jest krótko mówiąc nierówny. Niektóre sceny są świetnie i pomysłowo nakręcone, w innych kuleje niemalże wszystko. Największe zastrzeżenia mam do - nazwijmy to - spłycenia tematu. "Wiedźmin" Netflixa to niestety sztampowe, komercyjne fantasy, które tylko ślizga się po powierzchni literackiego pierwowzoru. Fabuła książek jest mocno okrojona i uproszczona, pozbawiona siły przekazu. Zabrakło wielu nawiązań, na których Sapkowski budował świat Wiedźmina. A i tak ma się wrażenie, że za dużo na raz chciano upchnąć w tych ośmiu epizodach. W serialu nie bardzo czuć ducha polskiej literatury. Dialogi, tak soczyste u Sapkowskiego, tutaj czasami wypadają nędznie. Co gorsza zdarza się, że wieje nudą. Gotowy przepis na sukces, pod postacią opowiadań, został spalony już na starcie. Najlepsze według mnie ze zbioru, "Mniejsze zło", zostało chaotycznie pocięte i przedstawione po łebkach, w telegraficznym skrócie, jakby w formie retrospekcji. Motywacje postaci są niejasne, wydarzenia prą naprzód do szybkiego rozwiązania. Które jest, o dziwo, satysfakcjonujące. Tutaj przejdę do tego co według mnie zagrało w serialu. Choreografia scen walki, dekoracje, kostiumy (poza słynnymi już zbrojami żołnierzy Nilfgaardu), scenografia, plenery, estetyka, klimat - robią poniekąd wrażenie. Może nie widać nie wiadomo jak wielkiego budżetu, ale serial ma swego rodzaju magiczną atmosferę. Pomimo nielicznych potknięć ogląda się to dobrze, produkcja stoi pod tym względem na przyzwoitym poziomie. Z wyjątkiem odcinka ze smokiem, który to jest równie licho wykonany jak ten z pamiętnej adaptacji polskiej (biorąc pod uwagę, który rok obecnie mamy, choć to też nic do rzeczy nie ma, bo świetnie przedstawiony smok był już np. w filmie "Dragonslayer" z 1981 roku) i bitwy o Sodden, którą można było pokazać o wiele klimatyczniej, albo najlepiej wcale (mimo to fajnie zobaczyć Zamek Ogrodzieniec jako tło wydarzeń). Tym bardziej uwidacznia się niestety zmarnotrawiony potencjał na poziomie scenariusza. Serial wciągnął mnie tylko ze względu na to, że chciałem się przekonać jak to wszystko zostało zobrazowane. Ale nie tak jak książki, których kiedyś nie mogłem odłożyć i musiałem się koniecznie dowiedzieć co będzie dalej. Od oglądania można się spokojnie oderwać, szczególnie kiedy zna się materiał źródłowy. Ci którzy go nie znają mogą być poniekąd zagubieni na początku. Doceniam, że chciano pokazać zarówno coś nowego, jak i to co w książkach było tylko zasugerowane, szczątkowo opisane, takie prawo adaptacji. Szkoda, że kosztem tego co w nich było najlepsze. Ciekawie wyszedł wątek dotyczący przemiany Yennefer. Anya Chalotra przyciąga swoją grą uwagę. Podobnie jak w przypadku polskiej wersji z 2002 roku najjaśnieszym punktem widowiska jest aktor wcielający sie w postać Geralta. Trzeba przyznać, że Henry Cavill spisał się na medal. Choć może nie przypomina on wizualnie Geralta z książki ("Kawał chłopa, pomyślała odruchowo, choć chudy, ale jedna żyła... Łeb biały, ale brzuch płaski niby u młodzika, widno, że trud mu druhem, a nie słonina i piwo..."), to odegrał swoją rolę jak trzeba. Freya Allan także jest dobrze dobrana do roli, choć póki co nie miała okazji zbyt wiele zaprezentować. Reszta obsady specjalnie nie razi, na wyróżnienie zasługują m.in. MyAnna Buring wcielająca się w postać Tissai de Vries, czy Adam Levy w roli Myszowora. Natomiast Joey Batey jako Jaskier jest całkiem zabawny, czyli tak jak być powinno (ale do Zamachowskiego mu daleko). A skoro o Jaskrze mowa, to wypadałoby się pochylić jeszcze nad muzyką, która jest doskonale obojętna przez większość czasu. Nie jest to tego kalibru ścieżka dźwiękowa co soundtrack stworzony na potrzeby gier, czy muzyka Ciechowskiego do filmu z Żebrowskim.
Podsumowując, Polacy jednak lepiej czują "Wiedźmina" niż Amerykanie, ale to było do przewidzenia. Gdyby serial z 2002 roku miał taki budżet jak produkcja Netflixa to byłby to nie lada hit wiekopomny. "Wiedźmin" Anno Domini 2019 przemówił do mnie, nie słowami języka polskiego, ale tymi charakterystycznymi dla języka filmowego i wyszło mu to średnio. To zbyt mało, żeby piać z zachwytu. Potencjał jednak na przyszłość jest, więc może zostanie lepiej wykorzystany w kolejnych sezonach. Zdarzały się już seriale, które z sezonu na sezon zyskiwały na jakości. Polecam na pewno fanom "Wieśka", jeśli chcą się przekonać jak wygląda amerykańska wariacja na jego temat, czy zwolennikom gier video, bo na fali ich popularności ta produkcja powstała. Ludziom, którzy nie byli wcześniej zainteresowani tematem odradzałbym, chyba, że przepadają za gatunkiem fantasy. A jak ktoś nigdy nie słyszał o "Wiedźminie" to rekomenduję w pierwszej kolejności książki, które są po prostu dużo lepsze i posłuchanie muzyki skomponowanej przez Grzegorza Ciechowskiego. Czy serial spełnił moje oczekiwania? I tak i nie. Serial sprawdza się jako niezobowiązująca rozrywka, luźna adaptacja opowiadań. Mnie marzyłby się Wiedźmin, który rzetelniej nawiązuje do ducha i fabuły pierwowzoru, z takim klimatem jaki miał np. film "Wij" z 1967 roku. To byłoby coś.

*fragment wypowiedzi Andrzeja Sapkowskiego pochodzi z wywiadu opublikowanego na łamach magazynu Komiks nr.8(26) 1993 rok.

ocenił(a) serial na 5
joe_kaktus

Nic dodać, nic ująć. Gdyby nie głupie potknięcia, koncentracja nie na tych wątkach, na których trzeba, upychanie wydarzeń "na siłę" i jednoczesne nieuzasadnione dłużyzny, zubożenie części postaci na rzecz pokazania innych, całkowicie nieistotnych, całość 1 sezonu byłaby naprawdę dobra, a kto wie, może i świetna. To naprawdę nie wymagało wiele pracy. Może z 1 odcinek więcej, góra dwa i dostalibyśmy produkt filmowy pełnokrwisty i sycący. Tak sobie myślę.....