Właśnie obejrzałam całość i jestem ogólnie zadowolona. Ale twórcy mają ewidentnie problem z magią. Chcą zrobić inaczej niż w książce, ale nie mają pomysłu. Przez te 8 odcinków nie przedstawili nam dokładnie jak działa magia i co mogą magowie, a mieli ku temu okazję - szkolenie Yennefer. W rezultacie Yennefer najpierw naparza się z atakującymi ją typkami na miecze - dlaczego? Nie może użyć jakiegoś prostego, a skutecznego zaklęcia? A później sama pali pół armii. Dziwne... I zupełnie nie łapię rozwoju postaci Vilgefortza. Co on tam odwalił na końcu? Chcą nam pokazać, że jest szalony? I dlaczego Nilfgaard to nagle jakieś sekciarskie imperium zła? Tego też nie czaję, ale może wyjaśni się w następnych sezonach.
O, też odniosłam wrażenie, że Nilfgaard został przedstawiony jako fanatyczna armia religijna wyznająca Biały Płomień, a nie oddana cesarzowi, świetnie wyszkolona i dowodzona armia imperium (w serialu Nilfgaard jest nazywany "królestwem").
Ok, jestem świadoma, że twórcy mogli nieco nagiąć interpretację, by pokazać widzowi nieznającemu sagi czy chociaż gier, że Czarni to są "ci źli", ale... Trąci mi kultem Corama Agh Tera.