Rozumiem, że adaptacje rządzą się własnymi prawami, ale to nie oznacza, że adaptacja ma być o WIELE gorsza od pierwowzoru. Wątek Geralta jest dominowany przez wątki Ciri i Yennefer, które moim zdaniem nie powinny być głównymi bohaterami w adaptacji opowiadań. Przemiana Yennefer jako bohaterki jest niewiarygodna, a Ciri jest... Jest po prostu niejaka. Jednak najbardziej mnie boli to, że historie z opowiadań są podciągnięte pod główną linię fabularną, a nie stanowią oddzielnej, samodzielnej historii. Jest jeszcze dużo, kostiumy, dziury logiczne, pominięte wątki i słabi bogaterowie (Foltest, Calathe, Vilgefortz)
Adaptacje nie rządzą się żadnymi szczególnymi prawami, poza tym, że są przekładem (co zawsze wiąże się z pewnymi wyzwaniami). To, że niektórzy - łącznie z producentką wykonawczą (showrunnerką) tego serialu - usiłują Ci wmówić, że jest inaczej, to tylko marna próba uzasadniania własnych, niedorzecznych decyzji i typowo postmodernistycznego zakłamania znaczeń językowych (spin).
Podobnie należy oceniać próby niektórych teoretyków, którzy usiłują wtórnie włożyć w te słowa sens, którego w nich nie ma i nigdy nie było! (w jęz. angielskim nie ma nawet słowa ekranizacja, mówi się screen adaptation). W przypadku przenoszenia dzieła na ekran adaptacja i ekranizacja są słowami używanymi wymiennie. Adaptacja to po prostu przekład dzieła na inny środek wyrazu (np. opowiadania na sztukę teatralną). Jak zresztą sama nazwa wskazuje (adaptation: dostosowanie). Ekranizacja to po prostu odmiana adaptacji, będąca przekładem na język kina. Niczego to samo w sobie nie stwierdza o dosłowności tego przekładu.
Dlatego możemy powiedzieć i mówimy: "wierna/luźna adaptacja", bo wymaga to takiego dookreślenia. To, że ktoś dokonuje adaptacji książki na serial, w żaden sposób nie zakłada, że będzie w sposób swobodny i dowolny traktował materiał źródłowy. To jest kwestia wyboru.